Sezon 2019/20 w NBA jest już historią. Po kilku miesiącach zmagań w "bańce" w Disney World pod Orlando na Florydzie, Los Angeles Lakers zdobyli 17. tytuł w historii klubu, a pierwszy od 2010 roku. Zadedykowali ten wielki sukces zmarłemu w styczniu Kobemu Bryantowi.
Dokończenie sezonu w NBA było ogromnym przedsięwzięciem. Przerwa związana z pandemią COVID zrujnowała bowiem cały kalendarz. Liga zakończyła się w październiku, a właśnie w tym miesiącu powinien rozpocząć się nowy sezon.
NBA chce przyśpieszyć i skrócić urlopy zawodnikom. Co to oznacza? Według najnowszych informacji Adriana Wojnarowskiego z "ESPN", jest szansa, że NBA wróci już 22 grudnia tego roku. Sezon 2020/21 miałby być skrócony do 72 meczów. To umożliwiłoby zawodnikom wzięciu udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio, które obecnie zaplanowane są na lipiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
Pomysł jest odważny, ale mocno nie podoba się zawodnikom, którzy w takim scenariuszu mieliby bardzo krótką przerwę od treningów. Szefowa Związku Zawodników Michele Roberts przyznała, że negocjacje nie zostały jeszcze zakończone.
Komisarz ligi Adam Silver stoi pod ścianą. Z jednej strony rozumie graczy, którzy chcą wypocząć po trudnych miesiącach w "bańce". Z drugiej strony partnerzy telewizyjni ligi naciskają na powrót do tradycyjnego kalendarza w sezonie 2021/22. To oznacza, że najbliższe rozgrywki powinny zakończyć się w czerwcu.
Koszykarze woleliby wystartować w połowie stycznia, w dzień Martina Luthera Kinga, który wypada w Stanach Zjednoczonych w trzeci poniedziałek stycznia.
Zobacz także: Brak stabilizacji sopocian. Gorsza wersja Trefla nie dała rady osłabionemu Kingowi
Zobacz także: Kolejna klęska Anwilu Włocławek. Potrzebne są radykalne zmiany