EBL. Siedem trójek na dzień dobry. James Florence zaszalał, brakuje go w PLK

Newspix / Tomasz Zasiński / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)
Newspix / Tomasz Zasiński / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)

Trudno obok niego przejść obojętnie. James Florence, były MVP finałów EBL, w niedzielnym meczu w Zielonej Górze pokazał, że jest graczem wielkiej klasy. Szkoda, że Amerykanina nie ma już w PLK. Brakuje takich barwnych postaci.

Amerykanin James Florence przez trzy lata (dwa w Zielonej Górze i rok w Gdyni) był wiodącą postacią na boiskach Energa Basket Ligi. Dał się poznać nie tylko jako świetny koszykarz, ale także jako wielki fan futbolu.

Wolne chwile spędzał na oglądaniu spotkań i grze na konsoli. Florence do hali często przychodził w koszulce Bayernu Monachium. Nie ukrywał tego, że kibicuje Robertowi Lewandowskiemu (więcej --> TUTAJ).

Amerykanin to postać nietuzinkowa, trudno obok niego przejść obojętnie. Uśmiech z jego nie twarzy nigdy nie schodził. Chętnie pozował do zdjęć, rozmów z kibicami. Unikał tylko wywiadów. Trudno było go namówić na dłuższą pogawędkę. Często powtarzał, że poprzez problemy z tłumaczeniem często na jaw wychodziły słowa, których nie powiedział.

ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Cezary Trybański: Mike Taylor zaraził zespół amerykańskim luzem

Zobacz także: EBL. Tony Wroten zrobił show. 18 asyst Amerykanina - co za rekord!

Szkoda, że Amerykanina już nie ma w PLK. Takich barwnych postaci bardzo brakuje na polskich parkietach. On czy Ivan Almeida swoimi akcjami i zachowaniami na boisku nadawali kolorytu ekstraklasie.  Florence potrafił "ustrzelić" 10 "trójek" w jednym meczu, zdobyć 38 punktów w Hali Mistrzów, by kilkanaście minut po spotkaniu dyskutować z kibicami w mediach społecznościowych.

Tak też było po niedzielnym spotkaniu w Zielonej Górze. Dla Florence'a to był debiut w koszulce BC Astana. Amerykanin wypadł znakomicie. To był debiut-marzenie. Swoimi niesamowitymi trójkami w trzeciej i czwartej kwarcie, doświadczony 31-latek najpierw pozwolił swojej drużynie wrócić do gry, a następnie wyprowadził ją na prowadzenie, co okazało się kluczowe. Łącznie uzyskał 25 punktów, trafiając 7 z 11 rzutów z dystansu.

Amerykanin obecny sezon rozpoczął w Libanie, ale ze względu na napiętą sytuację polityczną musiał opuścić kraj i poszukać sobie nowego pracodawcy. Koszykarz nie ukrywał tego, że chciał wrócić do Polski - tutaj spędził trzy sezony - ale ostatecznie na planach się skończyło. Wylądował w Kazachstanie i pod wodzą Emila Rajkovicia (były trener klubów PLK - Śląska i Stali) będzie rozwijał swoją karierę.

Zobacz także: Kulisy odejścia gwiazdy PLK. Michał Dukowicz: Rosjanie zadzwonili i zapytali o numer konta

Komentarze (0)