Przed sezonem 2020/2021 zdecydował się na odważny ruch i związał umową z Enea Zastalem BC Zielona Góra. Pokazał, że może być wartościowym graczem, ale jednak minut było trochę mało.
Teraz postanowił niejako wyjść z cienia i wziąć odpowiedzialność za wynik drużyny na swoje barki. Wybrał GTK Gliwice, z którym to związał się dwuletnim kontraktem.
Nam opowiada m.in. o roku w Zielonej Górze, życiu na walizkach i planach na na kolejne sezony.
ZOBACZ WIDEO: Malwina Smarzek szuka plusów w bańce w Rimini. "Nie narzekam"
Krzysztof Kaczmarczyk, WP SportoweFakty.pl: Czym skusiło cię GTK Gliwice? Wiem, że ofert miałeś przynajmniej kilka...
Filip Put, nowy zawodnik GTK Gliwice: Tak, jak mówisz. Kilka ofert było, ale to GTK rozmawiało ze mną najbardziej konkretnie. Widać było u nich spore zainteresowanie. Generalnie cała wizja przyszłościowa w Gliwicach - nie tylko tego sezonu, ale i kolejnego - wygląda bardzo ciekawie.
W tych planach masz odgrywać kluczową rolę?
Plany są naprawdę mega duże i mam nadzieję, że przyczynię się do tego, żeby się one ziściły. Trener Robert Witka przewidział dla mnie dużą rolę, także nic nie stało na przeszkodzie, żeby w sumie dość szybko podpisać kontrakt.
Taka rola to jest to, na czym tobie zależało najbardziej? Chęć bycia liderem o czym wspomniałeś przy okazji ogłoszeniu kontraktu.
Zdecydowanie. Wiem, że te minuty powinienem dostać, ale oczywiście przed sezonem nikt nie ma niczego zagwarantowanego, każdy musi je sobie wywalczyć. Jestem jednak pewien, że moje umiejętności są już na takim poziomie, że powinienem być zawodnikiem spokojnie ciągnącym drużynę do przodu. Mam nadzieję i chcę tego, żeby za tym poszły wyniki drużynowe.
Jest jakiś żal czy niedosyt, że trener Żan Tabak trochę "przyspawał" cię do ławki w tych najważniejszych meczach minionego sezonu?
Nie nazwałbym tego żalem, ale na pewno jakiś tam niedosyt pozostał, bo nawet sam sobie udowodniłem wchodząc w tych meczach finałowych na te krótkie fragmenty, że mogę grać, dawać tą energię i mogę być czymś "dodatnim" na boisku.
No właśnie, twoje wejścia dawały bardzo pozytywny impuls.
Tak, ale miałem też świadomość, że podpisałem kontrakt w Zielonej Górze, a tutaj zawsze grają o wysokie cele. Są znani z tego, że główną rolę mają jednak obcokrajowcy i byłem z tym pogodzony. Jak człowiek jednak jest już w tej drużynie i trenuje z tymi chłopakami dzień w dzień widząc, że nie odstaje to wiadomo, że chce więcej i więcej. Moja rola była, jaka była i musiałem to zaakceptować stawiając swoje dobro poniżej dobra drużyny.
Gdybyś mógł cofnąć czas podjąłbyś ponownie decyzję o kontrakcie w Enea Zastalu BC?
Zdecydowanie! Wiadomo, że były te słabsze chwile, gdzie się nie grało, siedziało, myślało i szukało jakiegoś rozwiązania. Było jednak wiele znakomitych chwil, jak te wszystkie rozegrane mecze w lidze VTB. To zawsze jest tą wartością dodaną. To był kawał świetnej drużyny ze świetnymi zawodnikami. Podsumowując: gdybym miał to przeżyć raz jeszcze, to bym się zdecydował.
Uważasz, że zrobiłeś krok do przodu?
