Niemałe poruszenie w stolicy Niemiec można było zaobserwować już w sobotni poranek. Zablokowane ulice, barierki oklejone charakterystyczną, niebieską taśmą i wozy policyjne sygnalizowały, że to już naprawdę ostatnie odliczanie przed wielkim biegowym spektaklem. Z początkowo małej grupki, zgromadzonej pod zamkniętą jeszcze bramą hali, w której rozdawano pakiety startowe, w mgnieniu oka zrobił się potężny tłum. Ten prawdziwy pojawi się jednak dopiero w niedzielę – na starcie prestiżowego biegu ma stanąć prawie 44 tysiące biegaczy.
Organizatorzy zadbali, by maratończykom niczego nie zabrakło. Jak przeczytać można w solidnym biuletynie przygotowanym specjalnie dla przedstawicieli mediów, biegaczom zaserwowane zostanie m.in. 145 000 bananów, 80 000 ciastek i... 240 000 litrów wody. Tej ostatniej może być jednak w niedzielę trochę więcej - już w sobotnie popołudnie nad Berlin nadciągnął rzęsisty deszcz, a opady, choć nieco mniej obfite, przewidywane są także dzień później.
Tegoroczna edycja wzbudza szczególne emocje ze względu na bardzo realną szansę pobicia rekordu świata, który obecnie wynosi 2:02:57. O ustanowienie nowego, lub "przynajmniej" o triumf, powalczy trójka gigantów: Kenenisa Bekele, Eluid Kipchoge oraz Wilson Kipsang. Gra jest warta świeczki, bo oprócz wbiegnięcia do historii, zwycięzca maratonu otrzyma 40 000 Euro. Jeśli się pospieszy i do mety dobiegnie w czasie krótszym niż 2:04, wzbogaci się o kolejne 30 000 Euro. Opłaca się? Opłaca.
Oprócz gratyfikacji finansowej, jaka czeka na najlepszych, dla tych nieco bardziej "przeciętnych" biegaczy już sama możliwość startu w maratonie berlińskim jest swego rodzaju wyróżnieniem i powodem do dumy. Warto bowiem dodać, iż bieg ten zaliczany jest do cyklu najsłynniejszych i najważniejszych maratonów na świecie, w skład którego wchodzą jeszcze maratony w: Bostonie, Nowym Jorku, Tokio, Londynie i Chicago.
Korespondencja z Berlina
Barbara Toczek
ZOBACZ WIDEO Hit dla gospodarzy! Zobacz skrót meczu Atletico Madryt - Sevilla FC [ZDJĘCIA ELEVEN]