Damian Chodkiewicz: Edney z "Kosmicznego meczu"

Tyus Edney w piątek poprowadził PGE Turów do arcyważnego zwycięstwa nad Kotwicą Kołobrzeg. Zwycięstwo zgorzeleckiego klubu było o tyle ważne, iż wicemistrzowie Polski dzięki temu plasują się obecnie na czwartej pozycji w ligowej tabeli.

Odkąd w Zgorzelcu pojawił się Tyus Edney, to PGE Turów odniósł już dwie kolejne, jakże cenne wygrane. Jeśli to Amerykanin jest receptą na dobrą grę wicemistrzów Polski i zwycięstwa, to, można zapytać, dlaczego został sprowadzony tak późno?

Wypełniona po brzegi hala w Zgorzelcu była bardzo ciekawa występu Tyusa i to on skupił na sobie oczy wszystkich kibiców. Mocnymi stronami Amerykanina są szybkość i przede wszystkim dokładne podania. Edney jest oazą spokoju i każdy jego ruch jest doskonale przemyślany, co wynika z jego ogromnego doświadczenia. Był jak typowy profesor. - Bez przesady. Gram w koszykówkę bardzo długo i naprawdę znam ten sport, ale nie sądzę, że można mnie nazywać profesorem w tej dziedzinie - powiedział 36-latek w jednym z wywiadów.

Tyus w piątek potwierdził, iż drzemie w nim olbrzymi ofensywny potencjał. 36-latek popełnił, co prawda, dwie straty, ale były one wynikiem niezrozumienia z partnerami i w efekcie podaniami w ręce rywali. Edney tzw. "ball handling" ma opanowany po perfekcji i niezmiernie trudno jest mu wybrać piłkę z kozła.

Rozgrywający z doświadczeniem z NBA pokazał kilka podań rodem z najlepszej ligi świata. Przy nie jednej z asyst wszyscy zastanawiali się, w jaki sposób Edney znalazł tam lukę i tak dokładnie umieścił piłkę. Amerykanin świetnie kontrolował tempo gry, znakomicie prowadził grę i był nie do zatrzymania, a w całym spotkaniu zdobył 18 punktów i miał 6 asyst.

W piątek Edney grał pomimo tego, iż w swoim debiucie w Jarosławiu skręcił kostkę i przez dwa dni jedynie asystował na treningach. Amerykanin powrócił jednak do zajęć i był gotowy na spotkanie z Kotwicą. W tej sytuacji można zadać jedno pytanie - skoro Edney tak gra ze skręconą kostką, to jaki poziom prezentuje, gdy jest w pełni sił?

W serwisie youtube.com znajduje się krótki filmik z finałowego spotkania ligi NCAA z udziałem Tyusa. Amerykanin miał 4,8 sekundy, żeby przeprowadzić akcję i... to zrobił! Amerykanin sam przebiegł przez całe boisko wykonując przy tym sześć kozłów piłką i równo z syreną kończącą akcję, pomimo obrońców, trafił zapewniając swojej uczelni UCLA zwycięstwo. W Zgorzelcu Edney był w posiadaniu piłki na koniec drugiej kwarty i miał do dyspozycji 24 sekundy. 36-letni rozgrywający tak idealnie wyczuwa czas, że wiedział, jak długo kozłować, kiedy zdecydować się wejść pod kosz i oddać rzut, by, ostatecznie równo z końcową syreną, trafić.

Komentarze (0)