Mistrzostwa Europy w Monachium są już zresztą kolejnym startem Konrada Bukowieckiego, po którym więcej niż o dyspozycji samego zawodnika, mówi się o problemach z jego kulami. Już podczas niedawnego Memoriału Kamili Skolimowskiej zawodnik skarżył się, że jego kule nie zostały dopuszczone do konkursu, a przez to musiał rzucać sprzętem o pięć milimetrów większym niż ten, którym pcha podczas treningów. W Monachium historia się powtórzyła, ale tym razem zastępcza kula była innego koloru i miała inną teksturę. To miało zupełnie wybić Polaka z uderzenia i sprawiło, że nie był w stanie pokazać swoich możliwości.
- Nie chcę komentować tego zachowania, bo wszystko co powiem, może być potraktowane jako żarty z tego zawodnika. Takie słowa trzeba potraktować jako próbę obrony po słabym występie i nie brzmią zbyt poważnie. Oczywistym jest, że tekstura kuli nie ma aż tak dużego znaczenia i nie ma sensu dłużej tego analizować. Szkoda, że nasi zawodnicy nie zajmują się szukaniem przyczyn słabej dyspozycji - uważa były mistrz świata w pchnięciu kulą Edward Sarul.
Co ciekawe, rekord życiowy mistrza świata z 1983 roku dałby w poniedziałek srebrny medal. Choć Bukowiecki i Michał Haratyk mają znacznie większe możliwości, to w mistrzowskim konkursie pchali na odległość 20.74 (Bukowiecki) i 20.90 (Haratyk).
- Źle się dzieje z polskim pchnięciem kulą, bo rywalizacja wśród kobiet sięgnęła dna, z kolei u mężczyzn dwaj czołowi kulomioci od dłuższego czasu prezentują się znacznie poniżej swoich możliwości. Mamy czego żałować, bo obaj mają wszystko, by walczyć o medale i stać ich na znakomite wyniki. Haratyk ma jednak od dłuższego czasu problemy z łokciem i widać, że ta kontuzja wpływa także na jego psychikę. Co gorsza, obaj zawodnicy bardziej niż na technice skupili się ostatnio na motoryce i dlatego - mimo dobrej formy - uzyskują słabe wyniki - twierdzi Sarul.
Były znakomity kulomiot widzi duże problemy naszych zawodników, które może być bardzo trudno poprawić. - Chodzi o złe nawyki, które mogą być trudne do wykorzenienia. Życzę im jak najlepiej, ale widać wyraźnie, że ostatnie lata nie należały do udanych, a problemy z techniką są coraz większe. Powodem oczywiście nie jest sama kula, ale zbyt krótka droga oddziaływania na kulę. Obaj Polacy nie biorą kuli na siebie, a przez to energia nie idzie w pchnięcie. Teraz możliwości technologiczne są ogromne i pozwalają szybko wychwycić i wyeliminować błąd. Trzeba liczyć, że tak właśnie się stanie - dodaje.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Wspaniały bieg Polki na ME
Polak odsłonił kulisy zamieszania podczas ME
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo się opłaciło. Tak bramkarz został bohaterem