Cofnijmy się o te kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, kiedy aby sprawdzić wynik meczu trzeba było włączyć telegazetę, a jedyne zdjęcia czy informacje o sportowcach i klubach to były te, które zostały zamieszczone w prasie. Internet dopiero raczkował, a jedynym telefonem, był ten stacjonarny. Były sportowiec, rocznik 49, opowiadał, jak kiedyś w sytuacji zmiany godziny treningu, doskonale sprawdzała się poczta pantoflowa - bo innej możliwości wówczas nie było. Chyba nikomu się wtedy nie śniło, że w następnej epoce, będzie się dało wysłać jedną wiadomość do całej drużyny za pomocą telefonu, który zmieści się w kieszeni od jeansów.
Sport stanowi integralny element życia społecznego, które cechuje wzajemna interakcja, w tym przypadku na linii klub-kibice. W dobie Internetu i mediów społecznościowych, niezwykle ważne jest budowanie wizerunku, umożliwiając utożsamianie się oraz identyfikowanie ludzi z danym klubem, jego drużyną i zawodnikami.
Wszystko idzie z duchem czasu, szczególnie technologia, wychodzenie naprzeciw potrzebom i oczekiwaniom odbiorców, które stały się większe niż wieszanie na ścianie plakatów z "Bravo Sport". Chcemy być na bieżąco, chcemy cieszyć oko ciekawymi zdjęciami, czytać interesujące treści- i to wszystko za pomocą kliknięć, nawet nie wychodząc z domu.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek: Lewandowski powinien wrócić do Polski i powiedzieć "Teraz ja wam pokażę jak się szkoli"
Jak żyje się w świecie social mediów, opowiadają kolejno Weronika Marek (WKK Wrocław), Michał Fałkowski (Anwil Włocławek i oficer prasowy Kosz Kadra), ekipa "Czarni To Wy" oraz Kacper Salamon (#GoSpójnia).
Social media, czyli jak to się robi w pierwszej lidze
- Odpowiednie prowadzenie social mediów klubowych, to przede wszystkim budowanie relacji zespół-kibic. Tym sposobem umożliwia się poznanie życia danej drużyny, którego nie zobaczy się, przychodząc na sam mecz. Musi się dziać - zaczęła Weronika Marek, media manager pierwszoligowego WKK Wrocław.
- Uważam, że ciekawe prowadzenie znacznie zwiększa zainteresowanie konkretną drużyną. To trochę jak z dobrą książką - czyta się kolejne strony - bo jest się ciekawym tego, co dalej. To wysyłanie sygnału pod tytułem "Robimy fajne rzeczy". Z wpływem na frekwencje jest różnie, ale myślę, że pewną różnicę da się zauważyć. Na pewno dzięki dobrze prowadzonym social mediom ludzie wiedzą, co, gdzie i kiedy jest grane (dosłownie!).
Oczywiście, przede wszystkim sukces przyczynia się do tego, że na trybunach pojawia się coraz więcej osób. Nie można jednak zapominać, że przyczynia się do tego odpowiednia promocja, a takową jest nawet wrzucenie ciekawszej akcji z meczu. Osoby, które nigdy nie widziały gry danej drużyny mogą stwierdzić, że może faktycznie warto zobaczyć ją na żywo. Kibice na co dzień nie mają okazji naocznie zobaczyć, jak wygląda okres przygotowawczy, same treningi czy wyjazdy, dlatego warto pokazywać to życie od kuchni.
Moim zdaniem są one bardzo potrzebne. Ich głównym celem jest pośredniczenie między zespołem a kibicami. Kształtują światopogląd, ale to także kibic określa, czego konkretnie chce. Pracując nad klubowymi mediami, warto zrobić sobie najpierw "profil kibica", by wiedzieć, do kogo kierujemy komunikaty. Jednego zadowoli proste zdjęcie, innego – nawiązanie do filmu czy książki. Trochę jak w komunikacji językowej - są nadawca i odbiorca. My dajemy konkretny komunikat, by ktoś mógł go przyswoić, zrozumieć. Dla klubów jest to też jeden z elementów, by pozyskiwać partnerów, sponsorów. Można to zobrazować schematem: coś się dzieje, ludzie o tym mówią, wzrasta zainteresowanie, warto przyłączyć się do rozwoju. Nie ma co narzekać, że żyjemy w tak zmobilizowanych czasach, tylko spróbować spojrzeć na to jako coś dobrego – dzięki tej formie komunikacji najszybciej docierają do nas informacje.
