EBL. Forma budowana na szybko. PGE Spójnia Stargard zerwała z tradycją

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Filip Matczak (w środku)
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Filip Matczak (w środku)

Początek sezonu w dwóch poprzednich latach wiązał się z dużym rozczarowaniem dla kibiców PGE Spójni Stargard. Pojedynek z Pszczółką Startem Lublin okazał się zupełnie inny, a waleczny zespół wygrał 70:65.

Nastroje tym razem schłodziły gry kontrolne. Było ich niewiele, ale PGE Spójnia nie odniosła w nich zwycięstwa. W czwartkowym meczu o stawkę nie miało to jednak znaczenia. Pomimo utrudnionych przygotowań stargardzianie poradzili sobie z faworyzowanym rywalem.

- Myślę, że dla każdej drużyny to jest nowość. Okres przygotowawczy był, jaki był. Sytuacja nie jest najłatwiejsza. Przede wszystkim nastawienie. Wiadomo, praca którą musimy wykonać żeby to wszystko funkcjonowało, jak najlepiej, ale musimy wykorzystać to, co mamy i tyle, ile przepracowaliśmy żeby przełożyć to na boisko - tłumaczył po spotkaniu Filip Matczak.

Za obwodowym koszykarzem ligowy debiut w nowym klubie. W 30 minut zdobył osiem punktów, miał pięć zbiórek, cztery asysty i trzy przechwyty. Nie oddał wielu rzutów, ale i tak fani byli zadowoleni z jego występu.

ZOBACZ WIDEO: Majdan gratuluje Lewandowskiemu. "Nie jest łatwo wejść na szczyt w dobie Ronaldo, Messiego i Neymara"

- Publiczność jest rewelacyjna i czuć ich wsparcie na boisku. Nas to niesie. Przeciwnikowi się gra ciężko. Jeżeli chodzi o mój debiut odpowiednio trener nastawił mnie do tego spotkania. Założył mi pewne rzeczy, które mają być na boisku i starałem się z tego wywiązywać, jak najlepiej. Mam nadzieję, że dałem radę - dodał koszykarz PGE Spójni Stargard, który we wcześniejszych sparingach grał w masce ze względu na złamany na treningu nos.

Na ligowy mecz jednak zdjął maskę. - To jest nastawienie w głowie. Myślę, że to już taki okres, gdzie kość mogła się zrosnąć, ale nadal muszę uważać. Wychodzę na boisko i daję z siebie wszystko. To jest najważniejsze. Maska jednak przeszkadzała i ograniczała. Pozwoliłem ją sobie zdjąć żeby jak najlepiej funkcjonować na boisku - przyznał Filip Matczak.

Co okazało się kluczem do zwycięstwa nad Pszczółką Startem Lublin? - Agresja, którą od początku meczu było widać po stronie obronnej dała nam później dużo wolności w ataku. Wiele jest jeszcze do poprawy. Na pewno nasz atak. Miejmy nadzieję, że czas będzie grał na naszą korzyść i będziemy mogli nad tym popracować. Cieszy postawa, którą pokazaliśmy w obronie. Zostawiliśmy tam dużo zdrowia i cieszy, że udało nam się wyciągnąć to spotkanie. Jest czas żeby chwilę się pocieszyć z tego zwycięstwa i przygotowywać do kolejnego meczu - ocenił zawodnik ekipy z Pomorza Zachodniego.

Stargardzianie mają ponad tydzień do meczu z Treflem Sopot (5 września godz. 17:35), ale to nie będą przygotowania takie, jak zwykle w sezonie. - Jesteśmy w takiej sytuacji, że nie musimy przygotowywać się tylko do następnego meczu. Musimy też budować formę sportową. Nie udało nam się tego zbudować. Nie zagraliśmy ani jednego meczu w pełnym składzie. Z reguły moje zespoły grają 12-14 spotkań w okresie przygotowawczym. My zagraliśmy siedem, z czego jeden to była połowa meczu, bo nie mieliśmy, kim grać. To powoduje, że okres przygotowawczy w układzie jednostek treningowych trzeba przedłużyć na początek sezonu - wyjaśnił trener Jacek Winnicki.

- Ciężko pracowaliśmy każdego dnia by być gotowym na szybki start ligi. Po drodze przytrafiło się kilka sytuacji, na które nie mieliśmy wpływu, jak odwołane dwa sparingi czy kilkudniowa kwarantanna dla zespołu. Musimy skupiać się na każdym kolejnym treningu i meczu. Zawodnicy poznają się, poznają swoje osobowości i nawyki boiskowe. Krok po kroku każdego dnia stajemy się lepszym zespołem. Nie mieliśmy dużo czasu, dlatego musieliśmy przyspieszyć cały proces poznawania naszego stylu oraz organizacji gry w ataku i obronie - dodał szkoleniowiec PGE Spójni.

Jego zespół nie zagrał wielkiego spotkania, ale wykorzystał fakt, że w optymalnej formie nie są również rywale. - To są początkowe mecze. Nie ma jeszcze płynności w grze i dużej skuteczności. Dużo niecelnych rzutów wynikało z naszej dobrej obrony i z tego, że udało nam się zatrzymać podstawowych zawodników rywala. Może z wyjątkiem Armani Moore'a. I tak mimo wszystko Wayne Blackshear zatrzymał go w bardzo ważnej akcji w końcówce meczu - tłumaczył Jacek Winnicki.

Zobacz także: Rewolucja w Toruniu. Obie Trotter: nie skreślajcie nas
Mateusz Dziemba: Presji ze strony klubu nie ma

Komentarze (0)