Konflikt pomiędzy dwoma wielkimi państwami rozpoczął w październiku Daryl Morey, generalny manager Houston Rockets. Przypomnijmy, że 47-latek skrytykował rząd Państwa środka za podejście do protestujących w Hong Kongu (protest dotyczył ustawy, która umożliwiłaby ekstradycję osób podejrzanych o przestępstwa do Chin).
Nikt nie spodziewał się, że jeden tweet może nieść za sobą tak wielkie konsekwencje. Chińska telewizja kilka dni później zaprzestała pokazywania meczów NBA. Wydawało się, że strony znajdą kompromis i po wznowieniu rozgrywek relacje wrócą do normy.
Nic z tego. Telewizja CCTV w specjalnym oświadczeniu ogłosiła, że nie ma zamiaru wznawiać transmisji meczów NBA.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Jak podkreśla "ESPN", osobą, która miała załagodzić konflikt był Michael Ma, nowy dyrektor generalny oddziału NBA w Chinach. Pochodzi on z wpływowej chińskiej rodziny medialnej - jego ojciec, Ma Guoli, jest jednym z założycieli telewizji CCTV Sports.
Komunikat chińskiej telewizji to kolejny cios dla ligi NBA, która wciąż boryka się ze szkodami gospodarczymi wynikającymi z jej poszarpanych relacji z Chinami, które według szacunków są biznesem wartym miliard dolarów, a nawet więcej, jeśli wziąć pod uwagę kwestie marketingowe.
Wciąż nie wiadomo czy sezon 2019/20 zostanie dokończony. Właściciele i szefowie poszczególnych zespołów chcą jednak powrotu NBA do gry. Są oni pozytywnie nastrojeni działaniami ligi, zmierzającymi do tego, aby zapewnić zawodnikom jak największe bezpieczeństwo w trakcie meczów, jeśli do nich oczywiście dojdzie (więcej TUTAJ).
Zobacz także: Czas na konkretne decyzje w PLK. Sezon może zacząć się już w sierpniu
Zobacz także: Michael Jordan koszykarzem wszechczasów według ESPN. LeBron James na 2. miejscu