Musiał wybierać: sport albo szybka śmierć. Rzucił narkotyki i został mistrzem świata

PAP/EPA
PAP/EPA

Tik, czyli południowoafrykańska wersja metaamfetaminy. Narkotyk ten wykryto u Luvo Manyongi w 2012 roku. Skoczek przyznał, że jest uzależniony i jeszcze szybciej zaczął staczać się na dno. Uratował się w ostatniej chwili. Dziś jest czysty i wygrywa.

W tym artykule dowiesz się o:

- Teraz mogę być najlepszym skoczkiem na świecie. Nie potrzebuję dużo czasu. W przyszłym roku zobaczycie ogień - mówił rok temu, gdy na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro zdobył srebrny medal.

Luvo Manyonga właśnie udowodnił, że jest człowiekiem, który dotrzymuje słowa. W Londynie trwają mistrzostwa świata w lekkiej atletyce, a skoczek w dal z RPA jest jedną z największych gwiazd. Już w drugiej próbie skoczył 8,48 m. Potem tego wyniku nie poprawił, ale złotego medalu nikt mu nie odebrał. Drugi Jarrion Lawson  skoczył o cztery centymetry bliżej.

Nowy mistrz jest na ustach całego świata. Nie tylko dlatego, że wygrał. Jeszcze trzy lata temu sam prosił się o śmierć, gdy w rodzinnym mieście Paarl ćpał kolejne dawki narkotyku tika. To lokalny odpowiednik popularnej na całym świecie metaamfetaminy.

To szalenie niebezpieczny narkotyk. Jest znacznie bardziej intensywny od zwykłej amfetaminy, ale jednocześnie silniej uzależnia. Regularne zażywanie "kryształu" (tak nazywa się metaamfetaminę) jest bardzo toksyczne i sieje spustoszenie w układzie nerwowym. Przedawkowanie prowadzi do śmierci.

ZOBACZ WIDEO Anna Kiełbasińska zmienia dyscyplinę. "To kuszące" (WIDEO)

- Sam byłem bliski śmierci - przyznaje dziś Manyonga.

Rodzina i przyjaciele oskubali go do zera

Luvo ma 26 lat. Dzieciństwa nie wspomina najlepiej. Codziennością było ubóstwo. Ojca prawie w ogóle nie było w domu, bo pracował jako kierowca ciężarówki.
Utrzymanie domu spadło na matkę, która nie dość, że wychowywała kilkoro dzieci, to jeszcze pracowała jako sprzątaczka. I tak ledwo wiązali koniec z końcem.

Brakowało na wszystko. Pani Joyce Manyonga nigdy jednak nie pozwalała, aby jej dzieci szły spać głodne. Kiedy nie było już za co kupić posiłku, to dusiła w sobie wstyd i szła do sąsiadów prosić, aby dali coś do zjedzenia.

W takich warunkach często rodzą się najlepsi sportowcy świata. Ale to jedna strona medalu. Druga to wszechobecne pokusy. Alkohol, kradzieże, a z czasem narkotyki, gangi i morderstwa. Często takie "atrakcje" wybierają młodzi i niesamowicie zdolni mieszkańcy Afryki. W przypadku Manyongi początkowo wszystko wskazywało na to, że wygra sport.

Luvo przede wszystkim znakomicie skakał. Trenerzy szybko dostrzegli u niego talent do trójskoku oraz skoku w dal. Większe postępy robił w tej drugiej konkurencji. Pierwszy sukces osiągnął w 2010 roku, gdy został mistrzem świata juniorów. To był pierwszy krok. Dwa kolejne wykonał w kolejnym roku. Na mistrzostwach świata zaskoczył wszystkich, zajmując piąte miejsce. Wygrał też igrzyska afrykańskie.

Wszyscy już wiedzieli, że RPA ma wielki talent, który może przywozić medale z największych imprez. Nikt jednak nie wziął pod uwagę, że pochodzi z biednej rodziny, jego przyjaciele także codziennie toczą walkę o przetrwanie, a to rodzi niebezpieczeństwo.