W WKK Wrocław rozumie się potrzebę social mediów. Zarówno zarząd, trenerzy, jak i zawodnicy wiedzą, z czym to się wiąże. Zanim rozpoczęłam pracę w WKK w kwietniu 2018 roku, to szkoleniowcy działali w miarę możliwości czasowych na fanpage’u WKK Wrocław i Twitterze – tu ukłony zwłaszcza dla trenerów Tomasza Niedbalskiego i Bartosza Pasternaka. To tylko pokazuje świadomość potrzeby prowadzenia social mediów i bardzo się cieszę, że zespół, który razem tworzymy, ją ma. Cieszę się, że mogłam wpleść w to wszystko stricte dziennikarską robotę. Widać to chociażby po najmłodszych grupach – rodzic cieszy się, gdy widzi swoje dziecko, może być z niego dumny. Czasem jedno zdjęcie może być przyczynkiem do powstania świetnych przeróbek. Moim zdaniem, można robić porządne materiały, które nie wiążą się z ogromnymi kosztami.
Mamy obiekt, dający wiele możliwości, dlatego staramy maksymalnie wykorzystywać te warunki. Sama hala WKK Sport Center – cztery sektory (strefa motoryki i trzy boiska do koszykówki), dodatkowo Active Hotel Wrocław, znajdujący się przy hali. Jest gdzie robić materiały, potrzeba przede wszystkim chęci. Trenerzy niekiedy sami pytają, czy mogę ich jakoś wspomóc od tej "medialnej" strony, dbają też, by podesłać chociażby jedno zdjęcie z turnieju, na który jadą. Małe rzeczy, budujące nić (medialnego) porozumienia.
Zobacz także: Luka Doncić, koszykarski geniusz na drodze Polaków do marzeń.
Myślę, że niektóre kluby po prostu nie mają świadomości potrzeby prowadzenia social mediów, dlatego nie inwestują w nie. Tu potrzeba szaleńców, którzy będą w stanie poświęcać cały swój czas, by je prowadzić i pilnować wszystkiego. Nie każdy się w tym odnajdzie. To nie jest coś, co robi się w godzinach 8-15, tylko trzeba (i warto!) być czujnym cały czas. Najważniejsze, by odpowiedzieć na pytanie: "Po co?". Przede wszystkim, by: komunikować się z kibicami, informować o tym, co dzieje się w klubie, pokazywać życie klubowe "od kuchni", otworzyć sobie drogę do pozyskiwania partnerów.
Może następuje teraz pewna zmiana pokoleniowa. Można powiedzieć: "Kiedyś tego nie było". I faktycznie. Teraz jednak jest i warto iść z duchem czasu, zaryzykować. W social mediach bardzo dużą robotę robią grafiki (wiadomo - wizualizacja - przyciąga uwagę), ale równie ważne jest słowo pisane - od wywiadów, przez reportaże, po zwykłe zapowiedzi meczów czy relacje.
Wierzę w dobre, rzetelne dziennikarstwo. Ludzie faktycznie oczekują wartościowych materiałów. Prawdą jest, że wszystko przenosi się do Internetu, choć w głębi duszy mam nadzieję, że prasa nie umrze. Róbmy coś, by to słowo pisane nie zanikało. Zawsze wartość tekstu podniesie wypowiedź kogoś z klubu, bo - wracamy do punkty wyjścia - social media mają pośredniczyć w relacji klub-kibic. Często przecież nie da porozmawiać się z zawodnikiem twarzą w twarz, a chociaż możemy poznać jego opinię czy zobaczyć, w jaki sposób się prezentuje się przed kamerą.
