13-0 Golden State Warriors! Mistrzowie NBA znów pokonali LA Clippers!

East News
East News

To znów się wydarzyło! Los Angeles Clippers zmarnowali okazję, by pokonać Golden State Warriors. Mistrzowie NBA odrobili 23 punkty straty i triumfowali w Hollywood 124:117!

Sacramento Kings w czwartek musieli radzić sobie bez DeMarcusa Cousinsa i pomimo dużych starań innych zawodników, przegrali w Miami 109:116. Absencja lidera Kalifornijczyków, to efekt zawieszenia przez ligę. 25-latek w poprzednim spotkaniu uderzył zawodnika Atlanta Hawks, Ala Horforda. Kings bez Cousinsa przegrali w tym sezonie wszystkie pięć meczów.

Podopieczni George'a Karla trafili ponad połowę rzutów z gry (43/84), ale popełnili także 18 strat. Tylko siedem piłek zgubili gospodarze z Florydy. - Pod względem defensywy, nie był to nasz najlepszy występ, ale prezentowaliśmy się dobrze w ataku. Pracujemy nad pewnymi elementami w ofensywie - przyznał szkoleniowiec Miami Heat, Erik Spoelstra.

Trzykrotni mistrzowie NBA wygrali siódme spotkanie w kampanii 2015/2016, a czwarte spośród pięciu ostatnio rozegranych. Dwyane Wade zdobył 24 punkty, a 23 oczka i 11 zbiórek dodał Chris Bosh. W odniesieniu zwycięstwa znacząco pomógł także rezerwowy rozgrywający, Tyler Johnson.

Mało brakowało, a Rajon Rondo zapisałby na swoim koncie czwarte triple-double w pięciu ostatnich meczach! - Myślę, że jego gra działa na wszystkich pozytywnie i zachęcająco. On wznosi chłopaków na wyższy poziom. Sprawia, że wszystko może się zdarzyć - komplementował postawę Rondo trener Sacramento Kings, George Karl. Absolwent uczelni Kentucky miał 14 punktów, dziewięć zbiórek i rekordowe dla siebie w tym sezonie 18 asyst!

Zmotywowani Cleveland Cavaliers tym razem nie mieli problemów, by pokonać Miwaukee Bucks. Liderzy Konferencji Wschodniej zrewanżowali się Kozłom za porażkę sprzed kilku dni. Do rozstrzygnięcia spotkania w Wisconsin potrzebne były wówczas dwie dogrywki.

Drużyna prowadzona przez Davida Blatta triumfowała na własnym parkiecie 115:100 i obecnie legitymuje się bilansem 9-3.- Właśnie tak trzeba grać. Nie możemy mieć wymówek i na nic narzekać - przyznał LeBron James, który zaaplikował rywalom 27 punkty. Skrzydłowy uzbierał także dziewięć zbiórek i sześć asyst. Bucks na nic zdała się świetna dyspozycja Giannisa Antetokounmpo. Grek uzbierał aż 33 punkty, trafiając 12 na 15 oddanych rzutów z gry i wszystkie osiem prób osobistych.

Hit dnia padł łupem Golden State Warriors! Kalifornijczycy poszli śladem Dallas Mavericks i zostali piątym zespołem w historii NBA, który rozpoczął sezon od bilansu 13-0! Drużyna z Teksasu dokonała tego w rozgrywkach 2002/2003. - Oczywiście nie dostaniemy za to żadnego trofeum, ale to sympatyczna historia i bardzo dobry sposób na rozpoczęcie sezonu. Chcemy się tym cieszyć - mówi Stephen Curry.

Pierwsza połowa czwartkowego meczu nie zwiastowała tego, by Wojownicy mieli przedłużyć pasmo sukcesów. Chris Paul zdobył 18 punktów w osiem minut, Los Angeles Clippers prowadzili 39:19 i wszystko wskazywało wręcz na to, iż ziści się marzenie drużyny z Hollywood. Gospodarze pragnęli przerwać serię obecnych mistrzów NBA i odpłacić się za porażkę, której doznali podczas premierowego bezpośredniego starcia. Podopieczni Doca Riversa wypracowali sobie nawet 23 punkty zaliczki (50:27).

Po przerwie obraz wydarzeń na parkiecie uległ diametralnej zmianie. Drużyna prowadzona obecnie przez Luke'a Waltona zaczęła odrabiać straty. Pozytywny bodziec dał Kalifornijczykom Draymond Green. Trafił dwa rzuty zza łuku z rzędu i przypomniał o sobie także na zakończenie trzeciej kwarty. Clippers nie zdołali przeprowadzić skutecznego zagrania, a niepilnowany 25-latek doprowadził do wyniku 85:91.

Niebezpiecznie dla gospodarzy zrobiło się na początku czwartej odsłony. Harrison Barnes grał fantastycznie i w pojedynkę zniwelował straty Wojowników do zaledwie punktu! Od stanu 96:95, gospodarze z Miasta Aniołów następnie zdobyli jednak dziewięć oczek przy tylko jednym celnie rzucie osobistym oponentów.

Niespełna sześć minut przed końcem Chris Paul trafił zza linii 7 metrów i 24 centymetrów, wprawiając Staples Center w stan euforii. Gwóźdź do trumny mistrzów NBA miał wbić Paul Pierce. Weteran doprowadził wówczas do wyniku 112:102. Mało kto spodziewał się, iż Warriors będą jeszcze w stanie odnieść zwycięstwo.

Kiedy Kalifornijczycy objęli prowadzenie 113:112, blisko 20 tysięczna publiczność (na trybunach zasiadali między innymi raper Jay Z czy bokser Floyd Mayweather Jr) przecierała oczy ze zdziwienia. Dwie brzemienne w skutkach dla gospodarzy próby zza łuku trafił Andre Iguodala. Bohaterem został Stephen Curry. MVP ubiegłego sezonu zasadniczego wyprowadził Wojowników na prowadzenie 116:115, a następnie bezbłędnie spisywał się na linii rzutów osobistych.

Mistrzowie NBA w decydującej partii zaaplikowali rywalom osiem prób za trzy punkty! Wygrali ten fragment 39:26, a całe spotkanie 124:117. Curry miał w sumie 40 punktów i 11 zbiórek. Dla LA Clippers 36 oczek zdobył Chris Paul, a 27 Blake Griffin.

Wyniki:

Miami Heat - Sacramento Kings 116:109 (25:21, 31:25, 26:30, 34:33)
(Wade 24, Bosh 23, Johnson 19 - Belinelli 23, McLemore 17, Casspi 16)

Cleveland Cavaliers - Milwaukee Bucks 115:100 (28:23, 35:25, 23:31, 29:21)
(James 27, Love 22, Smith 18 - Antetokounmpo 33, Monroe 17, Middleton 15)

Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 117:124 (41:25, 27:29, 23:31, 26:39)
(Paul 35, Griffin 27, Crawford 15 - Curry 40, Thompson 25, Barnes 21)

Źródło artykułu: