Puchar Polski koszykarzy. Wielkie derby w finale. Bartosz Diduszko: Zawsze jestem gotowy

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Bartosz Diduszko
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Bartosz Diduszko

Bartosz Diduszko zadał decydujący cios w meczu ze Stelmetem Enea BC w półfinale Pucharu Pucharu Polski. Jego wielki rzut z dystansu sprawił, że Polski Cukier zagra w finale z Anwilem Włocławek. To będzie koszykarskie święto.

- Nie mogę się już doczekać tego spotkania - mówi uradowany Bartosz Diduszko, który wprowadził Polski Cukier Toruń do wielkiego finału Suzuki Pucharu Polski.

Skrzydłowy na dziewięć sekund przed końcem meczu ze Stelmetem Enea BC trafił rzut z bardzo trudnej pozycji. - Ja takich rzutów nie wykonuję na co dzień - śmieje się koszykarz.

- Dostałem pytanie od Kyle'a, bo mój obrońca Hakanson był mocno zaangażowany w pomoc innym zawodnikom. Mogłem od razu rzucać, ale stwierdziłem, że spróbuję wymusić przewinienie. Szwed sprytnie zamknął mi środek i wykozłowałem piłkę na obwód. Czas się kończył, więc zdecydowałem się rzut. I wpadło... - opowiada.

ZOBACZ WIDEO Cały świat żegna Kobego Bryanta. "Gdyby odciąć mu jedno z ramion, to wypłynęłaby z niego czerwono-czarna krew"

Diduszko świetnie czuje się w decydujących momentach spotkań. W minionym sezonie to po jego "trójce" torunianie pokonali na wyjeździe Anwil. - Trener Tomasz Niedbalski zawsze powtarzał mi: "bądź gotowy w każdym momencie". Tego się trzymam - zdradza koszykarz.

Zielonogórzanie w połowie czwartej kwarty prowadzili nawet różnicą 13 punktów, ale ostatecznie to Polski Cukier zagra w finale z Anwilem Włocławek. Podopieczni Sebastiana Machowskiego znakomicie rozegrali końcówkę, którą wygrali aż 18:2. Stelmet przez ponad sześć minut zdołał zdobyć zaledwie dwa punkty i to z linii rzutów wolnych!

- Czuliśmy się, że możemy dogonić Stelmet i wygrać ten mecz. Co prawda na kilka minut przed końcem mieliśmy sporą stratę, ale jesteśmy taką drużyną, która nigdy się nie poddaje. Zawsze walczymy do samego końca - podkreśla.

Zwycięstwo smakuje podwójnie, bo torunianie musieli sobie radzić bez chorego Chrisa Wrighta. Amerykanin oglądał spotkanie z perspektywy ławki rezerwowych. - Im gorzej, tym czasami dla nas lepiej - przyznaje Diduszko, który nie chce mówić o zmęczeniu, mimo że jego drużyna w niedzielę zagra trzeci mecz w ciągu trzech dni.

- Gramy trzeci mecz z rzędu, ale dwa lata temu też byliśmy w takiej sytuacji, więc wiemy, jak to wszystko wygląda. Wyjdziemy na parkiet i damy z siebie wszystko. Nikt nie będzie mówił o zmęczeniu - zapewnia.

Wielki finał Suzuki Pucharu Polski w Arenie Ursynów w niedzielę o godzinie 18:00.

Czytaj także:
Igor Milicić: Anwil chce iść w stronę stabilizacji. Będzie łatwiej o wyniki (wywiad)
Michał Kolenda: Nie jestem w cieniu brata. Marzę o grze za granicą (wywiad)

Komentarze (1)
avatar
Bog Honor Ojczyzna
16.02.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Musicie sie pokazać w walce z włocławskimi gwiazdami NBA