A tych z kolei zdołali wyprzedzić koszykarze z Tychów, którzy wygrali u siebie z SKK Siedlce, czym zrównali się z Legią punktami, ale mają lepszy bilans, dlatego ją wyprzedzili. Tym samym coraz pewniejsza zaczyna się stawać pozycja Sokoła Łańcut w ligowej tabeli. Zwycięstwo z Astorią Bydgoszcz nie przyszło jednak łatwo. Po trzech kwartach był bowiem remis - po 48. Dopiero w ostatniej odsłonie przyjezdni udowodnili swoją wyższość.
- Przede wszystkim było to dla nas bardzo ciężkie spotkanie, bo mieliśmy bardzo dużo problemów przed tym meczem. Przez cały tydzień trenowaliśmy w niepełnym składzie. Było nas po 8 na treningu, tak więc bardzo obawiałem się tego spotkania. Zabrakło nam Krzysia Jakóbczyka, a trzech zawodników grało z niedoleczonymi kontuzjami - tłumaczył po spotkaniu opiekun Sokoła, Dariusz Kaszowski.
I rzeczywiście, Jakóbczyk, choć znajdował się w składzie meczowym, ani na chwilę nie wszedł na parkiet. Wobec tego pełne 40 minut na pozycji rozgrywającego zagrał Marcin Pławucki i ze swojej roli wywiązał się bardzo dobrze. Może i miał fatalną skuteczność w rzutach za trzy oraz trochę za mało asyst, jak na rozgrywającego, który gra maksymalną ilość czasu, ale doskonale kontrolował tempo akcji, dzięki czemu Sokół w ostatniej kwarcie zaczął bydgoszczanom odjeżdżać i ostatecznie wygrał różnicą 8 punktów.
Trener Kaszowski na sam koniec życzył gospodarzom sobotniego pojedynku szczęścia w kolejnych spotkaniach. - Astorii życzę powodzenia, aby wywalczyła ósemkę, bo może tak się jeszcze zdarzy, że się w play-offach spotkamy i walka by się przełożyła na fazę posezonową - dodał.
Nie jest to nierealne, bowiem gdyby sezon zakończył się już teraz, Sokół w pierwszej rundzie fazy play-off zmierzyłby się właśnie z bydgoską Astorią.