Trudno jednak powiedzieć, kto tak naprawdę nerwowo wytrzymał trudy spotkania, a kto nie. Bo choć gracze Biofarmu Basket przegrali, w końcówce skuteczniej egzekwowali rzuty osobiste. Pod koniec meczu dwukrotnie z linii pomylił się Mikołaj Grod, kapitan gospodarzy, więc w ostatniej akcji stać się mogło wszystko. Bydgoszczanie wybronili jednak atak przeciwników i dopisali sobie dwa punkty do ligowej tabeli.
- Gratuluję Enea Astorii zwycięstwa, bo o ile mnie pamięć nie myli, pierwszy raz przegraliśmy tu w I lidze. Myślę, że dramaturgia tego meczu oddała kibicom to, czego może nie było widać w jakości. Takie spotkania elektryzują - stwierdził szkoleniowiec zespołu z Poznania, Przemysław Szurek. Jego podopieczni ostatnio nie znajdują się w najwyższej dyspozycji. Przegrali już bowiem kilka ważnych meczów, notują serię przegranych. Mieli szansę na zwycięstwo w Bydgoszczy, ale misja się nie powiodła.
- Szkoda, że tak szybko oddaliśmy rzut w ostatniej akcji, plan był inny, ale to jest urok sportu. Ja jestem z chłopaków bardzo dumny. To nie jest dla nas łatwy czas. To była dla nas już czwarta porażka z rzędu, gramy bez Mateusza Bręka, ale cieszę się, że moi zawodnicy walczą jak lwy, co pokazali - zaznaczył. A co do absencji swojego podopiecznego, to jego uraz kolana z meczu w Tychach, może okazać się bardzo poważny w skutkach. - Myślę, że w najbliższym tygodniu zapadnie decyzja, czy dla Mateusza to już koniec sezonu, czy jednak będzie próbował wrócić - dodał Szurek.
Z kolei dla Enea Astorii wygrana była piątą w sezonie. Mogło być ich więcej, gdyby bydgoszczanie skuteczniej egzekwowali rzuty wolne i lepiej wytrzymywali końcówki spotkań. Ale w pojedynku z Biofarmem sprzyjało im też trochę szczęścia. - Na pewno był to mecz walki i dużej nerwowości. Obrona strefowa drużyny z Poznania sprawiała nam spore problemy w drugiej połowie - powiedział Konrad Kaźmierczyk.
ZOBACZ WIDEO Jakub Świerczok: Swoją grę oceniam średnio
- To spotkanie było naprawdę na tyle wyrównane, że każda ze stron mogła przechylić szalę na swoją stronę, na dobrą sprawę nawet jakimś jednym rzutem. Ja bardzo gratuluję trenerowi rywali, bo wprowadza do I ligi nowych, młodych zawodników, którzy się ogrywają i robią dobre wrażenie, ale także różnicę - pochwalił swojego vis-a-vis trener bydgoszczan.
Wygrana jego zespołu nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie Paweł Śpica. Zawodnik, z którym przed sezonem wiązano spore nadzieje, miał ostatnio kilka słabszych występów. I przeciwko Biofarmowi także zaczął niemrawo. Spudłował pierwsze trzy rzuty z gry, ale za to od tego momentu mylił się już rzadziej. Trafił także w zasadzie kluczową trójkę, którą dał swojej drużynie punkt przewagi (67:66). I prawdopodobnie był to decydujący moment pojedynku, bo prowadzenia Enea Astoria już nie oddała.
- W meczu decydowały osobiste, końcówka była szalona. Cieszy to, że dwóch z trzech graczy, na których byliśmy bardzo skupieni, czyli Piotra Wielocha i Jakuba Fiszera, udało się ograniczyć. To pokazuje, że zrealizowaliśmy założenia, które mieliśmy przed spotkaniem. Problemem był nieco szybki atak, co zawsze było naszym atutem, zwłaszcza u siebie. Ale na szczęście wytrzymaliśmy nerwową końcówkę, w przeciwieństwie do meczu w Kołobrzegu, więc pokazaliśmy, że potrafimy - stwierdził rzucający Enea Astorii.
W następnej, 11. już kolejce I ligi, obie drużyny rozegrają kolejne mecze. Biofarm Basket czeka trudne zadanie. Do Poznania zawita bowiem Polfarmex Kutno, mający na koncie zaledwie jedno niepowodzenie. Gracze Przemysława Szurka będą zatem musieli się mocno napracować, aby postarać się o przerwanie serii porażek. Bydgoszczanie jednak nie muszą mieć łatwiej, gdyż pojadą do Siedlec. Co prawda SKK ma bilans 0-9, a każda zła passa kiedyś się kończy. W dodatku mecze tych ekip zazwyczaj bywały bardzo zacięte i emocjonujące.