Amerykański sprinter Noah Lyles 4 sierpnia w Paryżu sięgnął po złoty medal w biegu na 100 metrów. Wyprzedził o 0,005 sekundy Kishane'a Thompsona. Był również wielkim faworytem w biegu na 200 metrów, którego finał rozegrano 4 dni później.
Przed startem Lyles dowiedział się jednak, że zaraził się koronawirusem. Z tego powodu przeprowadził się do innego hotelu i znalazł się pod stałą obserwacją lekarzy. Amerykanin otrzymał zgodę MKOl-u na start.
Ostatecznie zdobył brązowy medal. Był jednak tak wyczerpany chorobą, że niemal zemdlał po biegu i opuścił stadion na wózku inwalidzkim. Wycofał się też z występu w sztafecie 4x100 metrów.
ZOBACZ WIDEO: "Król Kibiców" witał Szeremetę i siatkarzy. Oberwało się... piłkarzom
Sprinter wrócił do tamtych chwil w programie "Today" emitowanym przez amerykańską telewizję. W trakcie rozmowy przyznawał, że przed ceremonią medalową obawiał się o bezpieczeństwo starszych osób wręczających mu nagrody.
- Chciałem odebrać swój medal, ale bardzo obawialiśmy się tego, że możemy komuś zaszkodzić. Skontaktowaliśmy się z MKOl-em, by uzyskać zgodę. Chciałem, żeby wszyscy byli świadomi mojej sytuacji - zarówno osoby wręczające medale, jak i inni sportowcy. Zależało mi na ich komforcie - mówił.
Lyles otrzymał zgodę i zgodnie z planem pojawił się na podium. W trakcie ceremonii dekoracji medalistów założył maseczkę ochronną. Starał się też utrzymywać dystans od Letsile Tebogo i Kennetha Bednarka, którzy zdobyli odpowiednio złoty i srebrny medal.
- To kolejny dzień w życiu Noaha Lylesa. Staram się przezwyciężyć kolejne przeszkody. Choć nie udało mi się zdobyć złota, jest dumny z medalu, który wywalczyłem mimo choroby - mówił. Okazuje się, że szybko odzyskał siły po zarażeniu się koronawirusem. Zaledwie kilka dni po swoim ostatnim starcie na igrzyskach bawił się w jednym z paryskich klubów.
Czytaj też:
Mistrzowie olimpijscy z zatrważającą diagnozą: Co roku tracimy tysiące talentów
Chciał być krykiecistą lub piłkarzem, a został najszybszym człowiekiem świata