W środowy wieczór w Starogardzie Gdańskim lublinianie rozegrali naprawdę bardzo dobre zawody. Przyjezdni imponowali dużym zaangażowaniem, a także skutecznością w ataku, pomimo iż występowali bez swojego lidera Nicka Kellogga.
Zawodnicy Farmaceutów przez większą część pojedynku mieli ogromne problemy ze sforsowaniem outsidera TBL, a w pewnym momencie ich strata do gości wynosiła nawet 11 "oczek". Wtedy wydawać się mogło, że koszykarze Michała Sikory są o krok od sprawienia niespodzianki. Ostatecznie jednak pościg gospodarzy okazał się udany i w 4. kwarcie wyszli oni dopiero na pierwsze w tym starciu prowadzenie.
Nie zraziło to jednak Startu, który był dosłownie o trzy sekundy od piątego triumfu w tegorocznych rozgrywkach. Gdy za trzy punkty trafił Marko Popović na tablicy widniał wynik 72:73, wtedy niewyobrażalnym rzutem z połowy boiska popisał się Johnny Dee i to Kociewskie Diabły mogły się cieszyć z bardzo szczęśliwej wygranej.
- Mieliśmy troszkę ograniczoną rotację z tego względu, że nie zagrał Nick Kellog, ale moim zdaniem zagraliśmy bardzo dobre zawody - mówi Paweł Kowalski, który w środę miał na swoim koncie 13 punktów.
Ciekawostką pozostaje fakt, iż porażka na Kociewiu była już czwartą lublinian... w ostatnich sekundach. Tym razem skarcił ich Johnny Dee, a wcześniej robili to Curtis Millage, Jakub Dłoniak oraz Anthony Ireland.
- Po tym meczu zacząłem się śmiać, ale to był taki śmiech przez łzy, bo to jest kolejny mecz przegrany w ostatniej sekundzie. Jak zwykle zabrakło nam szczęścia w końcówce - dodaje Kowalski.