2012 rok był koszmarny. Luvo nieźle już zarabiał, a to wykorzystywali wszyscy z jego otoczenia. Na jego garnuszku żyła nie tylko rodzina, ale także wielu przyjaciół. Pieniądze się skończyły, pojawiły się długi. Jak sobie teraz poradzić z problemami? Tik. Dla mieszkańców Paarl to najlepsze lekarstwo na wszystko. Niemal każdy stosuje lokalną metaamfetaminę, aby życie nabrało trochę więcej barw.

Albo będziesz mistrzem, albo umrzesz

Skoczek skusił się raz, drugi, trzeci. W końcu uzależnił się i tylko nie pomyślał, że przecież już jest zawodnikiem światowej klasy, co oznacza regularne kontrole antydopingowe.

W marcu pojawiły się wyniku jednego z testów. Wybuchła wielka afera, bo cały świat dowiedział się, że 21-latek z RPA zażywał metaamfetaminę. Luvo jednak zachował klasę. Nie domagał się badania próbki B. Nie wmawiał wszystkim, że to niemożliwe, że może jakieś odżywki były zatrute, że to musi być spisek. Przyznał, że jest uzależniony i że potrzebuje pomocy. Mówiło się o dwuletniej dyskwalifikacji, ale skończyło się na 18 miesiącach i wysłaniu na odwyk.

- Nie można dyskutować z tym, że sportowiec popełnił karygodny błąd. Wzięliśmy jednak pod uwagę wyjątkowe okoliczności społeczne, które dotykają wielu sportowców w Afryce - tłumaczyła komisja antydopingowa.

Terapia jednak niewiele pomogła. W pewnym momencie słuch i ślad po Manyondze po prostu zaginął. Nie byłoby złotego medalu w Londynie ani srebrnego w Rio, gdyby nie John McGrath. To Irlandczyk, który w 2008 roku wyjechał do Kapsztadu za pracą. Były zawodnik sportów walki i strongman pewnego dnia usłyszał przykrą historię Luvo. Postanowił go odnaleźć, postawić do pionu i razem z nim wdrapać się na szczyt.

McGrath zaczął poszukiwania w 2013 roku. Chodził, pytał, aż w końcu odnalazł skoczka. Wyglądał fatalnie, bo tik wyniszczał go coraz bardziej. Nadal jednak miał błysk w oku, gdy zaczynała się rozmowa o sporcie. Manyonga choć ćpał, to cały czas wierzył, że po dyskwalifikacji wróci do tego, co kocha.

Praca z człowiekiem uzależnionym jest jednak bardzo trudna. Często mówi się, że to jak stąpanie po polu minowym. Nigdy nie wiesz, kiedy wrócą demony, a cały dotychczasowy wysiłek pójdzie na marne dla kilku chwil na haju. Tak był też i z Luvo.
W 2014 nastąpił wielki kryzys. W tragicznym wypadku samochodowym zmarł Mario Smith, który przez lata był trenerem skoczka.

- Śmierć Mario była dla niego ogromnym ciosem. Znowu poszedł na dno. Luvo miał wtedy dwa wyjścia. Albo zostanie mistrzem olimpijskim, albo umrze z przedawkowania przed 30. rokiem życia - mówi McGrath.

Na szczęście tym razem był to chwilowy kryzys. Manyonga opamiętał się, bo marzyło mu się olimpijskie złoto. Zaufał McGrathowi, co na razie przynosi rewelacyjne efekty.

- John jest dla Luvo jak ojciec. To on go poszukiwał, gdy nikt poza rodziną się nim nie interesował. To on o niego zadbał, gdy był ćpunem - mówi matka Joyce.

Rok temu srebro olimpijskie, teraz mistrzostwo świata. Kolejny cel to złoto w Tokio. Nie brakuje głosów, że Luvo może być tym, który jako pierwszy przekroczy granicę 9 metrów. Obecny rekord świata należy do Mike'a Powella, który w 1991 roku skoczył 8,95. Czy Manyanga go pobije? Możliwe, o ile znowu w jego głowie nie zapali się lampka z napisem "tik".

Komentarze (1)
avatar
Andy Iwan
7.08.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Piekna historia ale to nie zmienia faktu ze RPA idzie po równi pochylej w przepaść czarni zniszczą sie sami