WP SportoweFakty: Było blisko, ale ostatecznie przegraliście po raz szósty w sezonie…
Zach Robbins: Niestety. To był trudny mecz, bo i przeciwnik bardzo wymagający. Anwil to zespół kompletny. Ma bardzo dobrych strzelców, którzy umieją trafiać z daleka oraz wysokich potrafiących zagrać skutecznie pod koszem. Walka z Anwilem to zdecydowanie było dla nas wyzwanie oraz lekcja, która z pewnością nam się przyda. Niemniej, samego wyniku szkoda, bo mieliśmy szansę wygrać.
W drugiej połowie graliście zdecydowanie lepiej niż w pierwszej. Co zmieniliście w swojej grze w przerwie; co zaordynował trener Zbigniew Pyszniak?
- Nie do końca wiem, co mówił trener w przerwie, gdyż mówił po polsku (śmiech). To tak pół-żartem, pół-serio, bo jego asystent oczywiście wszystko tłumaczył. Przede wszystkim, zmieniliśmy defensywę i zaczęliśmy wszystko sobie przekazywać. Tym samym Anwil przestał mieć wolne i łatwe pozycje do rzutu.
Druga połowa była także lepsza w twoim wykonaniu. Częściej trafiałeś, miałeś więcej zbiórek.
- Miałem grać bardziej agresywnie i nie wahać się, gdy mam pozycje do rzutu. I rzeczywiście, nie wahałem się ani chwili. Gdy tylko czułem, że rywal jest nieco dalej, niż powinien być, rzucałem. Szkoda, że zacząłem trafiać tak późno, bo może wynik byłby inny.
Rzeczywiście, w początkowej fazie spotkania nie trafiałeś tak często. Ale ogólnie jako zespół słabo rozpoczęliście to spotkanie. Włocławianie szybko zdobyli przewagę.
- Dokładnie. Szkoda tego początku, bo gdybyśmy nie pozwolili gospodarzom wypracować tak dużej przewagi na początku, nie musielibyśmy gonić przez większą część pojedynku.
Który moment meczu należy uznać za kluczowy?
- Myślę, że właśnie początek meczu był bardzo istotny dla losów spotkania, biorąc pod uwagę fakt, iż przegraliśmy różnicą tylko pięciu punktów. Ale też nie przegralibyśmy, gdybyśmy nie popełnili kilku błędów w samej końcówce, w ostatnich dwóch-trzech minutach.
Ty możesz być zadowolony ze swojej gry. Wydaje się, że z wynikiem 22 punktów i 12 zbiórek zrobiłeś wszystko, co było możliwe.
- Mogłem rzucić więcej. W pierwszej połowie spudłowałem kilka rzutów, które były bardzo łatwe. Dlatego nie do końca mogę być zadowolony ze swojej postawy w ataku.
A w defensywie? Kervin Bristol, center Anwilu, zagrał najlepsze spotkanie w sezonie.
- Naprawdę? Nie wiedziałem. Ale chyba też grał bardzo długo, bo w Anwilu zabrakło innego centra, prawda? Gdy oglądaliśmy mecze włocławian przed naszym spotkaniem, trener mówił nam o wielkim facecie, który jest ich pierwszym centrem.
[b]
O Robercie Tomaszku. Nie grał z powodów zdrowotnych.[/b]
- Rozumiem. Cóż, z tego co pamiętam na szybko po meczu, to bardzo dużą część punktów Bristol zdobył po akcjach pick and roll. Rozgrywający skutecznie podawali mu nad kosz, on ścinał i zdobywał łatwe punkty. Dobrze wykorzystywał również nasze przekazania, gdy miał na plecach niższego rywala.
Kolejny mecz przegrywacie w końcówce. Brakuje wam doświadczenia?
- Możliwe. Ja gram dopiero pierwszy sezon w Europie i pierwszy jako zawodowiec, podobnie jak Gary Bell. My cały czas się uczymy, podobnie jak kilku innych młodszych naszych polskich kolegów. Wierzę jednak, że każdy mecz to dla nas lekcja, z której wyciągniemy wnioski i to zaowocuje w przyszłości.
Rozmawiał Michał Fałkowski