W telegraficznym skrócie sytuacja w końcówce meczu wyglądała następująco: Doug Wiggins chybił rzut na wygraną, piłka trafiła jednak w ręce Nicka Covingtona, a ten równo z syreną kończącą mecz zdobył punkty na wagę zwycięstwa.
Wszystko byłoby "okej", gdyby nie sytuacje towarzyszące temu zdarzeniu. Pierwszą jest błąd przekroczenia czasu akcji przez lublinian. Start wszedł w posiadanie piłki na 25,3 sekundy przed końcem meczu i miał 24 sekundy na przeprowadzenie akcji na zwycięstwo.
Próba Wigginsa była jeszcze w czasie, ale piłka po jego rzucie nie dotknęła obręczy, zatem czas akcji nie mógł zostać skasowany. W momencie, w którym swój rzut oddawał Covington na zegarze czas akcji ewidentnie wskazuje już liczbę 0. Co ważne, na tym samym zegarze pojawiła się już charakterystyczna czerwona kropka, oznaczająca ewidentnie zakończenie czasu akcji.
Sędziowie bardzo długo zwlekali z ostateczną decyzją. W podjęciu dobrej nie pomogła nawet weryfikacja wideo. Uznano bowiem, że piłka po rzucie Wigginsa dotknęła obręczy i sędziowie stolikowi nie wykasowali czasu akcji. Jak pokazały jednak wszelkie powtórki piłka obręczy nie dotknęła, a co za tym idzie to sędziowie stolikowi mieli rację, a nie boiskowi...
ZOBACZ WIDEO Piotr Zieliński: Wszyscy musimy ciągnąć ten wózek
- Ciężko coś konstruktywnego w takiej sytuacji powiedzieć. Po to liga wprowadziła weryfikację wideo, żeby unikać takich sytuacji. Moim zdaniem, po obejrzeniu kilku powtórek z różnych kamer, które były do dyspozycji sędziów, wynik końcowy powinien być korzystny dla MKS-u - mówi nam Bartłomiej Wołoszyn, skrzydłowy pokrzywdzonego zespołu.
Kontrowersji tutaj nie ma, jest za to ewidentny błąd panów z gwizdkami. Co gorsza do całej sytuacji nie musiało w ogóle dojść, gdyby sędziowie zauważyli to, co w tzw. międzyczasie (pomiędzy rzutem Wigginsa, a dobitką Covingtona) wydarzyło się pod koszem, czyli ewidentne przewinienie na Piotrze Pamule, którego staranował Bartosz Ciechociński.
Zawodnik Startu wpadł niczym taran pod kosz walcząc o zbiórkę. Sędzia całą sytuację miał tuż przed nosem, ale nie zdecydował się odgwizdać przewinienia, które miało wpływ na to, że piłka ostatecznie trafiła w ręce Covingtona. Sytuację można zaobserwować poniżej:
Czy dotknęła obręczy po rzucie Wigginsa? Ja się nie podejmuje oceny #plkpl pic.twitter.com/CiPokJF6tz
— Bartosz Bielecki (@bart__92) 28 marca 2017
Jedno jest pewne. Wynik poszedł w świat, a konsekwencje tych błędnych decyzji dla MKS-u mogą być opłakane, bowiem zespół walczy o udział w fazie play-off. Zespół z Zagłębia wydał oświadczenie, w którym zajął stanowisko wobec sprawy. Możemy w nim przeczytać m.in.:
Trudno nam przejść obok, gdy stawka jest tak wysoka, a sędziowie mimo długiej wideo weryfikacji i tak na koniec podejmują błędną decyzję. (...) Nie przyjmujemy argumentacji, że błędy się zdarzają, zwłaszcza gdy powtórka zapewnia szansę na ich naprawienie. Uważamy, że to brak profesjonalizmu i brak umiejętności wykorzystania możliwości, jaką jest analiza wideo, która w tym wypadku nie pozostawia żadnych wątpliwości. Sędzia Grzegorz Ziemblicki nie powinien zaliczyć punktów Nicka Covingtona. Takie jest nasze oficjalne stanowisko i bardzo chętnie wysłuchamy, co ma do powiedzenia Polska Liga Koszykówki.
Tylko pieniądze biorą, a jak pomyłki Czytaj całość