Ważnym aspektem jest też zwrócenie uwagi na rolę mediów wewnątrz zespołu. Krótkie, aczkolwiek treściwe spotkanie przed sezonem w tym zakresie powinno – moim zdaniem – mieć miejsce, co w WKK to praktykujemy. Warto poinformować zawodników, że ich obecność w mediach społecznościowych poprawia nie tylko wizerunek klubu, ale ich samych (budowanie własnej marki). To także część ich pracy i nie można o tym zapomnieć!
Trzeba wpajać zawodnikom pewnie nawyki jak bycie otwartym na dziennikarzy, ale też warto zaznaczać chociażby o prawie do autoryzacji wypowiedzi. Warto oswajać graczy z kamerą, mikrofonem czy aparatem – to zaprocentuje. Cieszy mnie każda akcja, którą robimy - od tych mniejszych, po bardziej złożone. Jestem dumna z chłopaków i jednocześnie szanuję ich, że profesjonalnie podchodzą do realizacji wszelakiego rodzaju akcji medialnych, które wykonujemy. Uśmiech drugiego człowieka to największa forma podziękowania - zauważa Weronika Marek.
Należy zwrócić jednak uwagę na to, że są ośrodki, które w interesujący sposób prowadzą swoje media społecznościowe. W niektórych, takie aspekty wciąż schodzą na dalszy plan, przede wszystkim ze względu na budżet. Jak nie ma pieniędzy, to zazwyczaj pierwszą rzeczą, na jakiej chce się zaoszczędzić to właśnie marketing - przyznają rację niemal wszyscy.
W najwyższej klasie rozgrywkowej nie ma aż takiej rozbieżności. Kilka klubów spisuje się na medal. W pierwszej lidze, natomiast, zdarza się, że tylko garstka klubów ma osobę zatrudnioną na stanowisku media managera, tym samym posiadając w budżecie pieniądze przeznaczone na social media i cały klubowy marketing. W niektórych z nich, nie ma wystarczających funduszy, a fanpage prowadzony jest najczęściej przez kierownika lub inną osobę pracującą w klubie. Tylko część z nich pozyskuje datki od sponsorów, aby pokryć koszta stricte związane z marketingiem, a bardzo często mamy jeszcze do czynienia z tak zwanym sponsoringiem barterowym.
[nextpage]
Mistrz na boisku, mistrz w Internecie
Aktualny Mistrz Polski, ekstraklasowy Anwil Włocławek, bez wątpienia jest jednym z topowych klubów w kategorii najlepiej prowadzonych social mediów. Ich facebookowy profil śledzi blisko 25,5 tysiąca osób.
- Skoro social media opanowały cały świat, to trudno, żeby nie opanowały sportu - zaznacza Michał Fałkowski, media manager ekstraklasowego Anwilu Włocławek i oficer prasowy reprezentacji, dodając: - I jestem zdania, że sport nieustannie będzie zmierzał w tę stronę, aby odkrywać się coraz bardziej. Kilka lat temu nie było możliwe, żeby kamera była na stałe w szatni po meczu, dziś staje się to standardem. Z każdym kolejnym etapem istnienia mediów społecznościowych, pojawianiem się kolejnych aplikacji, świat sportu będzie się coraz bardziej otwierał się na kibica. Jednocześnie kibic będzie stawał się coraz bardziej klientem, będąc "uzależnionym" od informacji, a w zasadzie konsumpcji tych informacji. Kluby jako przedsiębiorstwa biznesowe będą z tego korzystały, stricte targetując swój towar pod klienta.
