Michael Jordan pojawił się w Paryżu przy okazji ostatniego meczu pomiędzy Milwaukee Bucks i Charlotte Hornets. Początkowo właściciel klubu z Charlotte miał tylko obejrzeć spotkanie z perspektywy trybun, ale ostatecznie dał się namówić na udział w konferencji prasowej. I to... wywołało ogromne poruszenie wśród dziennikarzy obecnych na miejscu.
Jednym z nich był Karol Śliwa, autor popularnej strony o koszykówce "Karol Mówi", na której dzieli się swoimi przemyśleniami na temat wydarzeń w NBA. Relacjonuje też tam swoje wyjazdy. Poza tym Śliwa jest sędzią koszykówki w ligach fińskiej i szwedzkiej.
Zobacz także: Akcja rodem z NBA na polskim parkiecie. Genialny wsad na pożegnanie z Ligą Mistrzów (wideo)
- Gdy dostałem od NBA maila z planem dnia na czwartek i piątek, pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę, było nazwisko Jordan. Miałem nadzieję, że jako właściciel klubu Hornets, zjawi się w Paryżu, ale nie było żadnej pewności, czy będzie w jakimś zakresie dostępny dla mediów. W 2016 roku w Toronto, gdy czynił honory gospodarza Weekendu Gwiazd, pojawił się nie wiadomo skąd i równie tajemniczo zniknął. I tyle go widzieliśmy. W mailu napisane było, że Jordan wyda krótkie oświadczenie, ale nigdzie nie było podane, że będzie odpowiadał na pytania. Szczerze w to wątpiłem - mówi nam Śliwa.
ZOBACZ WIDEO Nie żyje Kobe Bryant. "Odszedł ktoś większy, ktoś kto działał na całe pokolenia i generacje młodych zawodników."
- Myślałem, że powie kilka kurtuazyjnych zdań, że cieszy się, że jego drużyna zagra przed europejską publicznością, a on sam po raz pierwszy od 23 lat zagości w Paryżu. Nie miałem więc zaplanowanego pytania, nie chodziło mi też po głowie, że nadarzy się taka możliwość. Wszystko wyszło spontanicznie. Jak usłyszałem "Czas na pytania!", zaświeciły mi się oczy, zabiło mocniej serce, a ręka natychmiast poszła w górę. Pomyślałem, że najpierw chcę dostać głos, a nad pytaniem zastanowię się w trakcie - kontynuuje swoją wypowiedź.
Zainteresowanie konferencją z udziałem Jordana było ogromne. Mnóstwo dziennikarzy podniosło rękę.
- Nigdy nie widziałem takiej frekwencji na konferencjach prasowych. Łącznie z Finałami NBA. Sala była wypełniona do ostatniego miejsca. Byli też ludzie, którzy stali przy ścianach. Tego chyba nie było widać podczas transmisji na NBA TV. Żeby usiąść w drugim rzędzie, przyszedłem prawie dwie godziny przed rozpoczęciem konferencji. Spodziewałem się, że tak będzie. Ale nie ma co się dziwić. Michael Jordan występujący w mediach, to niezwykła rzadkość. Nawet w obrębie samej ligi jest praktycznie nieuchwytny. Jak tylko usłyszałem, że można będzie zadawać pytania, wyciągnąłem dłoń w górę jak dziecko w szkole, które chce zgłosić się do odpowiedzi - przyznaje z uśmiechem na twarzy.
Na konferencji porządku pilnował prowadzący, który wyznaczał kolejność na 2-3 pytania do przodu. Pierwszeństwo mieli oczywiście najwięksi gracze medialni, czyli stacja ESPN i dziennikarze, który są bezpośrednio związani z NBA lub poszczególnymi klubami. Później do głosu doszli pozostali, w tym spore grono z Europy. Śliwa opowiada, że niektóre pytania... były absurdalne. On na swoją kolej musiał trochę poczekać. Wydawca go uwzględnił, bo - jak sam mówi - zadziałała znajomość z wcześniejszych meczów. Tam Polak również był aktywny, czym zwiększył swoje szanse na zadanie pytania Jordanowi.
- Dobrze jest mieć jakieś doświadczenie, to znaczy dobrze jest, kiedy oni cię już trochę znają z wcześniejszych imprez i mają co do ciebie gwarancję, że nie zmarnujesz antenowego czasu. Ja dostałem skinienie głowy od tego wydawcy, że dostanę mikrofon na długo, zanim go faktycznie dostałem. Niestety zdarzają się pytania, które marnują nasz wspólny czas. Nie licząc pytań tak zwyczajnie słabych, które niczego nie wnoszą, zdarzają się też takie, które po prostu do charakteru konferencji prasowych nie pasują. Na przykład pytanie litewskiego dziennikarza do Jordana, żeby wymienił pięciu najlepszych Europejczyków w historii ligi oraz pięciu najlepszych teraz. Pytanie jak najbardziej ciekawe, ale nie na konferencję. Michael musiałby długo się zastanowić. A na to nie ma czasu. Moje pytanie było przedostatnie - zdradza.
- Gdy czekałem na mikrofon, towarzyszyły mi przede wszystkim nerwy i frustracja. Byłem tak blisko Jordana, a jednak tak daleko, bo przecież mikrofonu mogłem ostatecznie nie dostać. Kiedy wyznaczano kolejne osoby, a nie mnie, przeklinałem pod nosem i starałem się na nowo łapać kontakt wzrokowy z wydawcą. Mimo że kilka razy porozumiewawczo delikatnie kiwał do mnie głową, chciałem w końcu mieć w rękach ten cholerny mikrofon z logo NBA. Może chciał zostawić mnie na deser? - dodaje.
Śliwa zadał Jordanowi pytanie o to, jak odnalazłby się w dzisiejszej koszykówce. Odpowiedź była długa, konkretna i wyczerpująca. Jordan mówił tak: Moje podejście do koszykówki byłoby takie samo. To moja pasja. Kocham tę grę. Na przestrzeni lat zmienił się talent i wszechstronność koszykarzy. Czy teraz odniósłbym sukces? Tego już się nie dowiemy. To pozostanie jedynie w kwestii spekulacji. To już wasza robota, żeby o tym mówić. Powtarzam: moja miłość do gry pozostałaby na takim samym poziomie.
Jak to jest zadać pytanie Jordanowi? - Niesamowite uczucie, które dopiero po czasie zaczęło do mnie docierać. Już na spokojnie, w domu słuchałem tego już może ze 100 razy. Nadal w to nie wierzę. Emocje wyszły później. Jordan podziękował za mój komplement i dwa razy doprowadziłem go do uśmiechu. Odpowiedź znakomita. Ciekawa, wyczerpująca temat, wypowiedziana bez pośpiechu. No i ten głos Jordana! Mówi się, że Morgan Freeman ze swoim głosem powinien być narratorem wielu monumentalnych zdarzeń. Zgadzam się z tym, ale dodałbym, że Michael Jordan mógłby podkładać głos pod Morgana Freemana - odpowiada.
Śliwa od 2013 roku żyje na Wyspach Alandzkich, które leżą między Finlandią a Szwecją. Są autonomicznym terytorium Finlandii. Jest sędzią koszykarskim, a w wolnych chwilach prowadzi stronę "Karol Mówi" i bierze udział w "Podcascie Specjalnym Live", w którym opowiada o wydarzeniach na parkietach NBA.
Śliwa jest jednym z nielicznych polskich dziennikarzy, który przepytywał gwiazdy NBA. Dostał się do świata najlepszej ligi koszykarskiej bez tremy i zawahania. To przykład osoby, która nie lubi drogi na skróty. Takie podejście pozwoliło mu wejść na swój mały szczyt w swojej dziedzinie. Jakie ma rady dla początkujących adeptów dziennikarstwa?
- Przede wszystkim nie należy szukać taniej sensacji, łatwego poklasku, pustych klików w internecie. Z tego owszem, może być duży płomień, ale on szybko zgaśnie. Trzeba dbać o swój warsztat, czyli sferę językową oraz wiedzę z danej dziedziny. Wierzę w to, że jeśli ktoś coś robi rzetelnie, sumiennie, dobrze, z klasą, z pasją, na odpowiednim poziomie, to prędzej czy później, ta praca zostanie odkryta i doceniona. Ewaluacja pracy dziennikarza jest trudna. Szczególnie w dobie internetu, który ma tendencje do popadania w skrajności i przereagowywanie. Dlatego życzę też cierpliwości. To nie jest bieg na 100 metrów, w którym najlepsi są ci, którzy byli najszybsi - podkreśla Karol Śliwa.
Zobacz także: Tony Wroten żegna się z PLK! Anwil Włocławek zarobi na jego sprzedaży