EBL. Walerij Lichodiej: Nikt na nas nie stawiał. To była olbrzymia motywacja

Newspix / Piotr Kieplin / Na zdjęciu: Walerij Lichodiej
Newspix / Piotr Kieplin / Na zdjęciu: Walerij Lichodiej

- Wiedzieliśmy, że nikt nas w Polsce nie lubi i nikt na nas nie stawia. Wszyscy byli przeciwko Anwilowi. To nas motywowało. Anwil na kolejny sezon? Zobaczymy, nie mówię "nie" - mówi Walerij Lichodiej, rosyjski podkoszowy.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Przyjazd do Polski był strzałem w dziesiątkę?[/b]

Walerij Lichodiej, mistrz Polski z Anwilem Włocławek: Jak najbardziej. Niczego nie żałuję. Kontrakt w Anwilu był świetną decyzją. Cieszę się, że mogłem grać w Polsce, zobaczyć nowe miejsce i poznać kulturę.

Nie ukrywam, że po ostatnim meczu w Toruniu poczułem się wspaniale. Zdobycie złota w takich okolicznościach smakowało wyjątkowo. Nasi kibice byli fantastyczni. Przyjechało ich ponad dwa tysiące. Stworzyli niezapomnianą atmosferę. Ich radość po meczu była czymś, co zapamiętam do końca życia.

To najlepsi kibice, jakich pan spotkał w swojej karierze?

Bez dwóch zdań. Nigdy w życiu nie grałem dla tak fanatycznych kibiców, mimo że wcześniej byłem zawodników klubów z najwyższej półki: Cska, Chimki czy Uniks Kazań. Z takim wsparciem jeszcze się nie spotkałem. To jest bardzo miłe, bo praktycznie we wszystkich meczach w play-off graliśmy jak u siebie.

ZOBACZ WIDEO Wojowniczka z Polski. Dorota Banaszczyk spłaciła długi i walczy o igrzyska [cała rozmowa]

Zobacz także: EBL. Tego jeszcze nie było! Trzy polskie zespoły zagrają w koszykarskiej Lidze Mistrzów

A to była bardzo trudna droga: Stal, Arka i Polski Cukier.

Mieliśmy najtrudniejszą drogę do mistrzostwa Polski. Jedynie ze Stalą rozegraliśmy trzy spotkania, a w każdej następnej serii graliśmy maksymalną liczbę meczów. To było mega ciężkie, dlatego złoto zdobyte w takich okolicznościach smakuje wyjątkowo.

Tym bardziej, że przez całe play-off graliście z jednym nominalnym środkowym: Szymonem Szewczykiem.

Zgadza się. Ukłony dla Szymona, który spisał się znakomicie. Stanął na wysokości zadania. Też trzeba wprost powiedzieć, że świetną robotę wykonał trener Igor Milicić. Jego system sprawił, że mogliśmy ukryć i schować nasze mankamenty i braki pod koszem.

Jak pan się odnalazł w tym skomplikowanym systemie?

Potrzebowałem czasu, żeby wszystko zrozumieć. Nigdy z takim systemem jeszcze się nie spotkałem. Mieliśmy mnóstwo różnych ustawień - zarówno w obronie, jak i w ataku. Nie było łatwo się dopasować, ale po tym sezonie mogę śmiało powiedzieć, że jestem mądrzejszym i bardziej doświadczonym zawodnikiem.

Ten system dał wam mistrzostwo Polski?

Ja bym powiedział inaczej. Byliśmy mądrym zespołem, każdy z nas znał swoje role i wiedział, za co jest odpowiedzialny w tej drużynie. Poza tym byliśmy niesamowicie głodni sukcesu. W siódmym meczu pokazaliśmy naszą chęć, determinację do zrobienia czegoś wielkiego dla tego klubu.

Mam takie wrażenie, że nikomu nie udało się złamać Anwilu w fazie play-off. Arka prowadziła 2:0, ale przegrała 2:3, Polski Cukier prowadził 3:2 i poległ w siódmym meczu.

Mentalnie byliśmy bardzo silną grupą ludzi. Wiedzieliśmy, że nikt nas w Polsce, poza naszymi kibicami, nie lubi, nikt na nas nie stawia. Wszyscy byli przeciwko Anwilowi. To nas motywowało. Śmialiśmy się, że ludzie stawiają nas w roli "underdoga" (zespół niżej notowany - przy. red.). Chcieliśmy zagrać na nosie niedowiarkom. Zrobiliśmy to. Anwil drugi rok z rzędu jest najlepszym zespołem w kraju.

Czy Walerij Lichodiej zostanie w Anwilu na kolejny sezon?

Na razie odpoczywam po trudnym sezonie. Zostawiam tę pracę agentom. To ich robota. Oni dostają za to pieniądze. Anwil na kolejny sezon? Zobaczymy, nie mówię "nie".

Zobacz także: EBL. Jarosław Jankowski: Byliśmy uzależnieni od Polaków. Teraz mamy wybór

Źródło artykułu: