To był koszmar, jak to możliwe? "Trzeba też myśleć!"

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Legia i Anwil
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Legia i Anwil

Szok w Hali Mistrzów. Aspirujący do walki o mistrzostwo Polski Anwil Włocławek w starciu z Legią Warszawa zdobył... trzy (!) punkty w I kwarcie. Nawet trener Przemysław Frasunkiewicz nie umiał tego wytłumaczyć.

"Jak tak można zacząć mecz?!" - pytali wściekli kibice Anwilu Włocławek, którzy znów tłumnie stawili się w Hali Mistrzów. Przecierali oczy ze zdumienia, gdy widzieli trzy (!) punkty swojego zespołu po pierwszej kwarcie. To był koszmar. Gospodarze znów byli bardzo niecierpliwi, podejmowali pochopne decyzje, oddawali rzuty z trudnych pozycji, często po wymienieniu jednego czy dwóch podań. Nie było szukania przewag i swoich atutów, oglądaliśmy pudłowanie Anwilu na potęgę, które trudno racjonalnie wyjaśnić.

Nawet Adam Romański - podczas transmisji - zażartował, że włocławianie wyglądali tak jakby... spieszyli się na tramwaj. Dużo było w tym racji. A gdy gospodarze się spieszyli, Legia w tym czasie - jak rasowy bokser - punktowała rywali, odjeżdżając na... 20 punktów przewagi!

- Dlaczego tak zaczęliśmy? Nie wiem, to jest świetne pytanie. Sam chciałbym to wiedzieć. Jeśli znajdę odpowiedź, to przekażę ją trenerowi. Na pewno zaczęliśmy bardzo wolno, nie tak jak powinniśmy. Legia jest dobrym zespołem i po prostu wykorzystała ten fakt - mówił po meczu Kyndall Dykes, zawodnik Anwilu.

ZOBACZ WIDEO: Myślisz, że masz zły dzień? To spróbuj przebić tego kolarza

Trener Przemysław Frasunkiewicz był wściekły, podczas przerwy na żądanie rugał swoich zawodników, nie przebierał w słowach. "Jak się nie poprawicie, to nas ograją 40 punktami" - krzyczał. Po zakończeniu meczu sam nie umiał wyjaśnić, co wydarzyło się z jego graczami w I kwarcie, która ustawiła przebieg spotkania. Nawet dla niego - osoby, która jest w koszykówce od wielu lat - było to wielkie zaskoczenie.

- Nie wiem, co wydarzyło się w I kwarcie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem i nie doświadczyłem. Kiedyś miałem mecz, gdy zespół rzucił siedem punktów, ale trzy? To coś nowego... Legia jest agresywna od początku, my dopiero od drugiej kwarty, dlatego nie jesteśmy w stanie wygrać. To proste - powiedział Frasunkiewicz.

- Zacząć wolno, to nie znaczy grać wolno. Zaczęliśmy za szybko. Tak jak w pierwszym meczu - oddawaliśmy dzikie rzuty. Mając swoje założenia, zaczynamy wariować - dodał.

Anwil ma... "wirusa"

- Jak w komputerze wkradnie się wirus, to jest problem. I u nas ten wirus się wkradł i zaczynamy robić dziwne rzeczy. To rodzaj odpowiedniego zdecydowania, kiedy i kto ma wziąć na siebie odpowiedzialność - zaznaczył.

Nawiązując do słów trenera Anwilu Włocławek, należy podkreślić, że gospodarze w dalszej części meczu poprawili swoją grę, byli agresywniejsi, wygrali nawet trzy kolejne kwarty, ale to było za mało, by odnieść zwycięstwo w starciu z Legią Warszawa. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego wygrali 77:71.

Włocławian pogrążyły straty i to w kluczowych momentach, gdy zbliżali się do rywali na 4-6 punktów. To wtedy były błędy kroków czy niecelne podania, które Legia potrafiła zamienić na łatwe punkty, budując przy okazji swoją pewność siebie. Anwil się frustrował, próbował szybko odrabiać straty. Znów było sporo nonszalancji. 5 strat popełnił Jonah Mathews, który ponownie nie zagrał na takim poziomie, do jakiego przyzwyczaił kibiców w fazie zasadniczej (4/12 z gry). Skuteczność - po raz kolejny - nie była mocnym punktem Anwilu (23/59 z gry, 9/28 za 3).

Frasunkiewicz: Trzeba też myśleć
Frasunkiewicz: Trzeba też myśleć

- Jeśli dany zawodnik, który zdecydowanie lepiej atakuje w prawą stronę, z uporem maniaka wybiera lewą, to nie jest dziwne, że takie akcje kończą się stratami. Jestem zdania, że samą walką się nie wygra, trzeba też myśleć - powiedział Frasunkiewicz.

- Przez długi czas wykonywaliśmy bardzo dobrą robotę, by wrócić do tego meczu. W końcówce Legia zagrała skuteczniej. Nam zabrakło spokoju w kluczowych momentach. Musimy skupić się na własnych błędach, wyciągnąć dobre wnioski, zagrać szybciej i wówczas obraz kolejnych meczów powinien być inny - zaznaczył Kyndall Dykes.

Sporo kontuzji

Inną kwestią, którą trzeba poruszyć, to zdrowie zawodników Anwilu Włocławek. W tej serii grać nie mogą - z powodu urazów - Łukasz Frąckiewicz i Maciej Bojanowski. Z kontuzjami grają Kamil Łączyński i Sebastian Kowalczyk.

Trener Legii Wojciech Kamiński sam przyznał, że jego zdaniem Kyndall Dykes (jeden z liderów Anwilu) też nie jest w pełni zdrowia, co odbija się na jego grze. Zapytany o to Amerykanin odparł, że nie chce się usprawiedliwiać i brać tego jako wymówkę. Nie ma co ukrywać, że rotacja włocławian jest mocno zawężona, liderzy muszą grać po 30-35 minut, co ma duże przełożenie na ich decyzyjność w kluczowych momentach.

- Przez cały sezon mieliśmy pewien styl, nawet jak ktoś wchodził na 3-4 minuty, to zawsze dawał energię. Cały sezon graliśmy intensywnie i te zmiany powodowały, że mogliśmy domykać posiadania defensywne. Teraz tego brakuje. Nie ma co ukrywać: w naszym zespole nie ma zdrowia. Nie będziemy tutaj opowiadać bajek. Jesteśmy niestety niezdrowi, ale taki jest sport, trzeba walczyć - skwitował to trener Anwilu.

Kibice nadal wierzą, że serię można odwrócić. Zawodnicy w rozmowach nieoficjalnych nie ukrywają złości, twierdzą, że jeśli wróci skuteczność, to jest szansa na kolejne spotkania w tej rywalizacji. Czy tak się stanie? Trzeci mecz zaplanowano na poniedziałek, 9 maja (godz. 17:30). Transmisja w Polsacie Sport.



CZYTAJ TAKŻE:
Tyle ma być drużyn w lidze! Będzie "dzika karta"? Mamy nowe informacje
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Zagrali "va banque" i co dalej? Znamy plany klubu!
Zrobił wielką furorę w polskiej lidze! Mówi o taktycznej bitwie i swojej przyszłość

Źródło artykułu: