Marcin Kuś to były piłkarz Ekstraklasy, grał m.in. w takich klubach, jak Polonia Warszawa, Lech Poznań czy Cracovia. Obrońca siedem razy wystąpił w barwach reprezentacji Polski. Ostatnio w mediach głośno jest o jego córce - Anastazji. To najmłodsza - bo 17-letnia - reprezentantka polskiej kadry olimpijskiej na igrzyskach w Paryżu. Dziewczyna specjalizuje się w biegach sprinterskich.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Po dziewięciu latach od zakończenia sportowej kariery znów zrobiło się głośno o nazwisku Kuś. Czy to już jest ten etap, że uczeń przerósł mistrza i Anastazja zrobi większą karierę od taty piłkarza?
Marcin Kuś, były reprezentant Polski: Szczerze mówiąc, mocno na to liczę! Bo ja o starcie na igrzyskach olimpijskich nawet nie mogłem pomarzyć. Co prawda zagrałem w reprezentacji Polski kilka meczów, ale na duży turniej – typu mundial czy mistrzostwa Europy – z kadrą nie pojechałem. Mam nadzieję, że córka odniesie większe sukcesy w sporcie. Ale nie wytwarzamy sztucznej presji, nie mamy ciśnienia na wynik. Anastazja robi to, co naprawdę lubi. Zaczynała od tenisa, a lekkoatletyka wyszła nam trochę przez przypadek, bo miała być jedynie sportem uzupełniającym, ogólnorozwojowym. Na zajęciach trenerzy dostrzegli, że ma duży potencjał, że jest bardzo szybka i namawiali na zmianę dyscypliny. Co ciekawe, zaczynała w lekkiej atletyce od biegów przez płotki, ale szybko się okazało, że lepiej sobie radzi w biegach płaskich.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Zawodnicy i zawodniczki już po ślubowaniu. Humory dopisywały
Czy pan, jako doświadczony sportowiec, udziela córce jakichś rad?
Żona uprawiała taniec towarzyski, ja zawodowo grałem w piłkę, więc sport i ruch były w naszym domu naturalne. To ważny element naszej codzienności, więc córka chłonęła to od dziecka. Oczywiście dzielę się z nią swoimi doświadczeniami, coś tam podpowiadam, ale bez przesady, to nie ja jestem jej trenerem. Natomiast jedno jest jasne, że od pewnego czasu to jej bieganie przestało być już tylko zabawą. Podchodzimy do kariery córki z jak największą uważnością, profesjonalnie. Od półtora roku Anastazja pracuje z psychologiem sportu Dariuszem Nowickim, więc ja się już w te zagadnienia nie wtrącam.
No to może podpowiada jej pan, jak sobie radzić z taką sytuacją jak ostatnio, kiedy w mediach zrobiło się głośno, gdy ukazała się fotografia, jak podczas olimpijskiego ślubowania Radosław Piesiewicz prezes PKOl niefortunnie obejmuje córkę za biodro. Jak wy, jako rodzice, to odebraliście?
Zdjęcie widziałem już wcześniej, a później ktoś mi podesłał też komentarze i trochę się zdziwiłem. Ani córka, ani żona, która towarzyszyła Anastazji na tej ceremonii, nie odczuły tam na miejscu, że zdarzyło się coś niestosownego. Chyba cała sprawa jest trochę dęta, raczej to jest szukanie taniej sensacji na siłę. Rozmawiałem o tym z córką, bo chciałbym, żeby jej do takich rzeczy nie mieszać i żeby ona nie brała sobie tego do głowy. Ale jestem o nią spokojny, to rozsądna dziewczyna.
Który moment był dla pana najbardziej wzruszający? Wywalczenie przez córkę nominacji olimpijskiej?
