Przed meczem z AZS-em Koszalin działacze Startu Lublin podjęli decyzję o zakończeniu współpracy z Dusanem Radoviciem i powołaniu na stanowisko pierwszego trenera Michała Sikorę, który do tej pory pełnił rolę asystenta serbskiego szkoleniowca.
Polak miał jednak już okazję prowadzić zespół w tym sezonie. Pod jego wodzą drużyna sprawiła największą sensację w TBL, pokonując u siebie Stelmet BC Zielona Góra. W Koszalinie już tak dobrze mu nie poszło. Start przegrał wyraźnie 76:84.
- Drużyna z Koszalina była od nas lepsza. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - mówi Sikora.
Lublinianie bardzo kiepsko rozpoczęli niedzielne zawody. Już po kilku minutach gospodarze prowadzili 20:6. Goście nie umieli sobie poradzić z Patrikiem Audą, który w samej pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 12 punktów.
- O losach spotkania zadecydowała pierwsza kwarta, w której gospodarze nam uciekli na kilkanaście punktów. Słabo weszliśmy w mecz. Nie trafiliśmy kilku ważnych rzutów - zaznacza Sikora.
Później jednak goście rzucili się do odrabiania strat. W czwartej kwarcie udało im się nawet zejść na pięć "oczek". - W końcówce ważną robotę zrobił Piotr Dąbrowski, który zebrał trzy piłki w ataku. Gdybyśmy je zebrali, to moglibyśmy się zbliżyć do gospodarzy na 3-4 punkty. Tak się jednak nie stało - komentuje nowy-stary trener Startu.
- Jestem zadowolony z faktu, że moi zawodnicy zaczynają walczyć i z powrotem odzyskiwać zaufanie do siebie nawzajem. To jest dla mnie bardzo ważne - tłumaczy Sikora, który zamierza wyciągnąć drużynę z ligowego dna. Start z bilansem 3-18 zajmuje ostatnie miejsce w tabeli.
- Dokonamy paru korekt w taktyce, wprowadzimy trochę świeżości, tak aby za dwa tygodnie wygrać u siebie ze Śląskiem Wrocław - tłumaczy Michał Sikora.