Lublinianie mogli jednak uniknąć porażki w Sopocie. Przez całą pierwszą połowę dyktowali warunki na parkiecie, schodząc na przerwę z dziewięciopunktowym prowadzeniem.
- Byliśmy mocno zdeterminowani, aby wygrać kolejne spotkanie. Przyjechaliśmy do Sopotu, by odbić się od ligowego dna i iść w górę - przyznaje Jarosław Trojan, podkoszowy Startu.
Wydawało się, że piękny sen lublinian po zwycięstwie nad Stelmetem BC Zielona Góra wciąż trwa. Tym bardziej, że w letargu pozostawiali sopocianie, rozgrywając najgorsze 20 minut w sezonie.
Na trzecią kwartę gospodarze wyszli ze znacznie większą energią. Dobrze grali na zbiórce i szybko przechodzili do kontrataków, które kończyli punktami.
- Po przerwie straciliśmy koncentrację, zaczęliśmy popełniać proste błędy. Rywale to wykorzystali i nieco wytrącili nas z dobrego rytmu. Trzecia kwarta była bardzo kiepska w naszym wykonaniu, ale mimo wszystko dalej mogliśmy wygrać ten mecz - uważa Trojan, który tego meczu nie zaliczy do udanych.
Gracz miał spore problemy ze skutecznością (5/14 z gry), ale także z powstrzymaniem na tablicach Atera Majoka.
- Nie trafiłem kilka banalnych rzutów. Przestrzeliłem dwa rzuty wolne w końcowych minutach meczu. To był ważny moment spotkania. Nie zastawialiśmy, tak jak powinniśmy to robić. 18 zbiórek ofensywnych Trefla to zdecydowanie za dużo. Nie możemy do tego dopuścić w kolejnych spotkaniach - zaznacza zawodnik.