To wręcz niebywałe, jak losy tej serii zmieniają się w zależności od tego, kto jest gospodarzem spotkania. Zespół Tyronna Lue już w pierwszych dwóch spotkaniach nie dał wielkich szans ekipie z Kanady, ale kiedy mecze przeniosły się do Toronto, to sytuacja nagle uległa zmianie i to Cavs byli w tarapatach.Tym razem ponownie wicemistrzowie zagrali wyśmienicie i nie dali Raptors najmniejszych szans.
Gospodarze rewelacyjnie wystartowali, a w drugiej kwarcie jeszcze - i to znacząco - powiększyli swoją przewagę. Zresztą po 24 minutach gry drużyna z Cleveland prowadziła 65:34. W tej sytuacji nie mogło być mowy o równorzędnej walce.
Mało tego, wicemistrzowie NBA na tym nie poprzestali. Po wznowieniu gry zadali przeciwnikowi kolejny cios, po którym się już nie pozbierał. LeBron James i spółka wciąż grali świetnie w ataku, wskutek czego udało im się już po trzech odsłonach mieć na swoim koncie aż 100 punktów. Czwarta odsłona była zatem jedynie formalnością.
Wspomniany wcześniej "Król James" oraz Kevin Love i Kyrie Irving poprowadzili Cavs do wysokiego triumfu. Wymieniony tercet uzbierał łącznie aż 71 "oczek", czyli niemal tyle, ile cały zespół Raptors, który zwyczajnie nie znalazł sposobu na zatrzymanie Cleveland. Wszakże gospodarze trafili ponad 57 procent rzutów z gry. To fantastyczny rezultat.
W ekipie Dwane'a Caseya najwięcej punktów zgromadzili DeMar DeRozan i Kyle Lowry, ale ich skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Zwłaszcza tego pierwszego. W każdym razie obaj zdobyli razem 27 punktów. Do tego zabrakło im wsparcia.
Cleveland Cavaliers - Toronto Raptors 116:78 (37:19, 28:15, 35:26, 16:18)
(Love 25, James 23, Irving 23, Jefferson 11 - DeRozan 14, Lowry 13)
Stan rywalizacji: 3-2 dla Cavaliers
ZOBACZ WIDEO Walasiewicz: gdy grali hymn, to czułam się jak nieprzytomna (źródło TVP)
{"id":"","title":""}