EBL. Bartosz Karasiński: Ryzyko jest we wszystkim, co robimy w naszym życiu (wywiad)

Materiały prasowe / Materiały prasowe BM Slam Stal / Rafał Jakubowicz / Na zdjęciu: Bartosz Karasiński
Materiały prasowe / Materiały prasowe BM Slam Stal / Rafał Jakubowicz / Na zdjęciu: Bartosz Karasiński

- Gdybanie nie ma teraz większego sensu, ale uważam, że z pewnością wiele dobrego było jeszcze przed nami, bo jako zespół rozkręcaliśmy się - mówi prezes BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski Bartosz Karasiński.

Bartosz Karasiński prezesem "Stalówki" został przed sezonem 2019/2020. Przejmując stery w ostrowskim klubie już na starcie swojej przygody zderzył się z trudnymi sytuacjami. Zmiana trenera, wymiany zawodników, koronawirus i trudy związane z budowaniem budżetu na kolejny sezon.

Krzysztof Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Przed sezonem 2019/2020 w Stali oczekiwania tradycyjnie były duże. Początek nie układał się jednak po myśli. Była analiza co nie zagrało? Nie było myśli już gdzieś w październiku, że ten sezon jest stracony?

Bartosz Karasiński, prezes BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski: Takich myśli nigdy nie było. Zawsze trzeba szukać optymalnych rozwiązań. Trzeba wyciągać wnioski i dokonywać korekt. Początek sezonu był dla nas trudnym momentem, ale - jak pokazał sezon - zespół potrafił wrócić do gry. Drużyna pokazała charakter i swoje możliwości.

Zaczęliście z bilansem 0:5. Nie poddaliście się jednak i w momencie zakończenia rozgrywek ten bilans wyglądał już 10:12. Były realne szanse na play-off. Pogdybajmy: BM Slam Stal mogłaby w nich "zamieszać"?

Gdybanie nie ma teraz większego sensu, ale uważam, że z pewnością wiele dobrego było jeszcze przed nami. Jako zespół rozkręcaliśmy się. Było kilka świetnych spotkań, jak choćby grudniowy sukces nad Polskim Cukrem Toruń. Kapitalny był też mecz z Anwilem Włocławek, w którym doszło do mocno kontrowersyjnej końcówki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny trening bramkarza na czas koronawirusa. Sam strzelał, sam bronił...

Czyli byłoby ciekawie w tej najważniejszej części rozgrywek.

Przy awansie do play-off na pewno działoby się wiele ciekawego z naszym udziałem. Tym bardziej, że w ostatnim czasie, na finiszu okresu transferowego, mieliśmy w planach dokonanie dwóch transferów, które miały wydatnie wzmocnić nasz zespół. Były uzgodnione wszystkie szczegóły. Brakowało tylko podpisów. Ostatecznie, po analizie sytuacji w kraju i na świecie oraz biorąc pod uwagę prognozy w kwestii rozwoju pandemii postanowiliśmy z tych transferów zrezygnować.

Dużo transferów w tym sezonie Stali jednak nie wypaliło tak, jak zakładano. To był największy problem?

Latem 2019 roku, w momencie budowania zespołu, trener Jacek Winnicki dysponował budżetem, który był taki sam, jak dwa lata wcześniej, kiedy walczyliśmy w finale. Trener miał całkowicie wolną rękę w doborze zawodników. Zbudowany został taki, a nie inny zespół. Później, po tym nieudanym początku, w momencie, kiedy trzeba było dokonać korekt, to już było uzależnione od wielu czynników.

Takich, jak finanse? Oprócz znalezienia nowych graczy trzeba było rozwiązać stare kontrakty, a to też kosztuje.

Oczywiście, że rozwiązanie każdego kontraktu wiąże się z dodatkowymi kosztami. Tak samo, jak zakontraktowanie nowych graczy. Tym samym nasz budżet w znaczący sposób musiałby wzrosnąć. Poza tym, w trakcie sezonu rynek transferowy jest ubogi.

W pewnym momencie postawiliście na sprawdzone "nazwiska" - Łukasz Wiśniewski, Filip Dylewicz. To było w jakimś stopniu zminimalizowanie ryzyka kolejnego "pudła" transferowego?

Transfer Filipa Dylewicza należy ocenić bardzo pozytywnie. Filip to przede wszystkim świetny człowiek, ale także koszykarz grający na wysokim poziomie. Miał swoje problemy w Lesznie. My szukaliśmy gracza na pozycję numer 4. Podpisanie z nim kontraktu było dobrym ruchem.

Łukasz Wiśniewski również mógł dużo dać, gdyby nie kontuzje?

Łukasz Wiśniewski też wniósł wiele dobrego do zespołu. Zaliczył kilka udanych występów. Niestety, kontuzja uniemożliwiła mu dalszą grę. Jako klub dołożyliśmy wszelkich starań, żeby pomóc mu w powrocie do pełni sił. Łukasz widząc co się dzieje, mając wiele trudności, zachował się bardzo fair. Usiedliśmy, porozmawialiśmy i doszliśmy do porozumienia rozwiązując kontrakt.

Oprócz korekt w składzie zamieniliście również trenera. Doświadczonego Jacka Winnickiego zastąpił debiutujący w tej roli Łukasz Majewski. Nie obawiał się pan takiego ruchu?

Ryzyko jest we wszystkim, co robimy w naszym życiu. Powierzenie funkcji trenera Łukaszowi Majewskiemu było przemyślanym ruchem. Przede wszystkim sam Łukasz był zdecydowany podjąć to wyzwanie. Teraz można powiedzieć, że ta decyzja była strzałem w dziesiątkę. Podjął się trudnego zadania, ale potrafił to wszystko w odpowiedni sposób poukładać. Widać, że praca trenerska bardzo go wciągnęła. Wspólnie ze swoim sztabem, czyli Andrzejem Urbanem, Arturem Packiem i Łukaszem Witczakiem, wykonał bardzo dobrą pracę.

Ważnym momentem była również przemiana Jay'a Threatta - po zmianie trenera został przywrócony do drużyny i wyraźnie odżył. To był klucz do poprawy gry zespołu? Co się takiego stało, gdzie tkwiła recepta, na uzdrowienie gry tego gracza?

Odpowiednie zafunkcjonowanie zawodnika w nowym klubie uwarunkowane jest od wielu czynników. Czasem jedna z pozoru błaha rzecz może być tak dużą trudnością, której nie da się pokonać. Kontraktując Jay'a wiedzieliśmy na co go stać. Po zmianie na stanowisku trenera, Łukasz Majewski wiedział w jaki sposób do niego dotrzeć, jak wykorzystać jego możliwości. Od razu znaleźli wspólny język. Threatt wiedział, że jest generałem w tym zespole. Wiedział, jak wiele od niego zależy. Rozkręcał się z tygodnia na tydzień.

Kto w tym trudnym sezonie najbardziej wykorzystał szansę? Kto będzie w kręgu zainteresowań na nowy sezon?

Jak to bywa, każdy miał lepsze i gorsze momenty. Na początku sezonu nie brakowało głosów, że nasz środkowy Nikola Jevtović nie potrafi grać na wysokim poziomie. Okazało się, że ci, którzy to mówili byli w ogromnym błędzie. Trener Majewski wiedział dobrze, jak wykorzystać jego atuty. To sprawiło, że Nikola grał dobrze, zaliczając się do czołowych centrów naszej ligi.

Większość naszych zawodników w trakcie tego sezonu znalazło się w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości. Można powiedzieć, że w poprzednich latach, każdy z nich był zadaniowcem. Główne role odgrywali inni zawodnicy. Tutaj ciężar odpowiedzialności spadł na ich bark. To była całkowicie nowa sytuacja, do której musieli się też przyzwyczaić. Każdy z zawodników grał z dużym sercem i zaangażowaniem. Wszyscy robili, co tylko mogli, żeby po nieudanym początku udowodnić swoją wartość.

Czy Bartosz Karasiński wie już cokolwiek w temacie jak może wyglądać budżet klubu na kolejne rozgrywki? Czy sponsorzy zostali, obniżyli swoje dofinansowanie czy może na chwilę obecną całkowicie zawiesili wsparcie?

Na ten moment ciężko jest rozmawiać o kolejnym sezonie. Sytuacja, w której się wszyscy znajdujemy jest bardzo ciężka. Najważniejsze jest teraz zdrowie i życie. Cały świat walczy z koronawirusem. Trzeba tą walkę wygrać. Dzisiaj jednak nie wiemy, kiedy to nastąpi i jakie będą konsekwencje. Kryzys gospodarczy i ekonomiczny już nastąpił. Odczujemy wszyscy to, co się wydarzyło. Są firmy, które niestety bankrutują. Zwalniani są pracownicy. W innych firmach pracownicy zostają, ale na zupełnie innych warunkach płacowych. Świat, który znamy choćby sprzed kilku tygodni, już nie istnieje. Przed nami nowa rzeczywistość.

Czyli na chwilę obecną ciężko pan widzi możliwość zbudowania podobnego budżetu?

Przede wszystkim chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy zarówno w minionym sezonie, jak i w poprzednich latach wspierali nasz klub. Tutaj podziękowania kieruję w stronę władz miasta Ostrowa Wielkopolskiego na czele z prezydent Beatą Klimek i władz Grupy Kapitałowej CRK na czele z prezesem Bartoszem Ziółkowskim. Podziękowania również dla wszystkich naszych sponsorów oraz świetnych ostrowskich kibiców. Wszyscy razem tworzymy naszą "Stalówkę" i gramy dla Ostrowa Wielkopolskiego.

...a wracając do pytania?

Wracając do pytania to powiem, że jest grupa sponsorów, która już poinformowała, że nie jest w stanie realizować zawartych umów. Są sponsorzy, którzy wstrzymali finansowanie, bowiem w pierwszej kolejności muszą przecież zadbać o swoje firmy. To rzecz całkowicie naturalna i zrozumiała dla nas. Sponsorzy muszą poukładać wszystko w swoich firmach. Mocno trzymamy kciuki za wszystkich prowadzących biznes. Teraz więc można snuć różne plany, rozpisując najprzeróżniejsze scenariusze. My mamy przygotowanych kilka wariantów, ale który z nich wejdzie w życie, tego nie wiemy. Szczerze powiem, że podziwiam kluby, które w tym momencie decydują się na podpisywanie kontraktów na kolejny sezon, nie wiedząc absolutnie, jak wyglądać będzie przyszłość. Wygrajmy walkę z wirusem i wróćmy do normalnego życia. Później wierzę, że wszyscy, poprzez ciężką pracę, odbudujemy gospodarkę, ograniczając niekorzystne skutki tego wszystkiego.

Zobacz także:
EBL. Prezes Polskiego Cukru Toruń: Skąd brać pieniądze po zakończeniu sezonu, jak klub nie zarabia

Komentarze (2)
avatar
rocky1
5.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja wierze ze Bartosz Karasinski doprowadzi BM SLAM STAL Ostrow Wielkopolski do medalu w kolejnym sezonie powodzenia 
avatar
rysiek2012
2.04.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Karasiński to jest bufon jakich mało. Nie wróżę sukcesu prezesowi, który o sezonie totalnie spierdzielonym wypowiada się jakby medal wygrali.