O co chodzi z tymi mediami społecznościowymi? Mój szef, prezes Arkadiusz Lewandowski lubi powtarzać: "tak jak kiedyś Fałkowski był niepotrzebny w klubie sportowym, tak dzisiaj Fałkowski jest potrzebny" – chodzi oczywiście o stanowisko, a nie o nazwisko. Chodzi o osobę odpowiedzialną za ten fragment. Prawda jest taka, że dziś klub nie istnieje bez mediów społecznościowych. Będąc na warsztatach z mediów i marketingu w Basketball Champions League, dyrektor klubu Hubert Hejman usłyszał o pewnej prognozie, że lada moment ludzie zajmujący się social mediami staną się najważniejszymi pracownikami przedsiębiorstw. I nie dotyczy to tylko sportu, a także nie chodzi jedynie o dostarczenie zabawnego kontentu, ale o długofalowe promowanie, reklamowanie rozgrywek, siebie, swoich graczy. Zwykłe kampanie billboardowe, reklamy w gazetach, telewizji – to wszystko już dziś traci na znaczeniu.
Dlaczego klub sportowy bez własnych mediów nie ma szans? Kibica nie interesują już "wynik i punkty". Interesuje go meeting trenera z zawodnikami, trening stricte sportowy, ale też śmieszne, ciekawe czy spontaniczne sytuacje na treningu oraz poza nim, podróż z miejsca na miejsce… Słowem "wszystko". Każda chwila z życia klubu. I to "wszystko" jest coraz bardziej pokazywane.
Moja żona często się wścieka, że na przykład będąc na spacerze z dzieckiem, czy przy stole z rodziną, mam ciągle komórkę przy sobie i nie mogę jej odłożyć na dłużej. Przypominam zawsze w takich sytuacjach o słynnym "Los Angeles Anwil", które pojawiło się, gdy byłem na rodzinnym spotkaniu. Musiałem przeprosić, bo trzeba było wykorzystać ten real time marketing i kuć żelazo póki gorące. 5 minut, które pojawiło się spontanicznie, trzeba było od razu wykorzystać, tak mocno, jak tylko się dało.
W biurze przebywam "normalnie", mniej więcej od 8 do 15, w tym czasie wpadam na trening. Czy pracuję po południu w domu? Tak. Czy w weekendy? Oczywiście, w końcu mecze są w weekendy. Także te wyjazdowe. Ale czy jestem wyjątkiem? Oczywiście, że nie. Zapytaj media managerów z innych klubów, albo dyrektorów, kierowników. Mamy podobnie. Nie chcę by wyszło w tej rozmowie, że narzekam. Nie narzekam. Jak mógłbym? Pracuję w najlepszym klubie w Polsce, mam zaszczyt pracować w kadrze.
To wszystko co kibice widzą w Internecie: filmiki, zdjęcia, interakcje na social media, kulisy, skróty, wywiady, relacje, zapowiedzi, rozmowy w kuluarach, konferencje na YouTube, gazetka klubowa, newsy na oficjalnej stronie, akcje społeczne i marketingowe, oprawa graficzna wszystkich akcji i wydarzeń, podcasty… to efekt pracy kilku osób. Hubert Hejman, Piotr Kieplin, Krzysztof Szaradowski, Sebastian Falkowski (nie, Sebastian nie jest moją rodziną, dzięki jednej kreseczce w literze "l" mamy różne nazwiska), Artur Czachowski, Przemysław Tyczyński – każdy z nich odpowiada za swój fragment i każdy może rzucić swój pomysł. Ja jestem bardzo szczęśliwy, że mamy w klubie swojego fotografa (Piotrek), grafika (Przemek) czy człowieka od profesjonalnej obsługi wideo (Artur). Bo choć niektóre rzeczy wideo wykonuję sam, takie na szybko, mam do tego odpowiednie narzędzia i jakieś podstawowe umiejętności, ale do poważnych projektów potrzebny jest Artur.
Nie wiem, czy mam więcej pracy, gdy mecz jest w domu, czy na wyjeździe. Porównywalnie. Kiedyś, ale to lata temu, w epoce pre-social media, w ogóle nie zajmowaliśmy się meczami wyjazdowymi, wychodząc z założenia, że to nasz przeciwnik powinien zająć się opakowaniem takiego spotkania. Dziś już tak nie ma. Jak jest mecz wyjazdowy, to oczekuje się tego, że dostarczę kontent z hotelu, z podróży, z treningu. Często jest tak, że na bieżąco robię jakieś materiały, które szybko montuję, wrzucam, żeby coś się działo.
