"Andre Spight nie jest już zawodnikiem Twardych Pierników Toruń. Dnia 13 września 2021 r. koszykarz bez wiedzy oraz zgody klubu opuścił nasze miasto" - tak brzmi komunikatu Twardych Pierników Toruń zamieszczony w mediach społecznościowych.
Nam udało się krótko porozmawiać z prezesem Piotrem Barańskim, który uchylił rąbka tajemnicy ws. sensacyjnego wyjazdu 26-letniego Amerykanina. - Zawodnik wyjechał z Torunia bez naszej wiedzy, kontaktu i zgody. W umowie o pracę nazywa się to "porzuceniem pracy" - wyjaśnia.
Andre Spight nie pojawił się na jednym z treningów po niedzielnym spotkaniu z Legią Warszawa. W tym czasie spakował się i opuścił mieszkanie. Wiemy, że ostatnie słowa wypowiedziane przez zawodnika - w formie pytania - to: "czy ktoś może mnie podwieźć?" Zapewne chodziło mu o podwózkę na lotnisko do Warszawy. Finalnie Spight na własną rękę udał się do stolicy, gdzie następnego dnia samolotem wyleciał z Polski (bilet też sam sobie kupił).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: siatkarze grają nie tylko w Europie! Co za akcja
Trzeba powiedzieć wprost, że zachowanie Spighta to przejaw braku profesjonalizmu z jego strony. Tego też w klubie nie ukrywają. Są mocno rozczarowani i zszokowani postępowaniem 26-latka, który nagle - bez żadnego powodu - opuścił Toruń bez zgody pracodawcy.
Przypadek Spighta jest o tyle ciekawy, że przed sezonem był o krok... od podpisania umowy z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Zawodnik podobno nawet odesłał podpisany kontrakt, ale klub na samym finiszu wycofał się. Przedstawiciele MKS-u otrzymali niekorzystne opinie na temat samego zawodnika - dotyczyły głównie względów sportowych. A Spight... wylądował ostatecznie w Toruniu. Nie na długo.
Podobno Spightowi nie do końca podobało się w Toruniu i dlatego zdecydował się na taki krok. Nie chodziło o kwestie sportowe, bo w dwóch pierwszych meczach zagrał łącznie prawie 44 minuty. Z Treflem zdobył 7 punktów, z Legią dołożył sześć oczek. Jego gra nie była porywająca, ale trener Ivica Skelin dawał mu grać. Pewnie tak samo byłoby we Wrocławiu (mecz w środę).
Spight postawił toruński klub w trudnej sytuacji, bo naprędce trzeba szukać nowego rzucającego. Następcą 26-latka może zostać Jahenns Manigat (poinformował Joachim Przybył z "Gazety Pomorskiej"), który ostatnio grał na Litwie. Prezes Piotr Barański informuje, że jest dwóch kandydatów, a jednym z nich jest wspomniany Manigat.
- Od wtorku rozpoczęły się poszukiwania nowego rzucającego, po tym jak zdaliśmy sobie sprawę, że to koniec tematu Spighta. Są dwie kandydatury. Na razie nie ma żadnego tematu domkniętego. Więcej szczegółów będę mógł zdradzić po środowym spotkaniu - skomentował Piotr Barański.
Na razie nie ma tematu pozyskania gracza podkoszowego, o którym ostatnio wspominał trener Ivica Skelin. Wszystko rozchodzi się o kwestie finansowe. Jeśli zaistnieją odpowiednie okoliczności, klub takiego zawodnika zakontraktuje.
Zobacz także:
Kamil Chanas: koszykarz-dziennikarz. Marzy o rozmowie z Griszczukiem [WYWIAD]
Arkadiusz Lewandowski, prezes Anwilu: Kryzys z całą pewnością jest już za nami
Trenował kiedyś Milicicia. Mówi nam, że kilka lat czekał na PLK! [WYWIAD]
Polska znów pionierem... Nie zazdroszczę trenerom. Będzie dużo zmian! [KOMENTARZ]