Końcowy wynik tegorocznych derbów Dolnego Śląska nie odzwierciedla tak naprawdę rzeczywistego przebiegu spotkania. Koszykarzom PGE Turowa Zgorzelec zwycięstwo nie przyszło łatwo pomimo ostatecznie 15-punktowej różnicy.
- Mecz był dosyć ciekawy i ofensywny. Śląsk pokazał charakter. W pewnym momencie wrocławianie odnaleźli swoją skuteczność i nie grało nam się łatwo. Zespół, który - powiedzmy sobie szczerze - odstępuje nieco potencjałem, nie ma praktycznie nic do stracenia, ale za to bardzo dużo do wygrania. Goście poczuli w pewnym momencie, że mogą tu triumfować i bez presji oddali kilka celnych rzutów - mówił trener Piotr Ignatowicz.
Czarno-zieloni mogli poczuć się niebezpiecznie pod koniec trzeciej kwarty, gdy za sprawą trafienia Macieja Krakowczyka, trójkolorowi zniwelowali blisko 17-punktową stratę do zaledwie jednego "oczka". Wrocławianie nabrali wiatru skutecznej postawie Kamil Chanasa i Michała Jankowskiego, którzy w tej części meczu oddali łącznie siedem celnych rzutów z dystansu.
- Śląsk trafił za dużo rzutów zza linii 6,75 m, ale tak naprawdę nie mieli innych atutów. Każdy z ich graczy potrafi skarcić celną trójką, a ponadto starali się wyciągać nam Kirka Archibeque’a "na zewnątrz", przez co otwierała im się przestrzeń pod koszem - analizował szkoleniowiec PGE Turowa. - Paradoksalnie zespół, który gra wąską rotacją lepiej rozumie się na parkiecie. Gracze spędzają ze sobą dużo czasu, a w przypadku popełnienia jakiegoś błędu, nie ciąży na nich groźba oddelegowania na ławkę rezerwowych. Nie mają presji i wiedzą, że jeżeli nie trafią rzutu, to nikt ich zaraz nie zmieni, bo nie ma praktycznie kto. Nasi zawodnicy na treningach trafiają z ok. 80-procentową skutecznością, ale gdy podczas meczu oddają rzuty pod naciskiem, to wygląda to nieco inaczej.
Kluczowa dla losów spotkania była przede wszystkim pewnie wygrana przez PGE Turów walka na tablicach (42:28). Wrocławianie po odejściu Jarvisa Williamsa dysponują pod koszem tylko Mateuszem Jarmakowiczem, Witalijem Kowalenką i 19-letnim Krakowczykiem. Tą sytuację bardzo dobrze wykorzystał Kirk Archibeque, który oprócz 16 punktów, zapisał na swoim koncie także 13 zbiórek.
- Chcieliśmy grać "za ładnie". W pewnym momencie wypracowaliśmy wysoką przewagę i mieliśmy skłonność, by za bardzo sobie nawzajem pomagać. Nie kończyliśmy takich akcji w których mieliśmy otwartą drogę do kosza. Skuteczność spod obręczy nie była najlepsza, ale ostatecznie zdobyliśmy prawie sto punktów. Cieszy mnie wyraźnie wygrana walka o zbiórki i nasza konsekwencja w tym elemencie koszykarskiego rzemiosła - kontynuował Ignatowicz, dodając:
- Problemem w grze przeciwko Śląskowi jest dobranie do siebie zawodników na poszczególnych pozycjach ponieważ zarówno Jarmakowicz, jak i Kowalenko grożą rzutami z daleka i w ten sposób wyciągali nam naszych wysokich spod kosza. Gdyby posiadali klasycznego centra, to wydaje mi się, że byłoby nam łatwiej. Przez wiele sezonów widzieliśmy jak wiele problemów może sprawić taka "piątka" jaką jest np. Damian Kulig, który potrafi odejść na obwód i trafić lub minąć stamtąd.
Dla zespołu z przygranicznego miasta było to już czwarte zwycięstwo z rzędu. Czarno-zieloni z bilansem 14-12 zajmują 9. miejsce w tabeli. Ich celem jest pierwsza ósemka.
- Gratuluje kibicom za świetny doping i wysoką frekwencję. Tym derbom towarzyszyła fajna atmosfera. Musieliśmy się trochę na namęczyć, ale myślę, że było to z pożytkiem dla widowiska. Gorzej gdyby zrobił się anty-basket i wszyscy by nie trafiali. Udało nam się wygrać kolejny mecz w którym tak naprawdę musieliśmy triumfować. Najważniejsze jest to, że nadal pozostajemy w grze o play-offy - podsumowywał opiekun zgorzeleckiego zespołu.