Nic dwa razy się nie zdarza? Nie w przypadku Anny Kiełbasińskiej, która po raz drugi z rzędu musi się mierzyć z poważnymi problemami przed igrzyskami olimpijskimi. Dwa lata temu mało kto wierzył, że po operacji stopy będzie w stanie w ogóle pojechać do Tokio. Udało się, a ona przywiozła z Japonii srebrny medal (sztafeta 4x400 m).
Teraz sytuacja się powtarza. Na szczęście Polka jest już po operacji obu stóp, która odbyła się we wrześniu. Rehabilitacja przebiegła pomyślnie i Kiełbasińska ma znacznie więcej czasu na przygotowanie do igrzysk niż dwa lata temu.
Czy finał będzie dla niej tak samo szczęśliwy? Innego scenariusza nie zakłada Laurent Meuwly - jeden z najlepszych trenerów na świecie w specjalności 400 metrów, zajmujący się nie tylko polską sprinterką, ale także niesamowitą Femke Bol i odnoszącą ogromne sukcesy reprezentacją Holandii.
W rozmowie z WP SportoweFakty szwajcarski szkoleniowiec ujawnia szczegóły powrotu Kiełbasińskiej na bieżnię i jej plany na kolejny rok.
- Ania już zaczęła biegać. Jej operacja była naprawdę poważna, więc musimy być bardzo ostrożni. Wiemy, że dla niej to prawdopodobnie ostatni sezon w karierze, więc wszystko musi być przygotowane na 100 procent - przekonuje Meuwly. I zdradza, co stanie się w kolejnych miesiącach.
- Już mogę powiedzieć, że Ania nie weźmie udziału w sezonie halowym, nie będzie na to czasu. Będzie go potrzebowała na przygotowanie do imprez letnich - dodaje. A tych nie zabraknie - lekkoatletów czekają m.in. mistrzostwa świata sztafet, mistrzostwa Europy w Rzymie, a dopiero później igrzyska olimpijskie w Paryżu. A do tego przecież starty w mityngach.
"Wielu już by się poddało, ale nie ona"
Według trenera wielką siłą polskiej sprinterki jest jej siła mentalna. A po historii z 2021 roku jest przecież bogatsza w doświadczenie, które powinno dodać jej cierpliwości.
- Naprawdę, wielu innych sportowców już dawno zakończyłoby karierę w jej sytuacji. Problemy ze zdrowiem muszą być dla niej frustrujące, ale wtedy dopiero pokazuje swoją wielką siłę. Nie brakuje jej determinacji i motywacji, by z tego wychodzić. A pamiętajmy, że to nie jest sport drużynowy, gdzie ma się wielu kolegów, którzy w ciężkich sytuacjach pomagają ci wstać. To indywidualna dyscyplina, gdzie przede wszystkim musisz liczyć tylko na siebie - zauważa szkoleniowiec.
- Jestem pewien, że jej się uda. Jest bardzo silna, po poprzednim roku olimpijskim ma już doświadczenie. Postępujemy bardzo spokojnie, nie spieszymy się. Ania musi się skupić na każdym małym kroku, który jednak przybliża ją do celu.
Przypomnijmy, że z powodu problemów ze ścięgnem Achillesa Kiełbasińska zrezygnowała z występu na mistrzostwach świata w Budapeszcie. Tam z kolei gwiazdą była inna zawodniczka z jej grupy treningowej, Femke Bol. Holenderka zdobyła pierwszy w karierze złoty medal MŚ w biegu indywidualnym (400 m przez płotki), po jej niesamowitym finiszu złoto zgarnęła także sztafeta kobiet 4x400 metrów.
Zanim jednak przyszły chwile radości, już pierwszego dnia Bol przeżyła prawdopodobnie najtrudniejszy moment w dotychczasowej karierze.
Upadłaś? Powstań
W finale sztafety mieszanej 23-latka biegła na pierwszym miejscu, jednak tuż przed metą straciła równowagę i przewróciła się. A że jej pałeczka wypadła poza bieżnię, Holandia została bez medalu.
Laurent Meuwly nie ukrywa, że dla całej ekipy był to bardzo trudny moment, a jego głównym zadaniem była praca nad psychiką swojej najlepszej sprinterki.
- Oczywiście, nie był to taki start mistrzostw, jaki planowaliśmy. Przecież nie tylko chcieliśmy wygrać, ale pobić rekord świata. To była bardzo trudna sytuacja, bo już 48 godzin później Femke miała eliminacje biegu indywidualnego, podobnie jak Lieke Klaver czy Martin Bonevacia. Ważne było szybko przejść przez ten proces frustracji i skupić się na kolejnym celu. To była moja praca, żeby przepracować to z nimi jak najszybciej - ujawnia.
