MŚ Londyn. Polskie sprinterki rozpromienione. "Zostawiłyśmy serce na bieżni"

PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Małgorzata Hołub, Justyna Święty, Aleksandra Gaworska i Iga Baumgart
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Małgorzata Hołub, Justyna Święty, Aleksandra Gaworska i Iga Baumgart

Tylko szerokie uśmiechy gościły na twarzach polskich sprinterek ze sztafety 4x400 metrów po finałowym biegu mistrzostw świata, w którym zdobyły brązowy medal. - Zaryzykowałyśmy na 100 procent i się udało - mówiły zgodnie.

Choć do Londynu polska sztafeta 4x400 kobiet przyjechała z drugim wynikiem na światowych listach, po półfinałach mało kto wierzył w medal. W swoim biegu eliminacyjnym nasze dziewczyny zajęły czwartą pozycję i awansowały do finału tylko dzięki dobremu czasowi.

W finale zaprezentowały się jednak fantastycznie. Małgorzata Hołub, Iga Baumgart, Aleksandra Gaworska i Justyna Święty zdobyły brązowy medal mistrzostw świata, pierwszy w historii dla Polski w tej żeńskiej konkurencji. Uzyskały także znakomity czas 3:25.41.

Po finale Biało-Czerwone były rozpromienione ogromnym sukcesem i podzieliły się wrażeniami ze swojego startu. Biegnąca na pierwszej zmianie Hołub zdradziła, że nie do końca wierzyła w podium.

- Trener powiedział mi przed finałem, że muszę uwierzyć w ten medal. Ja sobie pomyślałam: "Kurczę, medal? Będzie naprawdę bardzo ciężko?" Chciałam dać z siebie wszystko i to zrobiłam. Gdy przy zmianie widziałam, że oddaję pałeczkę blisko Brytyjek czułam, że jest dobrze. Zostawiłam serce na bieżni - zdradziła.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Mam nadzieję, że pojadę jeszcze na trzy igrzyska

Także Baumgart wyznała, że jeszcze kilka miesięcy temu nigdy by nie uwierzyła w medal tak wielkiej imprezy. - Wydawało się to niemożliwe. Gdy wyszłam na ostatnią prostą poczułam jednak, że ten medal jest w zasięgu. Po oddaniu pałeczki Oli Gaworskiej wiedziałam, że dziewczyny nie wypuszczą tego z rąk - ujawniła.

Z kolei najmłodsza ze składu, 21-letnia Aleksandra Gaworska była w szoku, gdy dowiedziała się o znalezieniu się wśród czwórki do finału. Dla niej to przecież debiut na imprezie tej rangi.

- Gdy dowiedziałam się, że wystąpię w finale, trochę w to nie wierzyłam. To moje pierwsze MŚ i tym samym wielkie wyzwanie. Ale trener we mnie uwierzył, dziewczyny we mnie uwierzyły i nie mogłam ich zawieść. Dziękuję im wszystkim za wsparcie - powiedziała zadowolona sprinterka.

Najwięcej zainteresowania wzbudzała jednak kontuzjowanej do niedawna Justyna Święty, która kilka dni temu, po swoim nieudanym biegu indywidualnym była podłamana i ze łzami w oczach stwierdziła, że dla niej impreza już się zakończyła. Ostatecznie jednak niepewna swego zawodniczka znalazła się w składzie na finał i pobiegła na ostatniej zmianie rewelacyjnie.

- Wiele osób nie wierzyło w Justynę, nawet dziennikarze twierdzili, że jest w słabej formie. Ja jednak wiedziałam, że ona sercem pobiegnie tę ostatnią zmianę i tak było. Wierzyłam w nią bardzo i nie zawiodłam się - oceniła Hołub, a Baumgart dodała: - Justynie nawet jakby nogę urwało, to i tak by pobiegła. Ma hart ducha, jest niezwykle waleczna i w finale pokazała to po raz kolejny.

- Przyznam, że byłam trochę sparaliżowana tą wiadomością. Byłam zestresowana, bo nie ukrywajmy, że pobiegłam bardzo słabo w biegu eliminacyjnym na 400 metrów. Nie wiedziałam, czy podołam. Gdy ponadto trener powiedział mi, że pobiegnę na ostatniej zmianie, rozpłakałam się po prostu. Miałam jednak ogromne wsparcie i w finale dałam z siebie wszystko.

Wstawienie do składu Święty i niedoświadczonej Gaworskiej było wielkim ryzykiem ze strony trenera Aleksandra Matusińskiego. - Co pomyślałam gdy usłyszałam skład? Napisałam do swojego klubowego trenera, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Najważniejsze, że to nie jest medal tylko naszej czwórki, ale jest nas sześć. Dziewczyny, które biegły w eliminacjach także dały z siebie wszystko. - wyznała Hołub, mając na myśli Martynę Dąbrowską i Patrycję Wyciszkiewicz.

- Nie był to dla mnie duży szok, bo musiałyśmy ryzykować. Jeśli zostałybyśmy w tym samym składzie co w eliminacjach, nie wiadomo co by było. Podjęłyśmy ryzyko i się opłaciło. Czasem tak trzeba, kiedy jak nie teraz. Nie miałyśmy nic do stracenia - dodała Iga Baumgart.

- To były niezwykle dla mnie ciężkie ostatnie dwa miesiące. Wielokrotnie się zastanawiałam, czy warto walczyć z czasem, miałam wątpliwości. Okazało się, że warto. Ten medal to zwieńczenie ciężkiej pracy którą wykonałam po pechowej kontuzji - podsumowała Święty.

Był to ósmy medal dla reprezentacji Polski na zakończonych mistrzostwach świata w lekkiej atletyce. W klasyfikacji medalowej Biało-Czerwoni zajęli także ósmą lokatę.

Źródło artykułu: