Mateusz Bartosz z double-double. "Trener obdarzył mnie zaufaniem"

- Po meczu w Lublinie odbyłem wówczas rozmowę z trenerem Jarosławem Krysiewiczem i od tamtej pory trener obdarza mnie większym zaufaniem - mówi Mateusz Bartosz po pierwszym double-double w sezonie: 13 punktów i 10 zbiórek przeciwko Asseco.

WP SportoweFakty: Zdeklasowaliście Asseco Gdynia. Inaczej nie da się tego nazwać.

Mateusz Bartosz: Chcieliśmy zagrać lepiej, niż w pierwszym meczu z Asseco Gdynia w 2. kolejce. Tam już do przerwy przegrywaliśmy bardzo wysoko (19:38 - przyp. M.F.) i bardzo mocno zależało nam na tym, aby teraz taki scenariusz już się nie powtórzył. W Gdyni ostatecznie przegraliśmy różnicą tylko kilku oczek (62:71), ale porażka byłaby dużo wyższa, gdyby nie nasz zryw w czwartej kwarcie. Można więc powiedzieć, że w Kutnie chcieliśmy się zrewanżować drużynie Asseco.

W drugiej kwarcie zanotowaliście serię 19:0, od stanu 24:18 do 43:18. Podczas całej tej odsłony gdynianie trafili do kosza tylko dwa razy na 16 prób.

- Zdecydowanie można powiedzieć, że to był nasz najlepszy fragment w tym sezonie. Dobra gra w ataku wynikła z bardzo dobrej postawy w obronie. Wiadomo, w poprzednich spotkaniach kojarzono nas przede wszystkim z dobrej defensywy, ale brakowało nam polotu i skuteczności w ataku. Przeciwko Asseco było w tym elemencie dużo lepiej. Nie brakowało akcji dwójkowych oraz dzielenia się piłką.

Po meczu wszyscy mówili o bardzo dobrej grze Polaków. Ponad 20-punktowa przewaga została wypracowana na skutek bardzo dobrej gry m.in. Grzegorza Grochowskiego, Michała Gabińskiego czy twojej.

- Nie da się ukryć, że grało nam się bardzo dobrze. Cieszymy się tym bardziej, że to był mecz telewizyjny.

Nie słychać w twoim głosie entuzjazmu.

- Podchodzę do tego bardzo spokojnie, co jednak nie oznacza, że się nie cieszę. Przeciwnie, ale nie chciałbym mówić za innych zawodników. Mogę mówić tylko ze swojej perspektywy i myślę, że gram lepiej od meczu ze Startem Lublin (23 grudnia - przyp. M.F.). Odbyłem wówczas rozmowę z trenerem Jarosławem Krysiewiczem i od tamtej pory - wydaje mi się - trener obdarzył mnie większym zaufaniem.

Mateusz Bartosz w podkoszowej walce z Robertem Tomaszkiem
Mateusz Bartosz w podkoszowej walce z Robertem Tomaszkiem

Niewątpliwie grasz więcej minut, niż we wcześniejszych meczach.

- O tym mówię. Wiadomo jak to jest, gdy jesteś w zespole kilka lat, a na swojej pozycji masz dwóch amerykańskich koszykarzy. Tych minut nigdy nie będzie za wiele. Zdawałem i zdaję sobie z tego sprawę. Po to przecież ściąga się graczy z zagranicy, aby liderowali drużynie. Niemniej, jest różnica gdy grasz trzy minuty, a gdy chociaż 10 czy trochę więcej. To taki czas, w którym możesz już pokazać się z lepszej strony, dać coś drużynie i dać naprawdę odpocząć zawodnikowi, którego zmieniłeś.

Większy kredyt zaufania to więcej minut, a więcej minut - lepsza postawa. Przeciwko Asseco zanotowałeś pierwsze double-double w sezonie: 13 punktów i 10 zbiórek.

- Jestem szczęśliwy, że udało się tak zagrać i miałem swój wkład w zwycięstwo. Niech ta rozmowa nie będzie jednak ograniczeniem tylko do mojej osoby. Świetnie zagrał Grzesiek Grochowski, który w ostatnich tygodniach złapał naprawdę wysoką formę, dodatkowo Michał Gabiński, czy Bartek Wołoszyn. No i cieszymy się również z tego, że młodzi gracze, tacy jak January Sobczak, pokazali się w tym spotkaniu.

Sporo było gratulacji po meczu?

- Więcej niż zwykle.

To znaczy?

- To znaczy, że gdy już wszedłem do szatni po meczu i sięgnąłem po komórkę, to już wtedy miałem w skrzynce kilka wiadomości od osób, co do których nie wiedziałem nawet, że oglądają mecz w telewizji.

To zwiększyło radość?

- Na pewno cieszyło, ale czy zwiększyło? Ciężko pracowałem na treningach, żeby grać więcej i lepiej. Z pewnością pomogło mi masowanie się z Mike'iem Fraserem na treningach. Wiadomo, choć w Kutnie gram głównie jako center, to jednak jestem bardziej czwórką, niż piątką. Na treningach jednak nie narzekałem nigdy i starałem się przeciwstawić Mike'owi. Przeciwstawić... Starałem się, próbowałem, ale on ma taką siłę, że gdy już złapie piłkę w ręce, to nie ma zawodnika, który byłby w stanie mu ją wyrwać. Paradoksalnie zatem, podczas meczów może być - to koniecznie w cudzysłowie - "łatwiej", niż na treningach.

Rozmawiał Michał Fałkowski

Źródło artykułu: