Mateusz Stępień: Przez tydzień odwiedziliście siedem miast-organizatorów wrześniowych mistrzostw Europy. Jak oceniłby pan tegoroczny Marcin Gortat Camp?
Filip Kenig: Na pewno bardzo pozytywnie, choć nie ukrywam, że pod koniec byliśmy już trochę zmęczeni przejazdami z jednego miejsca w drugie, rozpakowywaniem się, składaniem sprzętu itd. Była to jednak dla nas spora satysfakcja, bo na spotkania z Marcinem przychodziło dużo dzieci, ich rodziców, a także kibiców.
Marcin był zadowolony?
- Myślę, że tak. Dobrze dogadywał się z dzieciakami, fajnie wyglądała ich współpraca. Widać, że bardzo dobrze czuł się w takiej - przyjemnej dla siebie - roli. Młodzi gracze mieli okazję poradzić się go nie tylko w kwestiach związanych ze sportem. Przez cały tydzień panowała miła atmosfera.
W przyszłym roku ekipa campu Marcina Gortata będzie działać równie prężnie, jak teraz?
- Co roku zamierzamy prowadzić camp w inny sposób, zmieniać nieco jego formułę, rozszerzać działania. Być może pójdziemy w kierunku treningów również dla starszych zawodników, albo organizowania obozów sportowych, czy klinik trenerskich. Wszystko będzie ewoluować.
Kiedy będzie wiadomo, jaką formułę camp przybierze w przyszłym roku?
- W październiku bądź listopadzie powinien już wyklarować się pomysł na nowe imprezy.
A okres, w którym się odbędzie, to również wakacje?
- W letniej przerwie mamy sporo możliwości. Wtedy jest po sezonie - zawodnicy i trenerzy mają wolne. Jest to więc najodpowiedniejsza pora. Na 100 proc. camp odbędzie się w Łodzi. A czy też w innych miastach, i ewentualnie jaką tam przyjmie formułę, będzie trzeba dokładnie ustalić. Mamy kilka nowych pomysłów, ale musimy z nimi trochę poczekać.
Kto, oprócz ŁKS-u Łódź - inicjatora campu, najbardziej pomógł wam w jego organizacji?
- Wszystko zaczęło się właśnie od macierzystego klubu Marcina - ŁKS-u. W końcowym momencie w projekt włączył się Polski Związek Koszykówki, który pomógł przeprowadzić go logistycznie i noclegowo. Na największe uznanie zasługuje Urząd Miasta Łodzi. To on zdecydował się postawić na Marcina jako na "machinę" promocyjną. Była to zresztą obopólna korzyść.
Jednym z celów campu była także promocja wrześniowych mistrzostw Europy.
- Zależało nam, aby zachęcić ludzi do odwiedzania koszykarskich hal również w sezonie. Głównie było to skierowane do tych, którzy nie przejawiali dotychczas większego zainteresowania koszykówką.
ŁKS mocno się do tego przyczynił.
- Tak, tylko trochę to dziwne, że my – mały polski klub - tak się angażujemy w promocję Eurobasketu. A są przecież większe związki, federacje, które mogłyby poprowadzić to w trochę inny sposób. Ale cóż - cel mamy przecież ten sam.