Maciej Kmiecik: Jako nastolatka byłaś na igrzyskach olimpijskich w Atenach jako uczestniczka sztafety z Ostrowa Wielkopolskiego do Aten. Do kolebki igrzysk dotarłaś na rowerze. Czy wówczas przeszło ci przez myśl, że kiedyś pojedziesz na igrzyska olimpijskie jako sportowiec?
Katarzyna Pawłowska:
W głębi serca o tym marzyłam. Każdy sportowiec u progu swojej kariery marzy chyba o tym, by pojechać na igrzyska olimpijskie. Najpierw myśli się o tym, by zostać uczestnikiem tego najważniejszego wydarzenia, a później z biegiem lat marzy się o medalach.
Co czułaś, kiedy wywalczyłaś olimpijską nominację, wszak nie gwarantował Ci tego nawet tytuł mistrzyni świata w scratch'u, a dopiero szansę dostałeś po wywalczeniu złotego medalu w mistrzostwach Polski w wyścigu szosowym?
- Jak każdy wie, było z moją nominacją lekkie zamieszanie. Początkowo wydawało się, że nawet tytuł mistrzyni Polski nie da mi tej nominacji. Uważam jednak, że zasłużyłam na nominację, wywalczając tytuł mistrzowski. Bardzo ucieszyłam się, kiedy okazało się, że pojadę na igrzyska olimpijskie. Zarząd Polskiego Związku Kolarskiego dał mi w pewien sposób szansę i myślę, że ją wykorzystałam.
Jakie wrażenia wywiozłaś z igrzysk olimpijskich?
- Atmosfera w wiosce olimpijskiej była świetna. Wszyscy dla siebie byli życzliwi, uśmiechnięci. Nie dało się wyczuć jakieś napiętej atmosfery, nerwów. Jak to my mówimy w żargonie sportowym "spalary". Sam wyścig wspominam także bardzo miło. Mimo chłodu i deszczu na całej 140-kilometrowej trasie było mnóstwo ludzi. Kibicowali wszystkim, bez względu na narodowość. Wrzawa była niesamowita. W takiej atmosferze jedzie się świetnie.
Trasa wiodła ulicami pięknego Londynu...
- Tak, tak. Londyn to piękne miasto. Wcześniej już byłam w stolicy Anglii na rekonesansie olimpijskim. Mogłam więc podziwiać piękne zabytki Londynu, aczkolwiek nie chciałabym tam mieszkać ze względu na korki.
Zajęłaś 11 miejsce, co jest bardzo dobrym wynikiem, ale pewnie gdyby nie ucieczka byłabyś jeszcze wyżej. Praktycznie przez cały wyścig jechałaś w czołówce peletonu. Takie było założenie?
- Tak. Miałam nie wdawać się w jakieś drobne próby ucieczek. Jeśli - moim zdaniem - któraś z ucieczek miała szansę powodzenia, miałam się tam znaleźć. Stało się tak jak się stało i niestety przegapiłam moment, gdy poszła decydująca ucieczka. Wzięło się to pewnie z tego, że doszło wcześniej do drobnej kraksy. Miałam jechać w peletonie, nie wychylać się zbytnio. Po cichu liczyłam na finisz z peletonu. Jedenaste miejsce jest dobre. Jestem z niego w miarę zadowolona, aczkolwiek mam pewien niedosyt, bo mogłam zrobić to ciut lepiej. Byłam jedenasta i śmieję się, że dzięki temu mam co poprawiać w przyszłości.
Brałaś udział w ceremonii otwarcia igrzysk?
- Niestety, nie. Ceremonia odbywała się w piątek, czyli dwa dni przed moim startem. Nie było więc sensu eksploatować nóg, które są mi potrzebne do ścigania (śmiech). Podczas ceremonii otwarcia trzeba było stać kilka godzin. Ja musiałam skupić się na jak najlepszym przygotowaniu do niedzielnego wyścigu.
Po swoim starcie miałaś okazję zobaczyć jakieś występy Polaków na igrzyskach olimpijskich?
- Byłam w Londynie jeszcze przez cztery dni po moim wyścigu. Miałam więc okazję poczuć atmosferę igrzysk olimpijskich. Wcześniej było skupienie i wyciszenie przed startem. Dopiero po wyścigu mogłam pójść na mecz siatkarzy, zwiedzić wioskę olimpijską czy poznać innych sportowców.
Spotkałaś jakieś gwiazdy sportu?
- Miałem okazję widzieć na naszej stołówce gwiazdy lekkoatletyki ze Stanów Zjednoczonych czy Jamajki. Spotkałam także wielu słynnych kolarzy. Naprawdę było to bardzo miłe przeżycie.
W drugiej części rozmowy Katarzyna Pawłowska opowiedziała m.in. o sensacyjnym finiszu w konkurencji scratch, który dał jej tytuł mistrzowski, a także o najbliższych planach pochodzącej z podostrowskich Przygodzic kolarskiej mistrzyni świata.