Zdecydowanie największym sukcesem w karierze Marii Andrejczyk jest srebrny medal igrzysk olimpijskich w Tokio w 2021 r. (impreza została przeniesiona o rok ze względu na pandemię koronawirusa). Polka miała za sobą kapitalny sezon, a jego zwieńczeniem był świetny występ w stolicy Japonii.
Andrejczyk osiągnęła rewelacyjny rezultat, choć na igrzyska przyjechała w fatalnym stanie. - Do igrzysk dojechałam na oparach, pomimo tego, że praktycznie nie mogłam używać ręki. To była szarpanina mentalna, aby dotrwać do Tokio, a potem było leczenie. Wiedziałam, że nawet bez ręki wystartuję - przyznała w rozmowie z "Super Expressem".
Po igrzyskach Andrejczyk zmagała się z licznymi problemami. Musiała przejść kilka zabiegów, opuściła kluczowe zawody i nie wróciła do olimpijskiej formy. - Byłam świadoma ceny jaką przyjdzie mi zapłacić. Później musiałam zniknąć, nie było szans, abym wróciła do sportu w tak opłakanym stanie - dodała.
Andrejczyk nie żałuje jednak występu w Tokio. Przyznała, że wszystko zrobiłaby dokładnie tak samo, choć po zdobyciu pamiętnego medalu "cierpi do dzisiaj".
28-latka powoli wraca do rywalizacji i będzie chciała wystąpić na tegorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Byłby to dla niej trzeci start na najważniejszej sportowej imprezie. W 2016 r., w Rio de Janeiro, zajęła czwarte miejsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne sceny tuż przed meczem. Trudno się nie wzruszyć
Czytaj też:
-> Wyjazd na igrzyska mocno się oddala. "Jedna kontuzja goni drugą"
-> Niemcy w szoku. W trybie pilnym została wyrzucona z reprezentacji