- Jesteśmy może nie zawiedzeni, bo ten pierwszy plan wykonaliśmy. W regulaminowym czasie gry wygraliśmy - dodał z kolei trener Wojciech Kamiński.
Legia w Bolonii walczyła niesamowicie. Długo musiała gonić wynik, ale w końcówce miała szanse, żeby odrobić z nawiązką upragnione trzy "oczka" - w Warszawie rywale wygrali 71:68.
Niestety zadecydowały... detale, jak ten, gdy pół minuty przed końcem Raymond Cowels nie zdołał zebrać wydawało się łatwej piłki. Rywale dostali dodatkowe posiadanie, które wykorzystali.
ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi
Potem odpowiedział Robert Johnson i po 40 minutach było... 71:68 dla Legii. Potrzebne były zatem dodatkowe minuty. - W dogrywce niestety nie udało się osiągnąć finalnego celu. Duża szkoda, bo Reggio Emilia na pewno była do pokonania - przyznał Kamiński.
- Czujemy wielki niedosyt, bo ten mecz był zdecydowanie do wygrania. Popełniliśmy o jeden błąd za dużo i doświadczona włoska drużyna to wykorzystała - dodał z kolei Łukasz Koszarek.
W dogrywce Legii brakowało dokładności, spokoju i przede wszystkim skuteczności. - Jak się przegrywa taki mecz, to zawsze myśli się o jednej rzeczy, która gdzieś została źle wykonana... - skomentował wszystko Kamiński. - Jeden punkt decydował, że w regulaminowym czasie gry nie weszliśmy do półfinału. To duży zawód, naprawdę.
Legia jeszcze nigdy nie zagrała w półfinale europejskich pucharów. W środę było naprawdę blisko, żeby to się wydarzyło. - Było dużo emocji. Jeśli chce się być mistrzem, chce się wygrywać takie mecze, to zawsze musisz wierzyć, walczyć i gdzieś tam być trochę mądrzejszy. I może tego doświadczenia na tym poziomie nam zabrakło - zastanawiał się Koszarek.
Tym samym przygoda Legii z FIBA Europe Cup dobiegła końca. Stołeczny team rozegrał 14 meczów. 11 z nich wygrał (wliczając triumf w regulaminowym czasie w Bolonii), tylko trzy przegrał - bilans wygląda bardzo dobrze. Zabrakło tylko tej wisienki na torcie w Bolonii.
- Nasza postawa w tegorocznej edycji FIBA Europe Cup na pewno nie przynosi nam wstydu. Naprawdę pokazaliśmy się w Europie z jak najlepszej strony - zakończył popularny "Kamyk".
Zobacz także:
Marcel Ponitka zaliczył debiut w nowym klubie
"Nazywają go Sokołem, więc rozwinął skrzydła". Polak błysnął w Lidze Mistrzów