Liczba wierzących w umiejętności tego zespołu rośnie, ale wciąż niewielu ludzi traktuje Toronto Raptors poważnie. Bardzo duży sukces z zeszłego sezonu powinien jednak potwierdzić, że zespół ma zadatki na zrobienie hałasu na Wschodzie. Proces ewolucji jedynaka z Kanady był długi i żmudny, ale drużyna w końcu ma taki skład, z którym powinno się liczyć. DeMar DeRozan i jego forma na początku tego sezonu zdają się to tylko potwierdzać.
W ciągu ostatnich lat, DeRozan na zmianę z Kyle'em Lowrym wymieniali się wielkimi meczami i w zasadzie ciężko było przewidzieć, który z nich akurat trafi z formą na dane spotkanie. Lowry często miał problemy ze skutecznością, natomiast przypadłością DeRozana były niewykorzystywane izolacje, które Raptors grali bardzo uparcie, a które nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Aż w końcu coś w grze DeMara uległo zmianie, stał się liderem z krwi i kości i wywiązuje się z tej roli na początku sezonu lepiej niż znakomicie.
Gracz Raptors oddaje średnio aż 25,4 rzuty na spotkanie, co nie tylko jest o blisko 8 rzutów więcej niż dotychczasowy sezon, w którym DeRozan rzucał najczęściej, ale jest to również liczba, której w rozgrywkach 2016/17 nikt jeszcze nie przebił. Nawet Russell Westbrook oddaje tych rzutów mniej (24,8) i robi to na zdecydowanie gorszej skuteczności, niż DeMar (44,3 proc. w porównaniu z 55,1 proc. zawodnika Toronto).
Jeśli chodzi o wspomniane izolacje, DeRozan nadal znajduje się w top-5 ligi pod względem częstotliwości tego typu zagrań. Widać jednak znaczącą poprawę u niego w pewności siebie. Sam zawodnik w wywiadach potwierdza, że czuje się znakomicie mogąc oddawać więcej rzutów w meczu oraz kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że większość ofensywy opiera się właśnie na nim. Zeszły sezon DeRozan skończył z 38,9 proc. skuteczności w izolacjach. Po pięciu meczach tego sezonu, trafia w nich aż 52 proc. rzutów.
ZOBACZ WIDEO Piotr Małachowski: myślami jestem już przy Tokio (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wydawać by się mogło, że liderem w klasyfikacji najlepszych strzelców tego sezonu będzie ktoś z trójki Russell Westbrook, Damian Lillard czy James Harden. Nic jednak bardziej mylnego - DeRozan przebija ich wszystkich, zdobywając średnio znakomite 35,8 punktu na spotkanie. Mało tego, jest jedynym graczem w historii NBA obok Michaela Jordana, który w każdym z pięciu pierwszych spotkań sezonu miał na swoim koncie przynajmniej 30 punktów. Dwukrotnie DeMar dobił do granicy 40 punktów, w trzech pozostałych meczach miał ich 34, 33 oraz 32.
Rozwój zaawansowanych technologii oraz statystyk, które dzięki temu otrzymujemy, pozwala na jeszcze szerszą analizę gry poszczególnych zawodników. I tak, biorąc na tapetę obronę przeciwko DeRozanowi, można zauważyć, że żaden inny zawodnik w NBA nie oddaje w meczu tak wielu rzutów pod mocnym naciskiem obrońcy, co gracz Raptors. Ten oddaje aż 14 rzutów na mecz, kiedy najbliższy obrońca znajduje się w odległości maksymanie 1 metra od niego. Drugi w tej klasyfikacji jest Westbrook, jednak w jego przypadku jest to już "tylko" 10,2 rzutu.
Na dodatkową uwagę zasługuje fakt, że DeRozan nie dość, że oddaje takich mocno bronionych rzutów najwięcej, to jeszcze robi to na skuteczności 61,4 proc. Z graczy, którzy tych rzutów w meczu oddają średnio przynajmniej 6, lepszą skuteczność ma od niego tylko Giannis Antetokounmpo (6,2 rzuty - 62,2 proc.).
Warto zwrócić uwagę na fakt, że per-48 minut Raptors z DeRozanem na parkiecie zdobywają 106,8 punktu trafiając na skuteczności 48,6 proc. z gry. Gdy natomiast lider zespołu siada na ławkę, te statystyki spadają do 89 punktów i 38 proc. skuteczności.
Ofensywa Raptors nie przeszła ogromnej transformacji, jednak gołym okiem można zauważyć różnicę, która do tej pory wyszła drużynie z Toronto na dobre (bilans 4-1). W takiej taktyce nie ma nic dziwnego - jeśli Twój zawodnik czuje się pewnie i trafia swoje rzuty, trzeba dać mu rzucać jak najwięcej. DeRozan od początku sezonu wygląda bardzo pewnie w swoich poczynaniach i to może być ten czynnik, który pozwoli osiągnąć Raptors coś jeszcze większego, niż poprzednio.
Wojciech Bielewicz