19 października Michał Sobiech pokonał na gali KSW 99 Karola Kutyłę. Po gali świętował sukces ze swoimi znajomymi. Czuł się bardzo dobrze. Nie przypuszczał, że w pewnym momencie euforia zamieni się w... ogromny niepokój o życie.
"Ta historia nie powinna się nigdy wydarzyć. Prawie dostałem sepsy. Miałem zgodę na usunięcie woreczka żółciowego tuż przed nosem. Zasypiałem, nie wiedząc, czy jutro się obudzę. Nie chcę mówić, że mogłem umrzeć - ale fakt jest taki, że gdybym miał więcej pecha, mogłoby mnie już tutaj nie być. Ale zacznijmy od początku" - napisał Michał Sobiech na swoim blogu.
Następnie zdradził, że przed galą nie miał żadnych problemów ze zdrowiem. Po walce natomiast borykał się jedynie ze spuchniętym okiem. Dopisywał mu humor, dopisywało też samopoczucie. Radośnie świętował ze znajomymi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym
"Bez żadnych ciężkich melanży, dragów, potarganych filmów, hektolitrów wódki" - zapewnił.
Dwa dni po gali zawodnik zaczął gorączkować i tracić siły. Doszło do tego, że trafił na SOR. Tam zaopiekowano się nim. Sobiech przeszedł serię badań, a poza tym przyjął antybiotyki.
"Miałem jakieś 38,5°C, ale mówiłem sobie: 'Okej, pora pocierpieć po walce i po nocnym gonieniu po mieście'. Wziąłem leki, jedne, drugie - gorączka nie spadała, byłem cały zlany potem. Bluza, w której spałem, była tak mokra, że mogłem ją prawie wykręcić. Przeżyłem jakoś noc i obudziliśmy się we wtorek. We wtorek moja Emilka miała urodziny. Miałem zaplanowane dla niej pewne atrakcje (które finalnie nie doszły do skutku, aż do dziś). Poszliśmy na późne śniadanie, mieliśmy wrócić i lecieć dalej. Siedzieliśmy w kawiarni, a ja cały czas miałem dreszcze i gorączkę" - zrelacjonował.
"Mieliśmy wrócić na chwilę do domu, bo chciałem 'na chwilę' się położyć. Skończyło się tak, że położyłem się o 15 i nie umiałem wstać. O 22:30 wstałem. (…) Lekarz Robert wytłumaczył, że muszę zostać na noc na SOR-ze, podadzą mi antybiotyki, rano poprawimy wyniki krwi i, jeśli będzie wszystko okej, mnie wypuszczą. (…) W międzyczasie przypomniałem sobie, że mój przeciwnik po walce przyznał się, że miał gronkowca, i przekazałem tę informację komuś na sali. To była środa wieczorem" - kontynuował.
Kutyła zaraz po pojedynku w rozmowie z reporterem inthecage.pl wyznał, że był wcześniej zarażony gronkowcem. Opisał jednocześnie objawy, z jakimi się zmagał. Ujawnił też, że antybiotyku nie stosował, by nie osłabiać organizmu.
Sobiech, po otrzymaniu wyników badań, jest już przekonany, że został zarażony w trakcie walki.
"Wyniki były dodatnie. Mój przeciwnik w trakcie walki zaraził mnie gronkowcem i paciorkowcem, przez co prawie usunięto mi niesłusznie woreczek żółciowy, prawie umarłem, straciłem tydzień życia, mnóstwo zdrowia, a moja rodzina przeżyła koszmar.Czuję się jak gówno, a moje ciało jest w tragicznym stanie od leków, zakażenia i innych czynników. A dodatkowo zniszczyłem urodziny mojej Emilce i straciłem bilet za 1,5 tys. zł (w środę mieliśmy lecieć do Hiszpanii)" - podsumował.