Biało-Czerwone z Amerykankami wcześniej nie wygrały nigdy, do startu w Japonii taki wyczyn dla wielu wciąż pozostawał w sferze marzeń. Wierzył chyba tylko Matusiński, który przed biegiem wbijał dziewczynom do głów, że potęgę da się zatrzymać. - Pokonanie ich było dla nas zawsze celem tak odległym, jak lot na Księżyc. Ktoś jednak kiedyś na tym Księżycu wylądował i od tego wszystko się zaczęło - mówiła po biegu oficerowi prasowemu polskiej kadry rozemocjonowana Małgorzata Hołub-Kowalik.
Dziś ze swoich słów trochę się śmieje, bo popłynęła na fali euforii. Rezultat z Jokohamy - nawet osiągnięty w tak wczesnej fazie sezonu, na zawodach bez medali, ale z dużymi nagrodami, zwanych tylko "nieoficjalnymi mistrzostwami świata sztafet" - to jednak wciąż wyczyn sensacyjny, bez precedensu. Na Twitterze Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki (IAAF) mogliśmy wręcz przeczytać o "detronizacji".
Poland dethrones the US for the first time in the women's 4x400m at the #IAAFWorldRelays
— IAAF (@iaaforg) 15 maja 2019
Day 1 wrap: https://t.co/Ur0z5Fn3b8
Day 2 wrap: https://t.co/sGevXapVS2 pic.twitter.com/pcmSdMMB1n
Amerykanki bez klasy
Więcej, niż samo zwycięstwo, o osiągnięciu Polek mówi chyba zachowanie Amerykanek. - Po biegu podeszłyśmy im pogratulować, a one po prostu się odwróciły i poszły w swoją stronę - opowiada nam Hołub-Kowalik. Jej wersję potwierdza Matusiński: - Mam wrażenie, że Amerykanki przed startem zwykle lekceważą rywalki i teraz mogły się zdziwić. A później nie chciały przyjąć od nas gratulacji.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". W czym tkwi fenomen Pochettino? "O jakości trenera decyduje to, co wykrzesał z piłkarzy"
Zawodniczki zza Oceanu mogły być zszokowane, bo Polki zamachnęły się na mocarstwo. Amerykanki ze złotymi medalami kończyły trzy ostatnie igrzyska olimpijskie, z pięciu ostatnich finałów mistrzostw świata wygrały cztery. Teraz sposób znalazła na nie sztafeta, która ledwie półtora roku wcześniej zadebiutowała na podium MŚ w Londynie. Wtedy wydawało się, że to szczyt, wynik z kosmosu. A Polki wciąż przesuwają granicę możliwości.
Iga Baumgart-Witan poszła w kamasze -->
- Przed startem w Londynie nawet nie marzyłyśmy o medalu. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia - śmieje się Hołub-Kowalik. - Wiemy, że w Jokohamie u Amerykanek nie było chociażby Allyson Felix, która umie zrobić na swojej zmianie niesamowite rzeczy. Pokazałyśmy jednak, że jesteśmy w bardzo dobrej formie i rywalki, które zawsze były gdzieś 50 metrów przed nami, teraz dobiegły do mety za naszymi plecami.
Polki bez kompleksów
Z takich imprez, jak IAAF World Relays, nie wolno oczywiście wyciągać daleko idących wniosków. To zawody otwierające sezon, który w dodatku będzie najdłuższy w historii (MŚ rozpoczną się 28 września). Podopieczne Matusińskiego wygrały finał w czasie, który na największych imprezach jest granicą awansu do finału (3:27.49). Na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich i one, i rywalki będą biegały dużo szybciej.
Amerykanki na IO w Rio zdobyły złoto z czasem (3:19,06), o klasę lepszym nawet od rekordu Polski (3:24.49). Ich czołowe zawodniczki w startach indywidualnych łamią granicę pięćdziesięciu sekund, a tak szybko w Polsce biegała tylko Irena Szewińska. Wynik sztafety nigdy nie jest jednak sumą czasów. Trzeba być mocnym psychicznie, silnym w walce na łokcie, sprytnym i mądrym taktycznie.
Monika Pyrek: Dopingowicze do więzienia -->
- Na imprezach mistrzowskich liczą się miejsca, a nie czasy. Kiedyś mieliśmy prosty plan, powtarzałem dziewczynom: "Nie wygramy z Amerykankami i Jamajkami, musimy być najlepszą sztafetą w Europie. To może dać brąz". Ta pierwsza sztafeta wciąż wydaję się być poza zasięgiem, ale tak naprawdę nie musimy się bać nikogo - mówi Matusiński. A Hołub-Kowalik dodaje, że wraz z dziewczynami pozbyły się wszelkich kompleksów. To ze startu w Jokohamie może być największym zyskiem.