- Jeśli coś takiego przydarza się w biegu sztafetowym, jest to wyjątkowo trudne. W sztafecie bierzesz na siebie odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale też za innych. Musiałem się skupić, aby przygotować Femke na start indywidualny, gdzie była przecież faworytką do złota i miała wszystko do stracenia. Nikt by nie zrozumiał, gdyby nie wygrała.
Udało się. Bol najpierw wygrała wspomniany finał biegu na 400 m przez płotki, a potem zrobiła coś niewiarygodnego w finale sztafety kobiet. Jeszcze na 100 metrów przed metą Holenderka była trzecia z dużą stratą do Brytyjek i Jamajek. Popisała się jednak niesamowitym finiszem i wyprzedziła dwie rywalki, zdobywając dla swojej reprezentacji złoto.
Czy na kilkanaście sekund przed końcem Meuwly wierzył w zwycięstwo? - Przyznam, że nie spodziewałem się tak znakomitego rezultatu na mecie (3:20,72 s), to było wielkie zwycięstwo dla takiego kraju, jak Holandia. Mamy przecież dwie zawodniczki na światowym poziomie, nie cztery. To była duża niespodzianka i pewne odszkodowanie za to, co stało się w finale miksta.
Tajemnice sukcesów. Ujawnił swój sekret
Przed tegorocznym sezonem Meuwly i Bol podjęli decyzję o skupieniu się na dystansie 400 m przez płotki, choć jeszcze na mistrzostwach Europy w Monachium Holenderka biegała także płaskie jedno okrążenie i zdobyła w obu konkurencjach złote medale. Jak będzie na igrzyskach w Paryżu?
- Skupimy się ponownie na 400 metrach przez płotki. Na światowym poziomie nie da się połączyć dwóch konkurencji, poziom jest zbyt wysoki. Do tego dochodzą sztafety, więc tego biegania byłoby zbyt dużo - ujawnia.
Laurent Meuwly rozpoczął pracę z kadrą Holandii w 2019 roku. W ciągu zaledwie czterech lat doprowadził reprezentantów tego kraju do gigantycznych sukcesów - medali igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy, indywidualnych czy w sztafecie. Jaki jest jego sekret?
- Wierzę, że liczy się dynamika grupy treningowej. Mam w niej zawodniczki i zawodników z różnych krajów - Holandii, Polski, Włoch czy Finlandii. To zwiększa poziom rywalizacji, każdy chce być lepszy od innych. Moja filozofia treningu skupia się też na biegach sztafetowych. Na przykład młodszym sprinterom, bez doświadczenia, łatwiej rozpoczynać biegając w sztafecie, ponieważ tam odpowiedzialność rozkłada się na cztery osoby. To pomaga każdemu urosnąć i dojrzewać do biegania indywidualnego. Gdy rozpoczynałem pracę w Holandii, nie wszyscy trenowali razem, a teraz tak jest. Wszyscy są razem, to bardzo pomaga zbudować formę i atmosferę, a ja mogę ich obserwować każdego dnia - tłumaczy tajniki swojej pracy.
"Polska? Jak układanie puzzli"
Polscy kibice liczą, że podczas przyszłorocznych igrzysk w Paryżu polska sztafeta kobiet nawiąże do sukcesu z Tokio i ponownie stanie na podium. Wiarę opierają na powrocie do startów wspomnianej Anny Kiełbasińskiej, a także Justyny Święty-Ersetic. Ostatniego słowa nie powiedziała także Iga Baumgart-Witan, po przerwie macierzyńskiej treningi rozpoczęła też Małgorzata Hołub-Kowalik.
Z kolei trener Marek Rożej zapowiada, że srebrna medalistka MŚ Natalia Kaczmarek szykuje życiową formę właśnie na rok olimpijski. Pytany o polską sztafetę Meuwly nie ukrywa, że Biało-Czerwone powinny w Paryżu rywalizować o medale. Jest jednak jeden warunek.
- Sytuacja z polską sztafetą wygląda jak układanie puzzli. Jeśli wszystkie będą do siebie pasować, macie wtedy niezwykle silną ekipę, która będzie rywalizować o najwyższe cele. Jest jednak sporo niewiadomych, powroty po kontuzjach nie są łatwe, nigdy nie wiadomo, jak zareaguje organizm i czy zdrowie utrzyma się przez cały sezon, a zwłaszcza na imprezie głównej - tłumaczy.
- Nadchodzący rok to będzie wycisk dla organizmów, każdy będzie musiał umiejętnie rozłożyć siły, zwłaszcza ci bardziej doświadczeni zawodnicy. Jeśli jednak tylko zdrowie pozwoli, polska sztafeta będzie bardzo mocna.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty