Metoda kija i marchewki w koszykarskich klubach. "Kontrakt sportowy jest umową starannego działania, a nie rezultatu"

Getty Images / Takashi Aoyama / Koszykówka
Getty Images / Takashi Aoyama / Koszykówka

- Niemal w każdym kontrakcie można natrafić na sformułowanie "znaczne pogorszenie formy" – to jest zbyt subiektywna opinia i nie powinno się godzić na taki zapis – mówią jednogłośnie agenci sportowi. Czy ucinanie pensji to dobra metoda motywacji?

Problem niewypłacalności w koszykarskich klubach jest na porządku dziennym, chociaż wydaje się, że wszystko mozolnie zmierza w dobrą stronę. To nie jedyna rzecz, z którą niekiedy - poza rywalizacją sportową - trzeba się mierzyć.

Nie bez powodu mówi się, że dobra atmosfera i relacje w klubach idą w parze z satysfakcjonującymi wynikami. Gdy tych wyników nie ma, najpopularniejszą formą "motywacji" w niektórych sportowych ośrodkach jest ucinanie lub mrożenie wynagrodzenia. W innym zawodzie brzmiałoby to absurdalnie, prawda?

Wszyscy chcą wyników, każdy chce wygrywać. Trener, prezes i zarząd klubu, kibice. To zrozumiałe. Po porażkach kibice skandują: "chyba za dużo zarabiają" - takie wypowiedzi wraz z innymi epitetami bardzo często kierowane są w stronę graczy, szczególnie w mediach społecznościowych. Od prezesa w kryzysowych momentach zazwyczaj pada groźba: "macie wygrać 4 z 5 najbliższych spotkań, bo stracicie 25% swojej pensji" - i taki tekst bardzo często kryje się za tymi złymi rezultatami, na które składa się również presja, kiepska atmosfera i inne czynniki pozasportowe, co przeważnie nie wychodzi nawet poza szatnię. Należałoby zadać pytanie, czy zawodnicy też nie chcą zwycięstw? Kontrakt sportowy jest umową starannego działania, a nie rezultatu - w tej sytuacji jest stwierdzeniem jak najbardziej trafnym.

Zostawiając sam wątek niewypłacalności, początkowo w zamyśle osób zarządzających klubem jest motywacja zawodników do większego zaangażowania przez zatrzymanie części pensji bądź komunikat o ewentualnym obniżeniu wynagrodzenia w sytuacji, kiedy postawione warunki nie zostaną spełnione. Należy dodać, że takie metody mimo, że niekiedy nie dochodzą do skutku - co należy podkreślić - stosowane są dość często. Czy z psychologicznego punktu widzenia rzeczywiście możemy mówić o motywacji? Tłumaczy psycholog sportu Daria Abramowicz.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Marcin Wasilewski sprawił żonie prezent

- W tym kontekście użyłabym określenia, że jest to metoda kija i marchewki - zagrożenie karą i potencjalnymi konsekwencjami oraz tworzenie w pewnym sensie atmosfery, która jest kontr-motywująca, czyli w zamyśle mająca zachęcić, a nawet powiedziałabym, że czasami zmusić zawodnika do wykorzystywania maksimum swojego potencjału sportowego w warunkach rywalizacji. W praktyce jednak może okazać się, że spowoduje to odwrotny skutek polegający na tym, że zawodnicy będą odczuwać większe napięcie i z takiej powinności przejdą w stronę poczucia zagrożenia wspomnianymi potencjalnymi konsekwencjami.

Takich sytuacji znam sporo, ten proces pojawia się relatywnie często. I w praktyce, myślę, że warto spojrzeć na niego z kilku perspektyw. Po pierwsze: ze strony w jaki sposób wpływa to na pojedynczych zawodników, jak wpływa to na ich poczucie bezpieczeństwa, ale i tak naprawdę również stabilizacji finansowej i pewnego rodzaju komfortu. Komfortu, ale nie na zasadzie tak zwanych warunków cieplarnianych, ale w postaci tego, że zawodnicy, szczególnie w dyscyplinach drużynowych utożsamiają się z zespołem. Z jednej strony czują się zaangażowani, są zmobilizowani i właśnie zmotywowani do tego żeby dawać z siebie wszystko w momencie, kiedy nie towarzyszą im myśli na przykład nie związane z tym poczuciem zagrożenia. To jest pierwszy kontekst.

Drugi, to właśnie funkcjonowanie drużyny jako całości i zawodników, którzy otrzymują pewnego rodzaju podobny sygnał ze strony osób zarządzających zespołem. I tutaj również warto zastanowić się nad tym, że jest to działanie, które z jednej strony może spowodować, że zespół się łączy ponieważ ma to samo doświadczenie, choć nie jest to doświadczenie konstruktywne i to jest istotne. Sprawia to, że skutek jest podobny, czyli trudniej jest skupić się na samym aspekcie sportowym, szczególnie kiedy pojawią się dodatkowe warunki napięcia czy stresu.

Trzecią perspektywą do której zweryfikowania bardzo zachęcam jest to, w jaki sposób wpływa to na relacje zespół-trener lub zespół-pion zrządzający organizacją, w zależności od tego kto o takich sankcjach informuje lub kto bierze za nie odpowiedzialność. Jest to taka sytuacja, w której może dojść do ograniczenia zaufania, do naruszenia pewnego rodzaju relacji z uwagi na to, że zawodnicy mogą czuć, że tracą grunt pod nogami.

A z ostatniej perspektywy, mimo wszystkiego co powiedziałam wcześniej, nakłaniam także do zrozumienia drugiej strony, czyli tych, którzy zarządzają, którzy spoglądając jak funkcjonuje proces i zespół, obserwują jakie jest zaangażowanie zawodników w pracy, czy doświadczają ich jakieś trudności. Postawienie odpowiedzialność finansowej wydaje się być tym, co z największą dozą prawdopodobieństwa przyniesie skutek. Myślę, że warto odpowiedzieć sobie na pytanie, ile zasobów do tego, aby w sposób szeroki, z szeroką perspektywą spoglądają na taką sytuację właśnie osoby, które zarządzają organizacją sportową. Ile zasobów do tego, aby skutecznie zareagować na taką sugestię nawet będą mieli sami zawodnicy, gdyż jest to fundamentalnie kwestia tego czy istnieje pewnego rodzaju poziom zrozumienia mechanizmów towarzyszących tego typu metodom, czyli nałożenia sankcji na zespół.

Chciałabym zaznaczyć, że jeżeli zespół ma trudności ze skutecznością lub z zaangażowaniem lub z byciem w spójnych i trwałych relacjach wewnątrz zespołu, pytaniem jest czy wprowadzanie sankcji finansowych jest skutecznym narzędziem naprawczym czy może warto jednak skierować się w stronę pracy z psychologiem sportowym tudzież w kierunku stabilnej i długotrwałej współpracy na poziomie sztabu szkoleniowego, aby ten problem rozwiązać strategicznie? Do tego wszystkiego dochodzi sprzeczność z tym co pojawia się tak naprawdę na poziomie prawnym i co zostaje zapisane w takiej fundamentalnej umowie i na poziomie zobowiązania z klubem. Można wywoływać kolejny poziom trudnych emocji z tym związanych, co może być przyczyną konfliktu w relacjach sportowych, prawda?

Istnieje coś takiego jak pozytywne wzmocnienie - coś, co leży na stole w sytuacji, w której będzie to pewnego rodzaju nagrodą i docenieniem wysiłku drużyny, w momencie kiedy dadzą z siebie właśnie więcej niż przysłowiowe 100%. Wprowadzanie kar finansowych i tego poczucia zagrożenia karą nie jest w założeniu, w teorii i w praktyce psychologicznej w żaden sposób motywujące. To wręcz narusza poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, co bardzo często utrudnia wejście na najwyższy możliwy poziom sportowy.

Pozytywne wzmocnienia będą tym, co będzie motywowało zawodników do pracy, większego zaangażowania – mam na myśli potencjalną nagrodę w przypadku awansu, zwycięstw, osiągnięcia celu, który został postawiony przez zarząd. Warto pamiętać też o tym, i to jest coś, co realnie motywuje w kontekście celów, że ważne  jest, by cele stawiane przed zespołem były celami konstruktywnymi i jak najbardziej w zasięgu. Oczywiście stawiającymi wyzwanie, ale z drugiej strony nie takimi, które są nieosiągalne. Dochodzimy do wątku całości efektywnego wyznaczania celów – takie cele także motywują. Idąc dalej, następną rzeczą, która motywuje jest trwałe i bliskie budowanie - w kontekście merytorycznym - relacji w zespołach sportowych. Nawet jeżeli dostrzegane są trudności na płaszczyźnie sportowej czy relacyjnej, motywujące może być właśnie zaangażowanie psychologa sportowego lub osoby zarządzającej klubem w to żeby było lepiej – to daje sygnał zawodnikom, że wszystkim zależy i nie jest uzależnione tylko od nich samych - proponuje Daria Abramowicz.