Wiadomo, że dla każdego zawodnika jest ważne żeby grać i się rozwijać. Ja wiem, że się rozwinąłem, aczkolwiek tych minut było trochę mało w tym sezonie.
No właśnie mówi się, że Żan Tabak wyciąga z zawodników "maxa". Jak oceniasz współpracę z tym szkoleniowcem?
Żan Tabak podchodzi mega profesjonalnie do tego, co robi. I każdy, kto śledził nasze wyniki i naszą grę to wie, że wszystko zaczynało się od obrony. Myślę, że wydobył ze mnie jeszcze większy potencjał właśnie w defensywie. To najwięcej mi dało, to wyniosłem z Zastalu na pewno.
Oczywiście cały czas rozchodzi się o to, żeby zawodnik na parkiecie był pewny siebie i wierzył w swoje możliwości. Trener jeżeli grał kimś na boisku, to cały czas mówił, żeby brać rzut, nieważne co się dzieje, żeby w siebie wierzyć.
Ta obrona i duża intensywność gry, to była wasza wizytówka. Jak - przy tylu podróżach - pracowaliście w trakcie sezonu żeby utrzymać formę? Przecież częściej niż na hali, byliście w samolocie czy autokarze.
Masz rację ciężko przy tylu meczach przeprowadzać nie wiadomo jakie ilości treningów, ale zacznijmy od tego, że okres przygotowawczy, gdy nie graliśmy jeszcze w lidze VTB, kiedy były sparingi i mecze w Energa Basket Lidze, to trenowaliśmy bardzo, naprawdę bardzo mocno.
Taka praca "na zapas"?
Żan Tabak wbijał nam do głów, że to jest jedyny czas, żeby odbyć te treningi i to one będą nas trzymały w sezonie. Jednak te treningi pomiędzy meczami też nie były takie, że oddawaliśmy 100-200 rzutów i się rozchodziliśmy. Zawsze trener naciskał na intensywność, żeby była taka sama, jak podczas meczów. Nie było treningów po 2-3 godziny. Były krótsze, ale intensywne. Każdy z nas je odczuwał i to nas trzymało cały sezon.
Liczyłeś ile kilometrów przebyłeś podczas tego sezonu? Miałeś już kiedyś chociaż trochę podobny sezon w tym aspekcie?
Nie ma szans... To była zdecydowanie nowinka zwłaszcza, że był to dla mnie pierwszy sezon, gdzie grałem nie tylko w naszej lidze. Druga sprawa, że to wszystko było jeszcze mega ciężkie, bo spowodowane "sezonem covidowym". Loty, przejazdy, spacery przez granice - to wszystko było bardzo trudne do zorganizowania. Te wyniki, które osiągnęliśmy, to jednak odpłaciło za te godziny spędzone w podróży, gdzie człowiek myślał już tylko o rozprostowaniu kości.
Jak dla ciebie wyglądało to pierwsze zetknięcie z takimi silnymi rywalami? CSKA, Chimki - to topowe kluby z topowymi zawodnikami.
Faktycznie były wielkie nazwiska, ale uważam też, że to nie jest level nie do przeskoczenia. Po prostu trzeba mieć system, wierzyć w niego i się go trzymać. Trzeba dać agresywność i intensywność, bo ktoś może być lepszy, może mieć wyższe procenty, ale Ty możesz się bardziej przykładać do swoich zadań i wtedy to się na boisku wyrównuje.
Tak pokonaliście m.in. kosmiczne CSKA Moskwa?
Dokładnie tak! Dzięki temu wyszarpaliśmy parę wielkich meczów, takich jak właśnie z CSKA czy z Chimkami. To są drużyny euroligowe i to tak naprawdę - powiedzmy sobie szczerze - nie miało się prawa wydarzyć. Tak jednak podeszliśmy do tych spotkań, że udało się je wygrać.
Co smakowało lepiej: takie pojedyncze wygrane, jak z CSKA czy triumf w Pucharze Polski?
Myślę, że smakowało to porównywalnie, aczkolwiek taka jednorazowa euforia była po zwycięstwie z CSKA. Puchar można tak naprawdę zdobyć co roku, a ograć wielkie CSKA mało kto ma szanse i okazję. Jak już się przydarzy, to poprzednie mecze tego zespołu w Zielonej Górze pokazywały, jaki to jest rywal - mecze kończyły się z przewagą gości 20-30 punktów. Tutaj nagle się udało. Taki jednorazowy moment, ta wygrana nad tym rywalem, myślę, że bardziej zapadnie w mojej pamięci.
Od kiedy wiedziałeś, że nie będzie kolejnego sezonu w Enea Zastalu BC? Klub podjął w ogóle z tobą jakieś rozmowy czy było wiadomo od początku, że zmienisz otoczenie?
Od razu nie było to wiadome, dochodziły do mnie jakieś przesłanki. Gratulowano mi tego, co zrobiłem i co zawsze dawałem drużynie. Było dużo pozytywnych wiadomości od kibiców, jednak ja sam można powiedzieć podjąłem tą decyzję. Chciałem przejść do klubu, który będzie grał "o coś" i w którym będę miał większą rolę. Można się spodziewać, że Zastal pójdzie mocno w zawodników zagranicznych jako liderów i te minuty mogły być podobne, więc tak zdecydowałem. Ten sezon był mega. Wspomnienia są super. Dał mi bardzo dużo, ale teraz uważam, że na tą chwilę mojej kariery potrzebuję jeszcze więcej tych minut, by też pokazać to, czego nauczyłem się w Zastalu.
W GTK tworzy się nowa drużyna. Jest nowy trener, skład też będzie mocno przebudowany. Jakie ten zespół będzie miał cele?
Na chwilę obecną ustaliliśmy cele z trenerem pomiędzy sobą. Co do drużyny to myślę, że od tego jak się pokażemy i jak dobry wynik osiągniemy, zależne będzie to, co dalej będzie w Gliwicach. Cały ten plan i wizja była dużym czynnikiem dlaczego zdecydowałem się wybrać właśnie GTK. Zaciekawiło mnie to wszystko.
Wspomniałeś, że szukasz stabilizacji. Dlatego ten dwuletni kontrakt? Ostatnio trochę podróżowałeś po kraju i co sezon zmieniałeś klub.
Uważam, że jeżeli zawodnik ma to w pamięci, ten dwuletni kontrakt, to ma taki spokój w głowie. Może pokazać pełnię swoich możliwości i nie musi się martwić, że po ewentualnych 2-3 słabszych meczach będzie musiał znów szukać klubu. Dodatkowo, jeżeli trener stara się podpisać zawodników na więcej niż rok to znaczy, że ma jakiś pomysł i plan. I ten 2-letni kontrakt to właśnie ta stabilizacja, której szukałem.
Mamy połowę maja, sezon rusza na początku września. Ty rozegrałeś ponad 70 meczów i spędziłeś dziesiątki tysięcy kilometrów w podróży. Zdążysz się zregenerować i poczuć głód koszykówki?
To był mój pierwszy tak długi sezon w karierze, więc to będzie dla mnie coś nowego. Czy starczy czasu? Ciężko powiedzieć. Zwłaszcza po sezonie, gdzie niemal cały czas jak mówisz byliśmy w podróży. Bardzo mało czasu było na załatwienie spraw prywatnych, które teraz muszę ogarnąć, a trzeba też zaplanować kiedy i jak rozpocząć przygotowania na kolejne rozgrywki.
Napięty grafik, jak na ten "wolny czas"...
Jest go mało, ale trzeba wszystko zrealizować, zregenerować ciało i być gotowym na kolejne wyzwania!
Zobacz także:
Prezes PZKosz postawił kadrze cel, którego nie zrealizowano od... 41 lat
Anna Makurat: Jeśli czujesz presję, to znaczy, że idziesz w dobrym kierunku