Szeroka ławka
Niezwykłe w wynikach polskiej sztafety jest to, że źródłem sukcesów jest szeroka grupa, nie 4-osobowy skład. Polki w Jokohamie wygrały bez kontuzjowanej Igi Baumgart-Witan, która zimą długo kręciła najlepsze czasy w Europie. Kilka tygodni wcześniej w Birmingham po złoto pobiegła debiutująca w sztafecie była 100- i 200-metrówka Anna Kiełbasińska, pieczątkę pod medalem z Londynu przybiła płotkarka Aleksandra Gaworska.
Zawody | I zmiana | II zmiana | III zmiana | IV zmiana |
---|---|---|---|---|
HME 2017 | Wyciszkiewicz | Hołub-Kowalik | Baumgart-Witan | Święty-Ersetic |
IAAF WR 2017 | Hołub-Kowalik | Baumgart-Witan | Janowicz | Święty-Ersetic |
MŚ 2017 | Hołub-Kowalik | Baumgart-Witan | Gaworska | Święty-Ersetic |
HMŚ 2018 | Święty-Ersetic | Wyciszkiewicz | Gaworska | Hołub-Kowalik |
ME 2018 | Hołub-Kowalik | Baumgart-Witan | Wyciszkiewicz | Święty-Ersetic |
HME 2019 | Kiełbasińska | Baumgart-Witan | Hołub-Kowalik | Święty-Ersetic |
IAAF WR 2019 | Hołub-Kowalik | Wyciszkiewicz | Kiełbasińska | Święty-Ersetic |
Matusiński doczekał się głębokiego składu, którym mądrze zarządza. On stoi na czele grupy, cegiełki dokładają też trenerzy klubowi: Iwona Baumgart, Andrzej Giza, Zbigniew Maksymiuk, Michał Modelski, Edward Motyl, a za chwilę także Tomasz Lewandowski, do którego przeniosła się Wyciszkiewicz. Już dziś widać, że zmiana dała jej kopa, bo w Jokohamie ze startu lotnego dwa razy łamała granicę 51 sekund. To znak, że i rekord życiowy (51.31 sprzed czterech lat) jest poważnie zagrożony.
Bo w polskich dziewczynach niezwykłe jest też to, że ciągle są lepsze i lepsze. Wystarczy rzut oka na progresję rekordów życiowych, w poprzednim sezonie nie poprawiły go tylko Martyna Dąbrowska oraz wspomniana Wyciszkiewicz. - Nie jest prawdą, że przez ten urodzaj mam ból głowy z wyborem zawodniczek. Każdy chciałby mieć takie problemy, jak ja - zaznacza Matusiński.
Zawodniczka | 2016 | 2017 | 2018 |
---|---|---|---|
Justyna Święty-Ersetic | 51.62 | 51.15 | 50.41 |
Iga Baumgart-Witan | 52.71 | 51.71 | 51.24 |
Patrycja Wyciszkiewicz | 52.02 | 52.35 | 51.87 |
Małgorzata Hołub-Kowalik | 51.67 | 51.76 | 51.18 |
Anna Kiełbasińska | 53.73 | 55.41 | 52.14 |
Martyna Dąbrowska | 52.97 | 52.01 | 52.12 |
Natalia Kaczmarek | 53.90 | 53.28 | 52.54 |
Aleksandra Gaworska | 55.01 | 52.45 | 52.74 |
Dogonić króliczka
Polki startem w Jokohamie wylądowały na Księżycu, ale lecąc po kolejne sukcesy wciąż omijają inny cel: rekord Polski wybiegany 14 lat temu przez Annę Guzowską, Monikę Bejnar, Grażynę Prokopek i Annę Jesień. - Mierzymy w niego właściwie od 2014 roku, ale za każdym razem coś nam staje na przeszkodzie - mówi Hołub-Kowalik. - Dziewczyny są na ten wynik gotowe, może uda się już w tym sezonie - dodaje Matusiński.
Pobicie rekordu powinno dać podium mistrzostw świata. Na igrzyskach w Rio taki wynik gwarantował brąz, ale już w Pekinie czy Londynie po medale trzeba było biegać szybciej. I dziś, i jutro murowanymi faworytkami będą Amerykanki, o podium poszarpią się też Jamajki, Nigeryjki, Brytyjki. Polki nie mają jednak kompleksów. A teraz uwierzyły też, że nie ma sztafet nie do pokonania.
Autor na Twitterze: