Jeziorowcy nie po raz pierwszy przekonali się o sile rażenia mistrzów NBA. Podopieczni Steve'a Kerra bez najmniejszych trudności pokazali swoją wyższość nad przeciwnikiem. Wojownicy już w pierwszej kwarcie wypracowali sporą zaliczkę, którą w kolejnych dwóch odsłonach zdołali jeszcze powiększyć. Po trzech partiach stało się jasne, że drużyna z Los Angeles nie zdoła uniknąć wysokiej porażki.
Wprawdzie w ostatniej kwarcie obrońcy tytułu byli już rozluźnieni i pozwolili Lakers na zmniejszenie strat, ale ogólnego obrazu tego meczu to nie zmieniło. GSW w kapitalnym stylu sięgnęło po kolejne zwycięstwo.
To już 33 wygrana w 35 spotkaniu w tym sezonie! To robi ogromne wrażenie. Warriors są już prawie na półmetku rundy zasadniczej, a mają na swoim koncie zaledwie dwie przegrane. Jeśli będą grali tak dalej i nie złapią zadyszki, to z pewnością pobiją długoletni rekord Chicago Bulls.
U mistrzów tym razem zdecydowanie najlepiej spisał się Klay Thompson. 25-letni koszykarz był niezwykle aktywny i skuteczny. W całym meczu uzbierał aż 36 punktów, czyli ponad dwa razy więcej niż drugi strzelec zespołu Stephen Curry, który był nieco w jego cieniu. U gospodarzy najgroźniejszy był Jordan Clarkson, autor 23 punktów, 5 zbiórek i 2 asyst.
W Los Angeles było jednostronnie, ale tego samego nie możemy napisać o starciu w Teksasie. Mavericks mieli pewnie uporać się przed własną publicznością z Królami z Sacramento, lecz nic z tego nie wyszło. Przez trzy kwarty zawodnicy Ricka Carlisle'a grali przyzwoicie i systematycznie powiększali przewagę.
Tyle że w ostatniej odsłonie do głosu doszli goście. Zdołali oni odrobić osiem punktów straty i za sprawą Demarcusa Cousinsa, który trafił do kosza 0,3 sekundy przed ostatnią syreną, doprowadzić do dogrywki! W niej Kings zdołali nawet objąć nawet prowadzenie. Żadna ze stron nie zachwycała wówczas w ofensywie. Nie brakowało zmarnowanych rzutów czy błędów, choć w lepszej sytuacji znaleźli się przyjezdni.
To gracze z Dallas znaleźli się w poważnych tarapatach, ale uratowały ich celne rzuty Zazy Paczulii i Dirka Nowitzkiego. Tym samym doszło do kolejnej dogrywki. W niej ponownie gracze George'a Karla lepiej wystartowali, lecz finisz należał do Mavs. Nowitzki i Deron Williams byli na sam koniec niezwykle skuteczni i dali zwycięstwo swojej drużynie.
Wspomniany wcześniej Cousins oraz Rudy Gay wprawdzie ostatecznie ulegli, ale zagrali naprawdę znakomite spotkania. Pierwszy z wymienionych zanotował double-double! Zdobył 36 punktów i zebrał 17 piłek. Oprócz tego zanotował 6 przechwytów, 4 asysty oraz blok. Warto też podkreślić, że miał aż 10 strat. Drugi z wymienionych popełnił znacznie mniej błędów i dorzucił 31 punktów.
W zwycięskiej ekipie aż trzech koszykarzy uzbierało przynajmniej 20 "oczek". To wymienieni już wcześniej Nowitzki, Williams i Wesley Matthews. Najskuteczniejszy był ten drugi, który zdobył 25 punktów. Niemniej cały tercet odegrał istotną rolę w pokonaniu Kings.
Los Angeles Lakers - Golden State Warriors 88:109 (25:37, 22:25, 13:30, 28:17)
(Clarkson 23, Williams 10, Kelly 10 - Thompson 36, Curry 17, Speights 12, Barnes 10)
Dallas Mavericks - Sacramento Kings 117:116 (27:24, 22:19, 29:27, 20:28, d. 6:6, d. 13:12)
(Williams 25, Nowitzki 23, Matthews 20, Mc Gee 13, Parsons 10 - Cousins 35, Gay 31, Collison 14, Belinelli 14, Acy 12)
Chicago Bulls - Milwaukee Bucks 117:106 (36:28, 31:33, 27:28, 23:17)
(Butler 32, Gasol 26, Rose 16, Mirotić 14, Gibson 11 - Middleton 26, Carter-Williams 20, Antetokounmpo 18, Monroe 13, Parker 11)
Atlanta Hawks - New York Knicks 101:107 (20:29, 29:25, 22:30, 30:23)
(Millsap 19, Teague 16, Bazemore 15, Horford 13, Korver 12 - Anthony 23, Afflalo 23, Porzingis 17, Williams 15)