Trey Burke swoja przygodę z ligą NBA rozpoczął w barwach Utah Jazz w sezonie 2013/14. To jednak nie oni wybrali go z numerem 9, a Minnesota Timberwolves, którzy oddali go do zespołu z Salt Lake City (w przeciwnym kierunku powędrował Shabazz Muhammad). Pierwszy rok w lidze był dla Burke'a - jak na razie - najlepszy.
Z miejsca stał się podstawową opcją drużyny na pozycji nr 1 i notował przeciętnie po 12,8 punktu, 5,7 asysty i 3 zbiórki. Kolejny sezon miał bardzo podobny, ale już od następnego zaczęły się schody. Na stałe stał się rezerwowym, a po roku trafił do Washington Wizards. W ekipie ze stolicy za wiele nie pograł, co nie dziwne, gdyż bezwzględnym liderem Czarodziejów jest John Wall.
W tegorocznym offseason Burke był bliski znalezienia się w Oklahomie, gdzie o miano rezerwowego rozgrywającego miał walczyć z Raymondem Feltonem. Plany spaliły jednak na panewce, kiedy Thunder pozyskali Carmelo Anthony'ego. W dodatku OKC dodali do składu jeszcze Isaiaha Canaana, a Burke pozostał z niczym.
W New York Knicks będzie miał szansę na odbudowę. W zespole totalnie została przebudowana pozycja nr 1 po tym, jak "Big apple" opuścili Derrick Rose i Brandon Jennings. O rolę podstawowego gracza, były zawodnik Jazz i Wizards ma powalczyć z Jarretem Jackiem, Ramonem Sessionsem i debiutantem, ledwie 19-letnim Frankiem Ntilikiną. Nie są to porywające nazwiska, zatem wydaje się, że wszystko leży w rękach i nogach Burke'a.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: koszykarz rzucał spod własnego kosza. Efekt zaskoczył wszystkich
[color=#000000]
[/color]