Pewnych spontanicznych rzeczy nie da się przewidzieć. A po meczu staram się, aby były większe kulisy. Z drugiej strony – jak jedziemy autokarem, to ile można ten autokar pokazywać? Ile razy można pokazać przemowę trenera? Staram się, aby nie było tego za dużo. Kiedyś umieszczałem szatnię po niemalże każdym spotkaniu, dziś już wiem, że przesyt nie jest dobry. Szatnia jest miejscem ekskluzywnym, więc kibice może tam "wejść" przez oko mojej kamery ekskluzywnie, raz na jakiś czas. Po naprawdę fajnych zwycięstwach, kiedy jest dużo pozytywnych emocji. Zupełnie humorystycznie – po porażkach kibice w komentarzach bardzo często piszą do mnie: "teraz pokaż szatnię!" albo "ja bym bardzo chciał zobaczyć co powiedział trener/reakcje graczy". Cóż, takie coś nigdy się nie wydarzy.
Pieniądze są i nie są potrzebne. Nie wszystko rozbija się o kreatywność i umiejętności poszczególnych ludzi. Wydaje się, że w kontekście social mediów pieniądze są kwestią drugorzędną, ale… to nie do końca tak jest. Czasem dobre pomysły kosztują. Sesja zdjęciowa odbędzie się jeśli fotograf otrzyma zlecenie. Nie wszystkie kluby mają swoje studia, albo lampy – trzeba więc kupić lub wynająć. Robimy fajne wideo z super głosem lektorskim? OK, musimy zapłacić profesjonaliście, który dobrze przeczyta tekst. No, chyba, że mamy w zespole Aarona Broussarda… Dziś wszyscy idą w grafiki, my również. Jeśli nie robi tego student, który się uczy i przy okazji promuje, to robi to zawodowiec. Za kasę.
Ostatnio też dostałem pytanie, dlaczego klub nie wykorzystuje znanych piosenek w swoich materiałach. Sprawa prosta: to kosztuje i to sporo. Kibicowi wolno wszystko, a jeśli nie wszystko – więcej. Nikt nie będzie ścigał kibica, który wykorzysta cudzy utwór w swojej kreacji. Tymczasem w Polsce mieliśmy sytuację, gdy klub został "ścignięty" za bezprawne użycie kilku sekund piosenki. Moje wideo sprzed kilku lat zostało w pewnym fragmencie zablokowane przez YouTube, bo pojawiło się roszczenie. Chodził o kilka sekund utworu puszczonego przez głośnik w szatni. Tak Szewcu, o tobie mówię. Puściłeś piosenkę, gdy nagrywałem, potem wykorzystałem jako tło przy montażu i… bach, kilkanaście sekund zostało wyciszonych przez YouTube do wyjaśnienia sprawy. Także, wykorzystanie bez zgody nie wchodzi w grę. Także, prowadzenia kont w mediach społecznościowych jest darmowe, ale wypełnienie treścią – kosztuje.
Dlaczego są kluby, które nie wykorzystują social mediów? Ciężki temat, bo ciężko opowiadać o innych, nie znając ich realiów. Więc bardzo oględnie: przede wszystkim mediami społecznościowymi nie mogą zajmować się osoby z przypadku na zasadzie "założymy sobie Instagrama, zdjęcia będzie cykał Janek Kowalski, do teraz był czwartym asystentem w grupie młodzieżowej, ale da radę". Oczywiście, jeśli ta osoba ma do tego zacięcie, to dlaczego nie? Ale jeśli tego zacięcia nie ma, to raczej nic z tego nie wyjdzie. Myślę, że tym muszą zajmować się pasjonaci, kibice. Ja też wywodzę się z tego pnia koszykarskiego, kibicowskiego we Włocławku.
