Przed pierwszym meczem finałowym z Anwilem Włocławek trener Emil Rajković zamieszał w wyjściowym składzie. Do "pierwszej piątki" w miejsce Łukasza Majewskiego desygnował fantastycznie dysponowanego ostatnio Mateusza Kostrzewskiego.
Polak miał trudne zadanie, bo jego rywalem był Quinton Hosley, jeden z kandydatów do tytułu MVP serii finałowej. Skrzydłowy miał słabą skuteczność (2/8 z gry), ale na plus trzeba zaliczyć aż 11 zbiórek.
Fatalnie w Stali wypadli rezerwowi. Zdobyli zaledwie... osiem punktów (po dwa: Łukasiak, Carter, Ochońko i Surmacz). Wynik "Stalówce" trzymali gracze pierwszopiątkowi: Łapeta, Skifić i Holt. Trener Rajković w drugiej połowie bardzo zawęził rotację i korzystał tylko z siedmiu zawodników.
Aż trudno uwierzyć w to, że gwiazdy Marc Carter i Nikola Marković zdobyły łącznie dwa punkty. Amerykanin musiał przedwcześnie opuścić parkiet, po tym jak otrzymał przewinienie techniczne (za dyskusje z sędziami) i niesportowe (za faul na Kamilu Łączyńskim). Na boisku spędził zaledwie osiem minut. Niewiele więcej przebywał na nim Serb, który w ciągu 12 minut oddał pięć niecelnych rzutów z gry i spudłował dwa osobiste.
Pozytywem dla Stali jest to, że mimo fatalnej postawy rezerwowych, zespół był o krok od wygranej we Włocławku. Dopiero na samym finiszu lepszy okazał się Anwil, który prowadzi 1:0. W tej serii wszystko się jeszcze może wydarzyć. - Na pewno na kolejny mecz wrócimy silniejsi - zapowiada Jure Skifić.
ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik uspokaja kibiców. "W tym roku jest o wiele lepiej"