Isaiah Thomas trafił do NBA w 2011 roku, z 60. numerem w drafcie zaufali mu dopiero Sacramento Kings. To, że mierzy zaledwie 175 centymetrów, miało stanowić problem, ale on znalazł sposób, aby wady przekuć w zalety. Robił wielkie rzeczy dla klubu z Kalifornii, a dzięki swoim występom w sezonie 2016/2017 na stałe zapadł w pamięci kibiców słynnych Boston Celtics, do których trafił w 2015 roku. Miał zarobić olbrzymie pieniądze, wierzył, że podpisze maksymalny kontrakt na kwotę nawet 150 milionów dolarów. Ale życie napisało inny scenariusz.
Wszystko pokrzyżowały problemy z biodrem, Boston Celtics odpadli w pamiętnych play-offach w finale Wschodu z Cleveland Cavaliers (1-4), a kariera Thomasa się zatrzymała. Problemy zdrowotne ciągnęły się za nim aż do poprzedniego sezonu, co poskutkowało tym, iż zamiast lukratywnych ofert, tego lata otrzymał poważną propozycję tylko od Denver Nuggets. Klub z Kolorado zapłaci mu poza tym zaledwie 2 miliony dolarów, a więc ligowe minimum dla weterana. - Ludzie boją się teraz o moje biodro. Musiałem być ze sobą szczery. Zrozumiałem, że tego lata nie będzie chodziło o pieniądze - mówi Isaiah Thomas. - Muszę pokazać ludziom, że cały czas potrafię grać i robić to znów na wysokim poziomie. Tak się stanie - zapowiada.
Rozgrywający w rozmowie z dziennikarzem ESPN wraca do występów w 2017 roku, które odcisnęły później swoje piętno. - Gdybym nie grał w tamtych play-offach, myślę, że byłoby w porządku. Zarobiłbym pieniądze, byłbym tym, kim jestem, a raczej kim byłem. Ale wtedy nie przyjąłbym tego do wiadomości, chociaż było naprawdę ciężko. Powinienem był po prostu odpuścić, ale jednocześnie trudno byłoby mi usiąść na ławce w takim momencie. Straciłem siostrę, jedną z najbliższych osób w moim życiu, koszykówka była jedyną rzeczą, która mogła mi pomóc. Grałem dosłownie do utraty tchu. To nie była dobra decyzja biznesowa, gdyby spojrzeć na to w dłuższej perspektywie, ale wtedy liczyło się tylko to, co dzieje się teraz. Tak właśnie to wszystko wyglądało - opowiada Thomas.
Od momentu, kiedy reprezentował barwy Boston Celtics i zdobywał blisko 29 punktów na mecz, teraz zmieniło się dosłownie wszystko. Sam uważa, że to lato udowodniło, iż w tej lidze niewielu ludzi darzy go prawdziwym szacunkiem. Jego kontrakt, który podpisał jeszcze w 2014 roku z Phoenix Suns na kwotę 27,5 miliona dolarów dobiegł końca, został więc wolnym agentem, a otrzymał ofertę tylko od Denver Nuggets.
- To mówi wszystko - docina Thomas. - Rozumiem to, ale nie akceptuję. Wiele osób doznało kontuzji i otrzymało później następną szansę, dostają duże pieniądze, niezależnie od tego, czy mieli długą przerwę, czy uraz był mniej, lub bardziej poważny. Dla mnie to zła okoliczność, poza tym nigdy nie widziałem w NBA faceta o podobnych warunkach fizycznych, który dostałby duże pieniądze. Teraz zostawiam wszystko za sobą, najważniejsze jest dla mnie, aby pokazać się z najlepszej strony. Zrobię to - mówi.
Thomas w sezonie 2016/2017 zdobywał średnio 28,9 punktu, 2,7 zbiórki oraz 5,9 asysty na mecz, po czym został wymieniony do Cleveland Cavaliers, tam wystąpił tylko w 15 spotkaniach przez problemy z biodrem. 8 lutego 2018 roku został oddany do Los Angeles Lakers, gdzie też zmagał się z urazami. Stracił siedem miesięcy i wrócił na początku stycznia, co nie było właściwą decyzją. - To było zdecydowanie za wcześnie, powinienem był poczekać - mówi z perspektywy czasu. Thomas sezon w LA zakończył pod koniec lutego. Teraz przechodzi rehabilitację, a pod koniec września będzie gotowy, aby w pełni rozpocząć proces przygotowania do następnego sezonu. Teraz przed nim, w wieku 29 lat, najtrudniejszy sezon w karierze.
ZOBACZ WIDEO LGP 2018 w Wiśle. Kamil Stoch: Progres jest niesamowity