Wydawało się, że w związku z absencją Karola Gruszeckiego, Energa Czarni Słupsk nie będą mieli za dużych szans w serii z PGE Turowem Zgorzelec, tym bardziej na parkiecie mistrza Polski. Słupszczanie nie położyli się jednak przed zespołem Miodraga Rajkovicia i w już w pierwszym meczu udowodnili, że będą bić się do samego końca o wygraną w tej rywalizacji. Świetna gra Jerela Blassingame'a w drugiej połowie (15 punktów), skuteczne akcje w końcówce meczu Mantasa Cesnauskisa dały gościom upragnione, ale zarazem sensacyjne zwycięstwo.
[ad=rectangle]
Drugie spotkanie było już jednak pod całkowitą kontrolą PGE Turowa Zgorzelec. Gospodarze wyciągnęli wnioski i od samego początku kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Ostatecznie mistrzowie Polski wygrali 88:68. Mimo tej porażki w szatni Energi Czarnych Słupsk panowały pozytywne nastroje.
- Jesteśmy zadowoleni z tych dwóch meczów. Naszym celem było przynajmniej jedno zwycięstwo na wyjeździe. Udało się "wyrwać" wygraną w pierwszym meczu i bardzo się z tego powodu cieszymy. Teraz wracamy do Gryfii i spróbujemy powalczyć - przyznaje Mantas Cesnauskis, rozgrywający Energi Czarnych.
W słupskim obozie są przekonani o tym, że dużym atutem zespołu w meczach u siebie będzie własna publiczność, która z pewnością zgotuje niezwykłą atmosferę.
- Na pewno będzie nam się grało łatwiej w Słupsku, przed własną publicznością. Jestem przekonany, że kibice szczelnie wypełnią Halę Gryfia. To może być dla nas wielki atut. Być może nawet taki atut, który będzie PGE Turowowi trudno zniwelować - zaznacza z kolei Andrzej Twardowski, prezes Energi Czarnych Słupsk.
W sezonie zasadniczym w Hali Gryfia udało się wygrać tylko trzem ekipom. Były to Śląsk Wrocław, Trefl Sopot i... PGE Turów Zgorzelec. Zresztą mistrzowie Polski ostatnią porażkę ponieśli 2 lutego 2012 roku. Od tego czasu wygrali dziesięć meczów pod wodzą Miodraga Rajkovicia.