Walka o igrzyska to był jej plan, cel i marzenie, które się spełniło. Ale ona do tego się mocno przygotowywała, więc trudno mi powiedzieć, że to było dla nas zaskoczenie. Raczej satysfakcja z tego, że dało się to osiągnąć. A wzruszyłem się najbardziej kilka dni temu w Bańskiej Bystrzycy na mistrzostwach Europy do lat 18. W Słowacji – gdzie byliśmy całą rodziną, wraz z żoną i synem – Anastazja nie tylko wygrała zawody w imponującym stylu, ale jeszcze ustanowiła nowy rekord Polski juniorek młodszych. Jak zobaczyłem na tablicy wynik 51,89, to nie ukrywam, że łza mi w oku stanęła. Zrobić taką życiówkę, tuż przed igrzyskami, to jest coś! Anastazja ma niesamowitą szybkość wytrzymałościową, najlepiej to widać, kiedy na tym dystansie 400 metrów ma jakieś 100-150 metrów do mety. Wtedy włącza ten swój "dopalacz" i widać, jakie ma odejście. Finisz jest jej mocną stroną.
Pan był bardzo szybkim i dynamicznym piłkarzem, Antastazja odziedziczyła tę szybkość po panu, to oczywiste. A – z perspektywy czasu – czego panu zabrakło, żeby pańska kariera piłkarska była jeszcze bardziej imponująca?
Pewnie najbardziej zdrowia. Przytrafiały mi się kontuzje w ważnych momentach kariery i to mnie wybijało z rytmu. A sporo tych kontuzji było. Często też zmieniałem kluby, brakowało trochę większej stabilizacji, bo może wtedy moje osiągnięcia byłyby lepsze. Tuż przed mundialem w 2006 roku zagrałem w trzech meczach kadry z Arabią Saudyjską, Litwą i Wyspami Owczymi, ale na same mistrzostwa trener Paweł Janas mnie nie zabrał. Ale przecież dziś nie będę już z tego powodu rozdzierał szat.
No właśnie, co pan zawodowo robi dzisiaj?
Szkolę młodzież w mojej akademii piłkarskiej w Olsztynie, gdzie wraz z żoną i dziećmi osiedliśmy po wielu latach wojaży po Europie związanych z moją karierą piłkarską. Żona pochodzi z Olsztyna. Równolegle robię też kurs trenerski UEFA A+B dla byłych zawodowych piłkarzy w Szkole Trenerów w Białej Podlaskiej.
A do maja tego roku był pan również dyrektorem sportowym Stomilu Olsztyn. To chyba, w tym akurat miejscu, ciężki kawałek chleba?
W ogóle w piłce nie ma łatwych rzeczy, a Stomil od dawna boryka się z problemami. Na pewno było to jednak dla mnie istotne doświadczenie i cieszę się, że tego spróbowałem.
Czy starty Anastazji zamierzacie oglądać przed telewizorem w jakimś większym rodzinnym gronie?
Nie, jedziemy z żoną do Paryża i będziemy na wszystkich tych sesjach, w których Nastka ma szansę wystartować. To było dla nas zbyt ważne, żeby mogło nas na igrzyskach zabraknąć. Jedziemy we dwoje, bo młodszy, dwunastoletni syn Aleks jedzie w tym czasie na obóz piłkarski.
O! Czyli to on pójdzie w ślady ojca?
No na pewno jest szybki i dynamiczny. Ale na razie jest napastnikiem, strzela bramki.
To na koniec nie mogę nie zapytać o pański pojedynek biegowy z Anastazją, do którego doszło kilkanaście miesięcy temu w Zakopanem. Zdaje się, że córka nieźle panu dołożyła?
Ha, ha. No tak, nie będę ukrywał, że była lepsza. Ścigaliśmy się w hali na dystansie około 50 metrów. Startowaliśmy z bloków, co dla mnie jest nowym elementem, a córka ma to świetnie opanowane. Robi to świetnie technicznie. Walczyłem do końca, ale mogłem się spodziewać, że córka mnie prześcignie. Ale w sumie to tak jakbym sam wygrał.
CZYTAJ TAKŻE
------- > "Matko jedyna". Rekordowy bieg 17-letniej Polki trzeba zobaczyć
------- > Fotka rozeszła się po sieci. Kontrowersje wywołało to, gdzie miał rękę