Początek wtorkowego spotkania należał jednak do gospodarzy. Energa Czarni Słupsk dzięki punktom Michała Nowakowskiego i Jarosława Mokrosa prowadzili w pewnym momencie nawet 18:10. Zgorzelczanie opanowali początkowe nerwy i zaczęli grać swoją koszykówkę. Zanotowali niesamowitą serię punktową (30-4), która dała im zwycięstwo.
[ad=rectangle]
- Zaczęliśmy naprawdę nieźle, ale później zaczęły się nasze kłopoty. W drugiej kwarcie przestaliśmy trafiać, na dodatek PGE Turów trafiał każdą trójkę. Przegraliśmy tę część mecz 4:22. To było kluczowe dla losów tego meczu - przyznaje w rozmowie z naszym portalem Mokros.
Słupszczanie przez prawie osiem minut nie potrafili wyprowadzić skutecznej akcji, co skrzętnie wykorzystali goście ze Zgorzelca, którzy stopniowo powiększali przewagę. Skutecznie grali Mardy Collins, Michał Chyliński i Filip Dylewicz. Już do przerwy goście mieli 18 punktów przewagi. W drugiej połowie w pełni kontrolowali wydarzenia na parkiecie.
- PGE Turów zagrał naprawdę dobre zawody, byli od nas zdecydowanie lepsi. W drugiej połowie praktycznie się tylko broniliśmy. Wyglądało to tak, jakbyśmy nie mieli już sił i zabrakło nam wiary. Wkradła się frustracja. Mimo że mieliśmy wolne pozycje, to nie trafialiśmy - dodaje gracz.
Słupszczanie mieli fatalni dzień pod względem rzutowym. Do kosza rzucali z zaledwie 28-procentową skutecznością! Zgorzelczanie byli lepsi w każdym elemencie gry (zbiórki: 40-33, asysty: 18-11).
W serii do trzech zwycięstw słupszczanie przegrywają 1:2. Czy są w stanie wyjść z opresji? - To prawda, że jeszcze nie koniec serii. Zrobimy wszystko, aby pojechać na piąte spotkanie do Zgorzelca - komentuje zawodnik.