Vanessa Bryant na swoim instagramowym profilu udostępniła pisma procesowe ze sprawy, która zszokowała ją, podobnie jak większość Amerykanów. Kilku policjantów z Los Angeles nielegalnie robiło zdjęcia na miejscu katastrofy śmigłowca, w którym zginął Kobe Bryant, by potem podzielić się nimi ze swoimi znajomymi.
Wdowa po słynnym koszykarzu zapowiedziała kroki prawne, które miały na celu ustalić i ukarać winnych tego skandalu. Szeryf hrabstwa Los Angeles nie chciał ujawniać danych swoich funkcjonariuszy, ale decyzją sądu stało się inaczej.
Kobieta uzyskała bowiem zgodę sędziego na upowszechnienie tych danych, a postanowienie wykonała w środę na Instagramie. Z dokumentów - oprócz ujawnienia nazwisk czterech zastępców szeryfa - można się dowiedzieć, jak zdjęcia trafiły do sieci, m.in. jeden z oficerów pochwalił się fotografiami w jednym z barów w Kalifornii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wystrzelił jak z armaty. Jeszcze o nim usłyszymy
"Takie osoby powinny odpowiadać przed sądem, jak każdy inny człowiek. Dlaczego nazwisko mojego męża zostało ujawnione w 2003 r. (Bryant został oskarżony o napaść na tle seksualnym - przyp. red.), a teraz szeryfom miałoby to ujść płazem?" - pisała kilka tygodni temu Vanessa Bryant na portalu społecznościowym.
Afera ws. wycieku zdjęć m.in. ze zwłokami ofiar wypadku śmigłowca, do którego doszło 26 stycznia 2020 r. w okolicach miejscowości Calabasas (wszyscy pasażerowie, w tym Kobe Bryant i jego córka Gianna, zginęli na miejscu), wybuchła po publikacji dziennika "Los Angeles Times" w marcu 2020 r. (więcej TUTAJ).
Zobacz:
Zapadł wyrok po katastrofie Kobego Bryanta. To nie koniec walki Vanessy Bryant