Inna ważna kwestia to świadomość osób, które zarządzają klubami. Jeżeli w klubie jest prezes, ktokolwiek, kto sprawuje realną władzę i traktuje media społecznościowe jako zło konieczne, bo "musi być, bo wszyscy mają, to też coś miejmy", to chyba nic z tego nie będzie. Znam przypadki z PLK, gdy padały cytaty: "cokolwiek wrzucisz to będzie ok". W dzisiejszym świecie już nie ma miejsca na "cokolwiek będzie, będzie OK". Ja mam to szczęście, że mój szef jest "z fachu" marketingowcem, więc wszelkie moje pomysły są albo akceptowane, albo w najgorszej sytuacji dyskutowane, ale na zasadzie "może dodamy to i tamto" a nie "może odejmiemy to i tamto".
Praca marketingowa jest ważna, media społecznościowe mogą być fundamentem dla postrzegania klubu, natomiast bez sukcesu sportowego ciężko jest coś zrobić. Dwa mistrzostwa pozwoliły Anwilowi być numerem jeden jeżeli chodzi o Instagrama i Facebooka. Mam nadzieję, że numerem jeden niedługo i na Twitterze. To jednak nie praca marketingowców czy ludzi od mediów w pierwszej kolejności – to przede wszystkim sukces sportowy. Koszykarze, trenerzy, szefowie, pracownicy. Taka kolejność. I kibice na każdej z tych płaszczyzn, jako odbiorcy czerpiący garściami z tego sukcesu. Dobrze jak sukces sportowy i marketing na wysokim poziomie idą w parze. Gdy sukcesów nie ma, marketingiem można jedynie trochę ładniej opakować rzeczywistość.
Na Twitterze ludzie, kibice z różnych miast, bardzo często próbują porównywać mnie i Kubę Konieczkę, a wcześniej Kosmę Zatorskiego, który teraz jest dyrektorem w Stelmecie, Pawła Łakomskiego, który był zaangażowany w media w Arce Gdyni i jeszcze kilka innych osób można byłoby wymienić. I porównują, mówiąc: "ten jest lepszy, ten bije na głowę, ten robi to, a tamten nie". Takie coś mija się z celem. My nie mamy takich samych warunków do pracy i nie mamy takich samych obowiązków. Nie będę wchodził w szczegóły, bo być może moi koledzy nie życzyliby sobie, abym mówił o ich warunkach pracy czy obowiązkach.
Każdy z nas zajmuje się troszeczkę czymś innym, każdy ma inne środowisko, w którym musi się obracać, każdy ma inne pomysły. Raz lepsze, raz gorsze. Ja nie czuję bym z kimś konkurował. Bardzo nie lubię porównywania. Robię swoje, inni również. Razem staramy się, aby nasze kluby miały ciekawy kontent i jako całość, koszykówka, przyciągały kibica. Podam przykład. Przez lata w gazetce meczowej prowadziliśmy kolumnę, w której omawialiśmy zagrywki danego rywala. Dojrzał to Kosma, zainspirował się i przerobił to na cykl "Pokój trenerski" na YouTube i złapał dzięki temu szerszą widownię. Brawo! Gratulacje! Ja nie miałem pretensji, bo o co?
Anwil Włocławek stara się nadążyć za wszelkimi trendami, choć nie sposób jest wejść czy odpowiedzieć na każdą inicjatywę czy akcję medialną. Mnie cieszy, że pewne rzeczy, czasem mniejsze idee, czasem poważne inicjatywy, wprowadziliśmy jako pierwsi w Polsce, które następnie zostały wykorzystanie przez inne kluby.
Jeżeli czegoś się uczyć, to najlepiej zza granicy. W Anwilu jest kilka rzeczy, które sami sobie wymyśliliśmy, jednak dużo czerpiemy z tego, co pokazują najlepsze kluby w Europie, czy w NBA. Staramy się inspirować się tym, co robią w innych państwach. Stale obserwuję kilkanaście klubów, nie tylko koszykarskich, w różnych mediach społecznościowych.
Kibic chce poczuć się jak w drużynie. Szerokim echem obiło się to, jak jako pierwsi w PLK wprowadziliśmy kulisy z meczów wyjazdowych, czyli szatnia, autokar, hotel, rozmówki w kuluarach, w korytarzach, w codziennych momentach, radość ławki, wszystko wewnątrz zespołu. Oczywiście, nie pierwsi w ogóle, ale oglądając nałogowo "Łączy nas piłką", właśnie z takim pomysłem przyszedłem kiedyś do biura mojego szefa i otrzymałem zielone światło. Tutaj ważna rzecz: Igor Milicić również odegrał niebagatelną rolę w tym procesie. Pozwalał mi wejść do zespołu powoli, ale nieustannie, coraz mocniej. Bez jego aprobaty nie mógłbym dziś jeździć autokarem czy wchodzić do szatni.
Kulisy od początku wzbudzały duże zainteresowanie i zbierały pozytywne opinie, dobitnie pokazując, że w tę stronę będzie to zmierzać. Nie wszystko oczywiście można pokazać, w szatni jest sfera intymności i pewne rzeczy nie przystają. Dzisiaj wszyscy jednak niekoniecznie chcą oglądać Roberta Lewandowskiego, który jest pięknie ogolony maszynką Gilette i zarabia z tego tytułu bardzo duże pieniądze, tylko wolą zobaczyć go zarośniętego, zmęczonego, w rozwichrzonymi włosami po treningu, zobaczyć jaki jest prawdziwy. Chociaż należy pamiętać o tym, że każda publikacja, każde zdjęcie czy filmik wrzucone do sieci to poniekąd kreacja, wszystko jest po coś. To nie jest tak, że coś nagrywam i od razu udostępniam pierwsze z brzegu. Robię 10 filmów i wybieram 1. Ogółem im więcej umożliwia się kibicom wejścia do klubu, do zespołu, tym lepiej. Ale też trzeba postawić jasną granicę, mimo wszystko kibic nie może wejść wszędzie - podsumowuje Michał Fałkowski.
[nextpage]
Gryfia - wracamy do domu
Są sytuacje, kiedy trzeba odbudować wizerunek klubu. Zadanie trudne do wykonania? Wręcz przeciwnie. Wystarczy odrobina chęci i pomysłów, aby przyciągnąć kibiców do Hali Gryfia.
- Projekt #CzarniToWy powstał w ramach powrotu koszykówki do Słupska na centralnym poziomie. Klub STK Czarni Słupsk do tej pory nie skupiał wokół siebie fanów, dlatego potrzebny był kanał który sprawi, że kibice zaczną identyfikować się z klubem. Nie chcieliśmy postawić na komunikację z kibicami poprzez założenie zwykłego fanpage "STK Czarni Słupsk". Wspólnie z agencją Rio Creativo ze Słupska, postanowiliśmy poniekąd odwołać się do ostatniego obrazka związanego z ekstraklasową koszykówką, kiedy blisko tysiąc osób przyszło przed halę Gryfia, mimo że klub wycofał się z rozgrywek. Tamte obrazki utwierdziły nas w przekonaniu, że koszykówka w Słupsku to przede wszystkim kibice. Dlatego w kanałach social media postawiliśmy na komunikację hasłem #CzarniToWy, który szybko zyskał fanów.
Nie ma co oszukiwać, że social media to jedyne narzędzia do komunikacji z kibicami. To oni są największym dobrem klubu, bo z jednej strony są przecież klientem - kupują bilety, gadżety, a z drugiej strony tworzą niesamowity klimat w hali Gryfia.
W związku z tym jako klub jesteśmy zobligowani do tego, aby docenić kibiców i zapewnić im jak najlepsze, i jak najbardziej ciekawe materiały, aby dokładnie wiedzieli co słychać u naszych koszykarzy. Stąd też pomysł na klip promujący powrót koszykówki do Słupska "Wracamy do domu" wykonany przy współpracy z agencją Przereklamowani.
