NBA: Rockets i Cavs doprowadzili do remisu!

East News
East News

Houston Rockets znakomicie spisało się w drugiej połowie i ostatecznie wyrwało zwycięstwo nad Clippers. Do remisu w półfinałowej rywalizacji doprowadzili również Cavaliers.

Zabrakło go już w pierwszym meczu, ale wtedy dość nieoczekiwanie udało się wygrać. Tym razem nieobecność Chrisa Paula, spowodowana urazem, była bardziej odczuwalna. Clippers do przerwy radzili sobie znakomicie. Grali skutecznie i w drugiej kwarcie dyktowali warunki gry. Goście objęli prowadzenie i mieli dziewięć punktów przewagi. To stawiało ich w komfortowej sytuacji.
[ad=rectangle]
Tyle że w drugiej części spotkania znacznie lepiej spisały się Rakiety. Nie była to wcale zasługa James Harden, lecz jego kolegów. Zaczął Trevor Ariza, a w sukurs poszli mu Dwight Howard, Jason Terry czy Terrence Jones. Za ich sprawą gospodarze rozkręcili się do tego stopnia, że deptali po piętach rywalowi, który miał coraz większe problemy w ataku. Dopiero pod koniec trzeciej kwarty dołączył się 25-letni koszykarz, celnie wykonujący rzuty osobiste.

Chwilę później Harden i Ariza zagrali wyśmienicie w ofensywie. Zdarzały im się błędy, ale były nieistotne w obliczu świetnej skuteczności - zarówno spod kosza, jak i z dystansu. Rakiety wypaliły i 8,5 minuty przed końcem meczu miały dziewięć "oczek" więcej od ekipy z Miasta Aniołów.

Austin Rivers próbował jeszcze ratować Clippers, ale na to było już za późno. Brodaty na finiszu był nie do zatrzymania i poprowadził swój zespół do pierwszej wygranej w tej serii. Oznacza to, że drużyna z Teksasu doprowadziła do remisu w serii.

Wspomniany wcześniej Harden zdobył aż 32 punkty oraz dołożył 7 asyst i 3 zbiórki, ale świetnie spisali się też Howard (24 punkty, 16 zbiórek) czy Ariza (15 punktów, 13 zbiórek).

U gości najskuteczniejszy był Blake Griffin, autor 34 punktów, 15 zbiórek oraz 4 asyst. Bezbłędny w rzutach z gry był DeAndre Jordan (16 punktów, 12 zbiórek), a nieźle spisali się Rivers (10 punktów) i Jamal Crawford (19 punktów). Temu ostatniemu brakowało jednak skuteczności, zwłaszcza za trzy.

Cavaliers szybko dali do zrozumienia, że druga porażka nie wchodzi w rachubę. Prawdę mówiąc, gdyby gospodarze ponownie polegli, to ich szanse drastycznie by spadły. W obecnej sytuacji nadal wszystko jest możliwe.

LeBron James i spółka pozamiatali już w pierwszej kwarcie. Podopieczni Davida Blatta znakomicie weszli w mecz i już po niespełna dwóch minutach prowadzili 10:2. A to był dopiero początek. Nie tylko LBJ w ich szeregach spisywał się bardzo dobrze. Zza łuku spustoszenie siał Iman Shumpert, a pod koszem skuteczny był Timofej Mozgow. Pod koniec do wymienionego tercetu dołączyli Kyrie Irving i James Jones.

Bulls byli bezradni. Nie potrafili zatrzymać przeciwnika, a sami borykali się ze sporymi problemami w ataku. Zawodził Derrick Rose, który notorycznie pudłował. Zresztą gwiazda Byków swoje pierwsze punkty zdobyła dopiero w ostatniej akcji pierwszej odsłony. Oprócz tego wielu graczy popełniało faule bądź też błędy. Próby Mike'a Dunleavy'ego czy Jimmy'ego Butlera z dystansu były nieudane. Nic dziwnego, że ekipa z Chicago tak szybko znalazła się w poważnych tarapatach.

Prawdę mówiąc, tu już nie było mowy o wyrównanej walce. Zespół z Cleveland ustawił całe spotkanie. Przewaga była ogromna i mimo że czasami Bulls czasami udawało się ją zmniejszyć, to dystans nadal był wielki. Nie było mowy o zbliżeniu, zwłaszcza że wszystkie pilnowali James i Shumpert.

W trzeciej odsłonie był fragment, kiedy Chicago wlało w siebie nadzieję. Zawodnicy Toma Thibodeau znacząco przecież zredukowali deficyt, ale wówczas na posterunku byli LBJ i Jones. Cavs przypieczętowali zwycięstwo bez najmniejszych trudności i doprowadzili do remisu w serii. Wielka w tym zasługa Jamesa, ale też pozostałych wymienionych koszykarzy, którzy też zagrali skutecznie. U Byków najwięcej punktów zgromadził Butler, ale i on nie powalił na kolana swoją dyspozycją.

Houston Rockets - Los Angeles Clippers 115:109 (35:24, 21:41, 27:20, 32:24)
(Harden 32, Howard 24, Ariza 15, Brewer 11, Terry 10, Jones 10 - Griffin 34, Crawford 19, Jordan 16, Redick 12, Rivers 10)

Stan rywalizacji: 1-1

Cleveland Cavaliers - Chicago Bulls 106:91 (38:18, 26:27, 23:26, 19:20)
(James 33, Irving 21, Jones 17, Shumpert 15 - Butler 18, Rose 14, Gasol 11, Gibson 11)

Stan rywalizacji: 1-1

Komentarze (10)
avatar
heat_rays_fan
8.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lebron ostatnie swoje serie w playoff z Bulls zaczynał od porażki i kończył czterema zwycięstwami z rzędu. Liczę na taki sam scenariusz teraz :) jak beznadziejne jest wpisywanie czegoś takiego Czytaj całość
avatar
to_my
7.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
w nastepnych dwoch meczach Chicago zmiecie z powierzchni ziemi Cavs. Wlasciwie tylko jumpshots ratuje Cavs. Jesli siedzą trojki to jest dobrze, jesli nie bedzie wpadac i Bulls poprawią defens t Czytaj całość
avatar
TylkoWłókniarz
7.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pierwsza kwarta zadecydowała w Cleveland.James włączył play-off mode i pokazał klasę jednak nie tracę nadziei go Bulls! 
Maciej Karolczak
7.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Duzo nie braklo aby bylo juz 2:0 u siebie clipers pozamiataja houston czemu paul nie pauzowal w meczach z spurs :-( a tak na powaznie to typuje final clipers- memphis. Pozdro dla wszystkich 
avatar
jaet
7.05.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A no właśnie, Bulls (i James) pokazali inną twarz. Moim zdaniem jednak to nie James odwrócił ten mecz, tylko błędy własne Bulls, którzy raz na jakiś czas grają właśnie w taki sposób. I kwarta t Czytaj całość