Robert Skibniewski: Grasz tak, jakby walił się cały świat

- Sztuką jest wygrać mecz właśnie wtedy, gdy się nie trafia. Wtedy wychodzi twój charakter i charakter całego zespołu. Zaciskasz zęby, szarpiesz w obronie i grasz tak, jakby walił się cały świat - mówi Robert Skibniewski po zwycięstwie nad Rosą.

Anwil Włocławek pokonał Rosę Radom 92:89 i choć najskuteczniejszymi bohaterami gospodarzy byli zdobywcy aż 56 punktów łącznie - David Jelinek i Chamberlain Oguchi - to jednak cały zespół Rottweilerów zasłużył na słowa uznania. Kurt Looby zebrał dziewięć piłek z tablic w ciągu 20 minut, Fiodor Dmitriew miał udział w kluczowej akcji meczu, a Bartosz Diduszko rzucił osiem oczek w 15 minut wychodząc z ławki.

Ważną rolę odegrał również Robert Skibniewski. Doświadczony rozgrywający nie mógł się wstrzelić w kosz Rosy niemalże przez całe spotkanie i pierwsze swoje trafienie zaliczył w 35 minucie. Wcześniej 32-latek spudłował wszystkie cztery próby za trzy, choć tę indolencję rekompensował asystami, których łącznie rozdał siedem. Przy stanie 62:70 dla Rosy, Skibniewski trafił jednak w końcu za trzy, przełamując swoją dotychczasową niemoc i po raz pierwszy od drugiej kwarty zbliżając dystans do radomian na pięć oczek. Anwil zyskał wówczas psychologiczną przewagę i ostatecznie wygrał mecz po dogrywce.

WP SportoweFakty: Gdyby tylko jedno zdanie miało oddać przebieg tego meczu, byłoby to...

Robert Skibniewski: Oczywiście nie ważne jak zaczynasz, ale ważne jak kończysz. Maksyma stara jak świat.

[b]

Emocje były naprawdę wielkie. Praktycznie przez całe spotkanie, a już w ostatniej kwarcie i dogrywce sięgnęły zenitu.[/b]

- Emocje rzeczywiście były niesamowite i możemy być z siebie naprawdę dumni. Tego się trzymamy. Wiadomo, błędy były, ale nikt nie jest perfekcyjny. Skupiamy się na tym, że mamy bardzo udaną inaugurację z bardzo mocnym przeciwnikiem.

Rosa w zeszłym sezonie była zdecydowanie wyżej, niż Anwil.

- Dokładnie. To klasowy przeciwnik. Ligę zawsze jest lepiej rozpocząć od zwycięstwa, niż od porażki, a tym bardziej z tak trudnym rywalem.

W pierwszej połowie pozwoliliście zdominować się Rosie i potem musieliście gonić. Mieliście 19 punktów straty, wydawało się, że odrobienie takiej przewagi jest niemożliwe.

- Gdy gra się nie klei dużo zależy od wszystkich zawodników. Tak jest prawda. Cały zespół musi zagrać to samo, aby zacząć odrabiać straty. Musi złapać ten sam rytm. Moim zdaniem sztuką jest wygrać mecz właśnie wtedy, gdy się częściej nie trafia, niż trafia. Właśnie wtedy gdy, coś nie idzie. Bo wtedy wychodzi twój charakter i charakter całego zespołu. Zaciskasz zęby, szarpiesz w obronie i grasz tak, jakby walił się cały świat, ile masz w serduchu, ile fabryka dała.

Fani was ponieśli, o tym też trzeba wspomnieć.

- Oczywiście, że trzeba. Byli niesamowici i wspierali nas w każdej sekundzie. W końcówce, gdy trzeba było gwizdać, cały czas stali i wywierali presję na zawodnikach Rosy. Na pewno mieli swój udział w tym zwycięstwie.

Ta wygrana niewątpliwie da wam wiele pozytywnej energii i pewności siebie przed kolejnymi meczami. Mówił o tym trener Igor Milicić na konferencji prasowej.

- Ta drużyna jest tak skonstruowana, że każdy może odmienić losy meczu i każdy ma w sobie tę pewność siebie. Oczywiście, media wykreowały już liderów, gwiazdy, ale wiemy, że wygrywamy jako zespół. Myślę, że na pewno to zwycięstwo naładuje nas jeszcze bardziej.

[b]

W którym momencie poczułeś, że tego meczu Rosa już wam nie wyrwie.[/b]

- Jeśli mam być szczery, to w momencie, w którym Champ Oguchi przechwycił piłkę i zakończył akcję wsadem (śmiech). Niestety nie trafił osobistego... Zresztą, w ogóle te osobiste to był jakiś koszmar (Anwil trafił tylko 24 z 33 prób - przyp. M.F.). Na pewno było trochę nerwów i to miało wpływ na naszą grę pomimo faktu, że nie jesteśmy młodym zespołem, a doświadczonym. No ale właśnie, ja też mogę powiedzieć za siebie, że czułem podniecenie. Inauguracja była świetnie przygotowana, komplet widzów na hali i człowiek chciał zagrać najlepiej, jak umiał. I czasem, gdy chcesz za mocno, to coś się zacina. Na szczęście w końcówce pokazaliśmy charakter.

Żeby nie było tak słodko - trener Igor Milicić nie mógł się nadziwić, jak to możliwe, że jego zespół pozwolił sobie aż na 19 punktów straty.

- Na pewno będziemy o tym rozmawiać, ale pokrótce już odpowiedziałem na to pytanie - nerwy. Po prostu. Do tego mamy w składzie kilku graczy, którzy poznają dopiero TBL. Poznają sędziów, przeciwników, atmosferę meczów, Halę Mistrzów pełną kibiców i choć każdy z nas musi być odpowiednio przygotowany i wyedukowany do meczu, to jednak zbyt szybki napływ informacji też nie jest dobry. Do tego wdrażaliśmy w ostatnim czasie kilka nowych rzeczy w naszej taktyce. Z drugiej strony, zawsze trzeba się cieszyć z wyniku. Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty.

Komentarze (0)