Broni nie składamy - rozmowa z Marcinem Sroką, skrzydłowym Energi Czarnych Słupsk

W pierwszym meczu walki o brązowy medal PLK, Anwil Włocławek rozgromił u siebie Energę Czarnych Słupsk 104:75. W ekipie przyjezdnej niewiele było jasnych punktów. 12 oczek rzucił Marcin Sroka, który obok Demetrika Bennetta był najlepszym strzelcem ekipy. Po ostatnim gwizdku polski skrzydłowy udzielił wywiadu specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Co trener Gaspar Okorn mówił wam przed spotkaniem? Jaką koszykówkę miała zagrać drużyna Energi Czarnych Słupsk?

Marcin Sroka: Przede wszystkim mieliśmy grać agresywną obronę, a już pierwszej kwarcie taka obrona w ogóle nie istniała. W rezultacie pozwoliliśmy rzucić przeciwnikowi trzydzieści punktów i jest to zdecydowanie za dużo. Nie można myśleć o odniesieniu zwycięstwa w hali przeciwnika, jeśli ten już na samym początku spotkania zdobywa taką ilość oczek.

Czy przygotowując się do meczu we Włocławku, braliście pod uwagę to, że Anwil gra praktycznie siódemką, czasami ósemką zawodników?

- Szczerze mówiąc, to że Anwil z musu stosuje węższą rotację od nas nie miało żadnego znaczenia. Wiadomo, że jak drużyna zmuszona jest grać mniejszą ilością zawodników, to wtedy ci co występują na parkiecie są bardziej zmobilizowani i mocniej zaangażowani w grę. Taki był dzisiaj Anwil, pokazał charakter i kawał dobrego basketu oraz, trzeba to uczciwie powiedzieć, wygrał zupełnie zasłużenie.

Mam to rozumieć jako stwierdzenie, że zawodnicy Energi Czarnych są mniej zmotywowani?

- Nie, oczywiście my również jesteśmy bardzo zmotywowani i chcemy zdobyć brązowy medal. Ale rzeczywiście być może jest w naszych głowach coś takiego, że wygramy spokojnie tę serię i na pewno pokonamy przeciwnika, bo mamy przecież dłuższą ławkę. Ten sam problem miał miejsce w ćwierćfinałowych meczach z Kotwicą Kołobrzeg. Rywale przyjeżdżali do nas w siódemkę, właściwie bez rozgrywającego, a tymczasem, mimo że miały być spokojne i łatwe pojedynki, wszyscy pamiętają jak to się odbywało... Ciężko powiedzieć cokolwiek na ten temat na gorąco. Myślę, że bardziej kluczowym elementem była jednak słaba obrona, a nie kwestia motywacji.

Czy to więc Anwil był tak mocny w ataku, czy Energa tak słaba w obronie?

- Nie chciałbym w ten sposób określać. Zagraliśmy po prostu fatalne zawody i w ataku, i w obronie. Dziurawa obrona i nieskuteczność po prostu przełożyły się na wynik.

Czy wie pan ile rzutów za trzy punkty trafił pański zespół?

- Niestety nie patrzyłem jeszcze w statystyki. Kilka...

Cztery celne rzuty za trzy punkty, z tego dwie pańskiego autorstwa. Po stronie gospodarzy sami Andrzej Pluta czy Tommy Adams zaaplikowali po cztery takie trafienia. To także cegiełka do waszej porażki?

- Szczerze mówiąc na pewno zabrakło rzutów z dystansu, aczkolwiek, z drugiej strony nie można zawsze liczyć na trójki. Mecze wygrywa się przede wszystkim obroną i tego zabrakło u nas przede wszystkim, a nie trójek.

Kiedy stało się to dla was jasne, że tego spotkania wygrać się nie da?

- W połowie drugiej kwarty dochodziło do nas powoli to, że ten mecz nam ucieka i nie będzie możliwości odrobić strat. Wychodząc na parkiet na drugie dziesięć minut chcieliśmy jak najszybciej dogonić przeciwnika, tymczasem po prostu nie było to możliwe. Anwil co akcja dziurawił nasz kosz rękoma Andrzeja Pluty czy innych zawodników i trafiał praktycznie z każdej pozycji. My niestety nie mogliśmy się przeciwstawić temu, dlatego taki, a nie inny obrót miało to spotkanie.

Mówi pan, że już w drugiej kwarcie widmo porażki dochodziło do was. Mam rozumieć, że po zmianie to było tylko taka gra, jak na treningu?

- Nie, nie można tak mówić. Cały czas mieliśmy jakieś założenia. Między innymi chcieliśmy przyspieszyć, grać krótkie akcje, żeby zaoszczędzić jak najwięcej czasu i mimo wszystko, spróbować dogonić przeciwnika. Tak jak było jednak widać - w ataku nie wpadało nam dzisiaj za wiele. No i w dalszym ciągu graliśmy fatalnie w obronie.

- Teraz zagracie przed własną publicznością z nożem na gardle. Będzie to atut czy presja przed zakończeniem sezonu bez medalu?

- To na pewno będzie przede wszystkim nasz atut. Wszyscy wiedzą jak ciężko gra się w Słupsku. Tam jest straszny kocioł, a kibice są naszym szóstym zawodnikiem. Motywują nas, wspierają w trudnych momentach, sprawiają że cały czas walczymy, więc z pewnością jest to atut własnego boiska. Dlatego mam nadzieję, że wygramy to spotkanie i wrócimy do Włocławka, by zmierzyć się raz jeszcze w meczu o wszystko.

Czyli pomimo druzgocącej porażki nie składacie broni?

- Broni nie składamy i walczymy dalej. To jest sport i każdy chce osiągnąć jak najlepszy rezultat, jaki tylko się da.

Komentarze (0)