Słupski kibic w jednym momencie stracił możliwość obejrzenia meczu koszykówki w hali Gryfia. Niby w starym obiekcie, ale mimo wszystko posiadający niesamowity klimat. Tylko słupszczanie mogą zrozumieć ten przekaz, bo prawdopodobnie jako dziecko już chodzili na basket w Słupsku. I to się skończyło, a my już po kilku miesiącach przerwy daliśmy im możliwość, aby znów wybrać się na mecz i usiąść na - podobno - niewygodnych drewnianych krzesełkach.
Przed ubiegłym sezonem postanowiliśmy nakręcić także krótki materiał filmowy "Poznajmy się". W składzie STK Czarni było 10 słupszczan, to do zespołu dołączyło trzech zawodników spoza miasta. Zależało nam, aby słupski kibic poznał zawodników od takiej zwykłej strony, aby mogli zacząć się z nimi utożsamiać.
Czy social media przynoszą korzyści? Wystarczy spojrzeć na frekwencję na trybunach! – podkreśla zespół Czarni To Wy.
Spójnia na podsłuchu - przełamać rutynę
Kacper Salamon, jeden z twórców wyróżniającego się projektu #GoSpójnia, jako kolejny wyciąga podobne wnioski. Zauważa, że media społecznościowe, to jest coś, od czego nie uciekniemy, a niestety dużo klubów marginalizuje ich znaczenie. Pod stargardzkim szyldem, jeszcze za czasów gry w 1.lidze pojawiały się materiały takie jak gify, czy "Dzień z zawodnikiem", a na ekstraklasowym parkiecie nowością jest "Spójnia na podsłuchu".
- Platformy takie jak Facebook, Twitter etc. dają wspaniałą przestrzeń do zmniejszenia dystansu między drużyną a kibicami. Jako kibic PSG czy LA Lakers wiem jak lubię oglądać materiały pokazujące jak to wszystko wygląda, nawet podczas zwykłego treningu, albo jak wygląda zza kulis dzień meczowy - kontynuuje.
- Mało kto jest świadom tego, jak dużo czasu kosztuje prowadzenie takiego profilu. Trzeba być 24h w gotowości. Coś się dzieje? Od razu trzeba zmontować grafikę i post. Tutaj nie ma czasu na obsuwy czasowe. Cały tydzień to zbieranie materiałów, pisanie postów, tworzenie grafik i zastanawianie się jak coś zaprezentować w miły dla oka sposób. Niektóre rzeczy trzeba zaplanować z wyprzedzeniem np. jak ma wyglądać film zapowiadający play-off czy jakiś ważny mecz.
Porządne social oddzielają w oczach ludzi kluby amatorskie od profesjonalnych. Młodsze pokolenie zwraca na to szczególną uwagę i wcale nie chodzi tutaj o ilość treści, ale też o jakość. Nie można zapomnieć jak ważne są porządne media dla zawodników. Filmy, zdjęcia, wywiady i tak dalej. Coś co przełamie rutynę treningów, meczów i oczyści im umysł.
Kluby nie są świadome jakie korzyści może to wszystko przynieść, a każda złotówka włożona w marketing zwróci się na wielu płaszczyznach. Dobre i ciekawe materiały poprawiają wizerunek klubu, lojalność kibiców i samopoczucie zawodników. Tutaj nikt nie traci. Oczywiście nie można mówić, że cała strefa medialna w polskiej koszykówce jest ble i okropna. Są kluby, których social media nie odstają poziomem od chociażby klubów z NBA. Tutaj wcale nie chodzi o budżet. Tylko o chęci i zaufanie.
Jak można poprawić poziom social mediów w polskiej koszykówce?
- Moim zdaniem wystarczą tylko chęci i wsparcie dla młodych kreatywnych osób. – odpowiedział Kacper Salamon.
Nie miejmy wątpliwości, czy social media i dobrze prowadzony marketing przynoszą korzyści. Patrząc okiem media managera, dostrzegamy, jakie mają one ogromne znaczenie. Podchodząc do tego z innej strony, czy to nie jest dobry sposób, nie tyle na promocję danego klubu, ale i całej dyscypliny?
Zobacz także: Udany początek sezonu Księżaka. Michał Spychała: "Zwycięstwa budują charakter"