Na następnej stronie punkt widzenia zawodnika, agentów sportowych oraz prawnika
[nextpage]
Od strony zawodnika, wygląda to w ten sposób (nie licząc pojedynczych przypadków), że wszystko i tak już na początku wiąże się z wyrzeczeniami i ogromnym zaangażowaniem. To nie jest jedynie to, co zawarto w kilkustronicowym kontrakcie bądź regulaminie, który i tak bywa w pewnym sensie wymagający. Gotowość niemal siedem dni w tygodniu przez kilka miesięcy, ciężka praca nad sobą i inwestowanie w siebie, treningi, mecze i wyjazdy, życie na walizkach, niewiele wolnego, narażenie na kontuzje i utratę zdrowia, a do tego pensja średnio przez 8 miesięcy. A gdy dojdą inne problemy… - Wielu rzeczy po prostu nie widać, więc ciężko zdać sobie z nich sprawę i uzmysłowić z czym czasem trzeba się mierzyć. Wszyscy patrzą na wynik, na grę, oceniają. Niemal w każdym sezonie ma miejsce sytuacja, kiedy ktoś gra przez jakiś okres za darmo. To pasja ale dla wielu również źródło dochodu. Mimo że niektórzy muszą chodzić do drugiej pracy albo żyją na kreskę, jednak koniec końców ta miłość jest silniejsza.

W tym wszystkim chodzi tylko o szacunek i więcej zrozumienia, bo wszyscy w gruncie rzeczy mamy ten sam cel – mówi nam jeden z zawodników – Nie powinno być tak, że pierwszą rzeczą przy wyborze nowego klubu jest pytanie kolegów: "a czy tam płacą i wszystko jest OK?". To nie powinno tak wyglądać. Jeżeli zawodnik profesjonalnie wykonuje swój kontrakt, z drugiej strony powinno być to samo. Koszykarskie środowisko jest niewielkie. Słyszymy, że w jednym klubie zabrano 20% podstawowej pensji za przegrane mecze i tym straszą, w drugim ktoś ma konflikt z trenerem, w trzecim nie płacą od miesiąca… A Ty dalej jesteś przy koszykówce.

- Karanie dyscyplinarne powinno być wtedy, gdy w sposób rażący złamałoby się regulamin, robiłoby się rzeczy, które są ponadprzeciętnie złe. To, że ktoś rozegrał słabszy mecz nie powinno obligować do obniżenia pensji. Siedząc za biurkiem w biurze, również można mieć słabszy dzień i być mniej produktywnym – zauważa jeden z agentów sportowych, dodając: - Kiedyś było ciężej, takie sytuacji były częstsze, co jednocześnie wcale nie oznacza, że ich teraz nie ma. Większym problemem są zaległości i nie płacenie w terminie.

- Kluby chcą wywrzeć na zawodniku presję, a niekoniecznie komunikują to w odpowiedni sposób. Nie informują o tym agentów, a zawodnikom mówią w szatni najczęściej poprzez managera czy kierownika klubu. Dopóki faktycznie kara nie nastąpi, nie wykonujemy żadnych ruchów ponieważ nie wyprzedza się faktów i działań, tylko w sytuacji kiedy się coś dzieje. W ostatnich przypadkach, gdy usłyszałem, że ma być kara finansowa jeżeli nie osiągnie się jakiegoś celu w większości tych sytuacji rozeszło się to po kościach. Chociaż nie zawsze tak jest - mówi.

Kontynuuje: Ta metoda rzekomej motywacji i wywieranie presji pojawia się często. Ale trzeba zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, czy rzeczywiście po mojej stronie zrobiłem wszystko co należało? Spotykamy się z tym, że zarząd w trakcie rozgrywek powiedział: "jeżeli nie osiągnięcie takiego i takiego miejsca, to nie dostaniecie połowy wypłaty", albo prezes potrafił obiecywać premie za wygrany mecz, nie płacąc wynagrodzenia od dwóch miesięcy – w rezultacie, zawodnicy nie zobaczyli na oczy jednego i drugiego. Niekiedy sytuacje są naprawdę absurdalne. Pojawiały się takie, kiedy zawodnicy po przegranym meczu "nie zasługiwali" na odnowę lub kolację albo mówiąc szeroko, nie mieli zapewnionych odpowiednich warunków. Nie zaskoczyło wcale to, że można zmniejszyć komuś wynagrodzenie za "spadek formy" na miesiąc do przodu lub pensję uwzględniano od osiągniętego evalu. Oczywiście, prawdą jest, że każdy kij ma dwa końce i są różne przypadki, jednak tutaj więcej może klub. Takie nieprzyjemne rzeczy niestety wciąż się powtarzają.

