Legendarna zawodniczka może się obawiać o miejsce w drużynie? "Zastanawiałam się nawet, po co mi ten bieg"

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Iga Baumgart-Witan (pierwsza od prawej strony)
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Iga Baumgart-Witan (pierwsza od prawej strony)

Jeszcze nigdy walka o miejsce w składzie sztafety 4x400 metrów nie była aż tak emocjonująca. Może się okazać, że w najważniejszych tegorocznych zawodach zabraknie miejsca przynajmniej dla jednej z legend tej drużyny - Igi Baumgart-Witan.

W tym artykule dowiesz się o:

Patrząc na wyniki w sezonie halowym, poważnie zagrożone jest miejsce nie tylko Małgorzaty Hołub-Kowalik, która wraca po porodzie, ale także jednej z dotychczasowych liderek, czyli Igi Baumgart-Witan. Z powodu kontuzji nie startowała przez ponad 15 miesięcy, a podczas halowych mistrzostw Polski w biegu na 400 metrów zajęła czwarte miejsce.

W odwodzie trenera Aleksandra Matusińskiego są jeszcze: Natalia Kaczmarek, Anna Kiełbasińska, Marika Popowicz-DrapałaJustyna Święty-Ersetic czy Kinga Gacka.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Wróciła pani niedawno po długiej przerwie do biegania w zawodach. Jak ocenia pani zimowe przygotowania i start w halowych mistrzostwach Polski?

Iga Baumgart-Witan: Zajęłam czwarte miejsce, ale wnioski są optymistyczne. Nawet po tak długiej przerwie nie odstaję od dziewczyn. Złapałam bakcyla i jeszcze mocniej chce mi się trenować. Wiem, czego mi brakuje i doskonale zdaję sobie sprawę, że słabo pobiegłam pierwszą część dystansu. To jednak zrozumiałe, bo dopiero niedawno zaczęłam treningi w kolcach i nie mam jeszcze szybkości. Mimo wszystko jest to dobry prognostyk. Teraz już wierzę, że dam radę i wytrzymam do igrzysk, a wspólnie z dziewczynami będziemy w stanie znów stworzyć coś fajnego. Świat idzie do przodu, ale my złapiemy rywalki. Te stare baby, które wystąpiły w Toruniu, pokazały, że jeszcze potrafią szybko biegać.

ZOBACZ WIDEO: "Boski styl". Poruszenie w sieci po nagraniu Małgorzaty Rozenek

Ostatecznie nie zdecydowała się pani na wyjazd na halowe mistrzostwa świata do Glasgow. Dlaczego?

To była moja decyzja. Miałam poważną kontuzję zerwania więzadła podeszwowego i wciąż boję się, że jakaś choroba, czy drobna kontuzja może sprawić, że w trakcie przygotowań będę musiała tydzień odpoczywać. Wyjazd do Glasgow oznaczałby trzy tygodnie nieco innej pracy na treningach. Wolę więc porządnie przygotować się do lata, bo każdy tydzień może być dosłownie na wagę złota. W moim wieku trzeba zdecydować, co jest ważniejsze.

Wynik uzyskany podczas niedawnych halowych mistrzostw Polski w Toruniu (53.06) nie robi oszałamiającego wrażenia. Jak pani ocenia ten występ?

Jestem jednak prawdziwym sportowcem, bo choć wiedziałam, w jakim miejscu przygotowań jestem, to jednak, gdy stanęłam na starcie, bardzo chciałam powalczyć o medal. Gdy skończyłam na czwartym miejscu pojawił się chwilowy żal, że nie udało się stanąć na podium. Zdaję sobie sprawę, że na tym etapie przygotowań sukcesem jest już samo dobiegnięcie do mety w niezłym czasie. Cieszę się z tego wyniku, ale jest pewny niedosyt.

Zimowe starty pokazują, że w tym roku załapanie się do finałowego składu sztafety 4x400 metrów może być dla pani trudniejsze niż kiedykolwiek. Boi się pani, że po tylu sukcesach może zabraknąć dla pani miejsca w drużynie?

Wróciłam po wielu miesiącach przerwy od biegania. W tym roku w ogóle miałam nie pojawiać się na zawodach halowych. W kolce pierwszy raz weszłam kilka tygodni temu. Mamy blisko dwa miesiące do pierwszych zawodów na stadionie, więc ja nie widzę zagrożenia dla siebie. To dziewczyny powinny bać się mnie!

W porównaniu do poprzednich lat przybyła jednak kolejna bardzo groźna zawodniczka - Marika Popowicz-Drapała. Tak dobra forma tej biegaczki to dla pani zaskoczenie?

Faktycznie wynik Mariki (51.87 - dop. aut.) jest świetny, my trochę odstajemy. Marika będzie mocna, bo jest bardzo silna fizycznie i ma duże doświadczenie. Znam się z nią bardzo długo i już dawno wiedziałam, że powinna zacząć biegać 400 metrów. Czułam, że nie będzie miała żadnego problemu z dostosowaniem się do tego dystansu. To pewne, że w lato będzie groźna dla nas.

Po znakomitej zimie ma przewagę psychologiczną nad resztą drużyny. Nie ma pani wątpliwości, że start w HMP to był dobry pomysł?

Nawet trener Aleksander Matusiński doradzał start na hali, by poczuć adrenalinę i przygotować głowę na starty w sezonie letnim. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że może poza Natalią żadna z nas nie osiąga niesamowitych wyników indywidualnie, to jednak w sztafecie jesteśmy w stanie przenosić góry. Rano przed biegiem sama zadawałam sobie pytanie, czy dobrze robię. Byłam mocno zdenerwowana. Zastanawiałam się nawet, po co mi ten bieg i żartowałam z mężem, że nie chcę startować. Znów poczułam przedstartową adrenalinę i dziś mogę powiedzieć, że było warto. Nie miałam żadnych oczekiwań, bo zdawałam sobie sprawę, jak trudny to powrót, a jednak się stresowałam. Nie powinnam, bo przecież przyjechałam po zabawę, a jednak byłam rozdygotana. Dziś jestem jednak optymistką i jeszcze mocniej wierzę w swoje możliwości.

Wcześniej sama pani mówiła, że problemy z kontuzją skutkowały problemami mentalnymi. Dzisiaj to już przeszłość, czy może zdarzają się słabsze momenty?

Bo tak naprawdę nic strasznego się nie stało. Mam już 35 lat, a to była moja pierwsza aż tak poważna kontuzja, która wykluczyła mnie z całego sezonu. Jak na ten wiek, to i tak nie najgorszy bilans. Wiadomo, że było sporo chwil smutku, ale mam świadomość, że zdobyłam już w karierze medale wszystkich możliwych imprez. Rok przerwy na pewno wpłynął negatywnie na moją dyspozycję, ale nie namącił mi w głowie. Odpoczęłam i nabrałam jeszcze większej ochoty do biegania.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
LM. Lewandowski przybił pieczątkę
Uczeń Karkosika załatwił już 500 mln złotych

Źródło artykułu: WP SportoweFakty