- Należy zwrócić uwagę na częste rozbieżności w treści kontraktów i regulaminów, które kluby dają zawodnikom do podpisu. Oba dokumenty czasami się wykluczają, a sam regulamin nie ma żadnej mocy prawnej, więc obcinanie pensji lub nakładanie kar jest przeważnie niezgodne z prawem. W większości przypadków rzeczywiście kończy się na straszeniu, bo wkraczają agenci i wiedzą, że nie mają szans – wtrąca drugi – Inaczej w sytuacji, kiedy sytuacja naprawdę jest ciężka i zawodnicy mają świadomość, że dają ciała lub klub podpisze umowy zewnętrzne i przedstawi konkretny cel, np. wygranie 2 z 3 najbliższych spotkań pod rygorem obniżenia pensji o 25%. Gdy zawodnicy to podpiszą, wtedy to ma racje bytu. Przeważnie, nie ma żadnych podstaw – tłumaczy.

Niemal w każdym kontrakcie można natrafić na sformułowanie "znaczne pogorszenie formy" - to jest zbyt subiektywna opinia i nie powinno się godzić na taki zapis - mówią jednogłośnie.

Jak w ogóle rozumieć owy "poziom sportowy", który często pojawia się w kontraktach? - pyta jeden z nich. - Przeważnie oznacza osiągnięcie (lub nie) wyniku sportowego ustalonego z góry przez pion zarządzający klubem, a zapis ten traktowany jest personalnie, przynajmniej w kontrakcie. Sport jest nieprzewidywalny, zwłaszcza drużynowy. Niekiedy, mimo profesjonalnego podejścia konkretnego zawodnika nie da się osiągnąć wyznaczonego celu z różnych względów, niekoniecznie zależnych od danej jednostki. Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby chodziło o premie, które często zawodnicy otrzymują za osiągnięcie pewnego pułapu. W przypadku podstawowej pensji jest pewna kwestia sporna. Samo świadczenie usług, które powinny być wykonane na zasadach określonych jasno w kontrakcie jest istotą umowy starannego wykonania - zwracają uwagę eksperci - co innego, gdy mówimy o czymś, co karygodnie naruszyło warunki kontraktu. Mówimy tu między innymi o używkach, zatargu z prawem, zatajeniu kontuzji czy o jakimś poważnym konflikcie.

- Należy dodać, że jest też pewien wyznacznik, którego kluby się boją. Osoby zarządzające sportowymi ośrodkami gdy nie płacą na czas to nie bardzo mogą jeszcze coś obciąć, bo jak? Nie wywiązują się ze swoich zobowiązań, to jak mogą jeszcze ukarać zawodników? To jest kolejna sprzeczność - zauważają.

No właśnie, jak to wygląda od strony prawnej? Na to pytanie odpowie Maciej Żyłka - redaktor naczelny portalu prawosportowe.pl, prawnik w Kancelarii Prawa Sportowego i Gospodarczego "Dauerman".

- Wynagrodzenie zawodniczek i zawodników w sportach zespołowych wynika z kontraktów zawieranych między klubami, a zawodnikami. Z rzadka jest to wynagrodzenie z tytułu umowy o pracę, jakie znamy z życia codziennego i pracując zawodowo. Kontrakty to w zasadzie umowy zlecenia, a nie umowy o dzieło, a w wielu przypadkach także umowy między b2b, gdzie zawodnik jest podmiotem gospodarczym. W umowach można zawierać w zasadzie wszystko co nie jest zabronione. Zgodnie z jednym z przepisów Kodeksu Cywilnego, strony zawierając umowę kształtują stosunek prawny między sobą wedle swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się właściwości tego stosunku, przepisom prawa i tzw. zasadom współżycia społecznego. To już powoduje, że skoro nie jest to umowa o pracę i w umowie może być zawarte wszystko co nie jest zabronione, a biorąc pod uwagę dominującą pozycję klubu, a nie zawodnika, klub ma swoistą przewagę - podkreśla.

Oczywiście, są jeszcze polskie związki sportowe organizujące współzawodnictwo ligowe, a w najwyższych klasach zlecające prowadzenie rozgrywek specjalnie do tego celu powołanym spółkom, np. Ekstraklasa S.A., Polska Liga Koszykówki, Polska Liga Siatkówki czy Speedway Ekstraliga, wzorowane często na przepisach międzynarodowych czy europejskich federacji np. FIFA, UEFA i znajdują się regulacje dotyczące tego co w kontraktach z profesjonalistami jest niezbędne, a jakich zapisów nie wolno w takich kontraktach zawierać.

Na przykład gdy zaglądniemy do Uchwały z dnia 27 marca 2015 roku Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej minimalne wymagania dla standardowych kontraktów zawodników w sektorze zawodowej piłki nożnej, znajdziemy tam m.in. przepis, że wszelkie postanowienia kontraktu sprzeczne z treścią uchwały lub z celami i zasadami uprawiania piłki nożnej są nieważne. W uchwale wskazane są też wszystkie elementy, które kontrakt musi zawierać lub powinien zawierać. To drugie nie jest tak bezwzględnym obowiązkiem, jak obowiązki z kategorii "musi zawierać", jeśli chodzi o postanowienia kontraktu.

W kontrakcie określone są obowiązki klubu w tym przede wszystkim obowiązek wypłacania wynagrodzenia, a do tego wskazanie zasad ustalania wynagrodzenia dodatkowego zawodnika (np. premii), w tym poprzez odesłanie do regulaminów wewnątrzklubowych. Do tego dochodzą wszelkie świadczenia klubu na rzecz zawodnika o charakterze niepieniężnym, a także m.in. zapewnienie zawodnikowi warunków do podnoszenia kwalifikacji sportowych, w szczególności poprzez umożliwienie mu uczestniczenia w treningach zespołowych. Chyba, że odmienny sposób podnoszenia kwalifikacji sportowych zawodnika byłby podyktowany uzasadnionymi obiektywnymi przyczynami sportowymi. Powinno znaleźć się także określenie czasu wykonywania obowiązków kontraktowych przez zawodnika uwzględniającego rozmiar jego zadań wynikających z kontraktu.

I tu widziałbym wiele "zagrożeń" dla zawodnika, ale też argumentów dla klubu, jeżeli zawodnik narusza postanowienia kontraktu. Nierealizowanie przez zawodnika tych zobowiązań kontraktowych może być podstawą do obniżenia mu wynagrodzenia lub premii. Musi to również wynikać z regulaminów wewnątrzklubowych. Ponadto klub może ukarać zawodnika dyscyplinarnie, a zawodnikowi przysługuje odwołanie do organów związkowych.

Co należy do jego głównych obowiązków? - Do najważniejszych obowiązków zawodnika należą reprezentowanie klubu w krajowych i międzynarodowych zawodach na najwyższym możliwym poziomie oraz do przestrzegania przepisów gry; zobowiązanie zawodnika do aktywnego uczestnictwa w procesie szkoleniowym i współzawodnictwie sportowym, zgodnie z instrukcjami sztabu szkoleniowego klubu; zobowiązanie zawodnika do prowadzenia zdrowego trybu życia i zachowywania wysokiej sprawności fizycznej; zobowiązanie zawodnika do uczestniczenia w wydarzeniach sportowych i społecznych, w tym marketingowych, reklamowych i promocyjnych wskazanych przez klub; zobowiązanie zawodnika do regularnego poddawania się badaniom lekarskim zalecanym przez lekarza klubowego oraz do stosowania wyłącznie środków farmakologicznych przypisanych przez lekarza klubowego lub z nim uzgodnionych. Naruszenie tych obowiązków przez zawodnika w subiektywnej ocenie klubu może być przesłanką do obniżenia wynagrodzenia.

Również zawodnik ma możliwość egzekwować swoje prawa, gdy obowiązki narusza klub. Niepłacenie wynagrodzeń w określonych w przepisach związkowych terminach może skutkować nawet niewydaniem klubowi licencji na udział w danej klasie rozgrywkowej. W niektórych dyscyplinach komisje licencyjne w trakcie rozgrywek kontrolują czy wynagrodzenia są płacone w terminach określonych w przepisach i za niewywiązywanie się z tych zobowiązań kluby mogą być karane np. ujemnymi punktami, zawieszeniem licencji czy nawet pozbawieniem licencji.

Wracając do pytania, jeżeli byłby taki zapis w kontrakcie, to klub miałby prawo obniżyć wynagrodzenie, podając swoje argumenty. Ale w życiu są to najczęściej "partyzanckie" działania, nie mające pokrycia w kontraktach – podsumowuje Maciej Żyłka.

Zobacz także: Koszykówka 3x3. Znamy potencjalny skład reprezentacji Polski, który zagra o igrzyska

Zobacz także: Koszykówka. Marcin Gortat zakończył karierę. Oto najważniejsze wydarzenia

Źródło artykułu: